Dokumenty nadal mają ogromną moc rażenia, czego dowodzi produkcja HBO zatytułowana "Leaving Neverland". Dawno nic tak nie spolaryzowało widzów jak film o ofiarach Michaela Jacksona. W internecie od tygodni toczy się burzliwa dyskusja, a fani "Króla popu" zaciekle go bronią. Postanowiłem wejść w umysły armii Jacksona.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Niemal każdy artykuł zahaczający o dokument i kolejne rewelacje, którą wywołuje, ma setki komentarzy stających w obronie zmarłego idola. Nie są to boty ani trolle, które działają na usługach Rosji, by skłócić świat Zachodu, ale żywi ludzie - z krwi i kości. Stają w obronie Jacksona, bo uważają, że spowiedź mężczyzn, którzy oczerniają muzyka, to bujda na resorach.
Jak nie wiadomo o co chodzi...
Fani Jacksona nie chcą dopuścić do zbezczeszczenia pamięci o idolu. Narracja w komentarzach ma punkt wspólny: rzekome ofiary i ich rodziny - bohaterowie dokumentu - wystąpiły dla pieniędzy, które miałoby im zapłacić HBO. W sieci krążą filmy, a nawet memy dotyczącego jednego z oskarżycieli - Wade'a Robsona i tego, że przyjął zastrzyk gotówki od stacji telewizyjnej (obaj mężczyźni twierdzą, że nie dostali wynagrodzenia).
– Dziennikarze robią programy o wszystkim co przynosi uwagę ludzi, a za tym kasę. Im się nie dziwię, tym bardziej, że nie stają po żadnej stronie, tylko prowadza wywiad – mówi mi Marek, jeden z wiernych fanów Jacksona.
Wielu "wyznawców" nie obejrzało dokumentu, choć to nie przeszkodziło im w wypowiadaniu się w sieci. Mój rozmówca widział film HBO i jest nim oburzony.
– Tak, oglądałem i dla mnie to żałosne kłamstwa bankruta, który chce zarobić. W 2013 roku, gdy zaczęły się jego problemy osobiste i zawodowe, założył sprawę i żądał 1,65 miliarda dolarów. Sprawę przegrał – przyznaje Marek. – Dodam, że do 2012 roku, gdy wszystko mu się układało, bronił i wychwalał MJ, że to cudowny człowiek i nie zna drugiej tak dobrej osoby na świecie.
Podobnie jak i inni internetowi rycerze Jacksona, polecił mi obejrzenie tego samego filmu na YouTube (można włączyć polskie napisy). Fani używają go do demaskowania Robsona, jako chciwego kłamcy i twierdzą, że jest bardziej rzetelny niż dokument HBO. Są w nim poskładane różne fragmenty wywiadów telewizyjnych i bloga Robsona, a wszystko ma formę teorii spiskowej.
– To są fakty i dokumenty, dowody na niewinność MJ. Dokument HBO to tylko słowa i żadnego dowodu – podkreśla Marek.
Ofiara, która dyskwalifikuje dokument?
Postać Wade'a Robsona jest bardzo kontrowersyjna i mało wiarygodna ze względu na proces z 2005 roku. Wtedy sam stanął w obronie Michaela i między innymi dzięki jego zeznaniom, "Król popu" został uniewinniony. Przed sądem przyznał, że nie był molestowany. Jednak już w czasie procesu, jeden z prokuratorów nie wierzył w jego zeznania... ale i potwierdził, że Jackson był pedofilem.
– Sądziliśmy, że kłamie. Nie mieliśmy co do tego wątpliwości. Byliśmy przekonani, że był ofiarą długotrwałego wykorzystywania seksualnego ze strony Michaela Jacksona. Wszystko w jego zachowaniu wskazywało na to, że mamy rację. I oczywiście mieliśmy. Widać było, że czuł się niekomfortowo, w taki sposób, w jaki człowiek czuje się niekomfortowo, kiedy pod przysięgą i przed dużą grupą ludzi fałszywie odpowiada się na pytania – mówił "Vanity Fair" prokurator Ron Zonen.
Z kolei w dokumencie "Leaving Neverland" słyszeliśmy, że Jackson molestował dzieciaki wielokrotnie. Wokalista grupy 3T i bratanek Michaela - Taj uważa, że Robson zmienił swoją wersję wydarzeń w ramach zemsty. Powód? Nie został zatrudniony w ramach trasy "Michael Jackson: ONE" Cirque Du Soleil.
– Wade zmieniał swoją historię cztery razy. Najpierw wziął udział w koncercie dla mojego wujka, potem na prawo i lewo dawał występy dla uczczenia jego pamięci, a gdy nie dostał pracy przy MJ One, nagle zaczął pisać książkę o gejowskich doświadczeniach ciemnoskórych mężczyzn. Nikt nie chciał kupić tej książki i potem nagle wyskoczył z tymi oskarżeniami" – mówił w wywiadzie dla portalu TMZ.
Niezrozumienie sytuacji ofiar
Na podstawie podobnych spraw wiemy, że ofiary pedofilów dopiero po latach odsłaniają prawdę. Molestowane osoby nie chwalą się traumą na prawo i lewo, a trudna decyzja o przerwaniu milczenia przychodzi z czasem. Niektórzy są jednak za mało empatyczni, by to zrozumieć.
"Film jako dowód? ... Mniej więcej taki, jak film 'Kler!'" – napisała Animela na portalu salon24.pl. "Nie mam zaufania do świadków, którzy po latach zyskują świadomość przeżycia tragedii molestowania. W Polsce jest teraz prawdziwy wysyp 'ofiar' księdza Jankowskiego; jakoś za życia księdza nie ryzykowali konfrontacji z prokuraturą! Dopiero teraz, po latach, śmiało wyciągają ręce po odszkodowania - i dokładnie to samo może być z 'ofiarami' Jacksona" – kontynuowała.
Drastyczniejsza, ale analogiczna sytuacja mogła mieć miejsce w przypadku R. Kelly'ego - jego domniemane ofiary miały dostawać groźby śmierci. Nic dziwnego, że potem jedna z 14-latek podważyła swoją obecność na sekstaśmie muzyka. Jackson miał straszyć ich "jedynie" więzieniem.
Tymczasem kilkuletni fani Jacksona byli zakochani w swoim idolu i wiernie wykonywali jego polecenia. Nie chcieli go stracić i dlatego też kłamali i stawali w jego obronie. Syndrom sztokholmski nie jest wystarczającym argumentem dla fanatyków Jacksona.
Dokument jest nieobiektywny
Film jest krytykowany również z innego powodu. W czterogodzinnym dokumencie nie znalazły się świadectwa bliskich Jacksona. Piosenkarz zmarł w 2009 roku, ale ma wciąż żyjących znajomych, rodzinę i dzieci. Zabrakło chociażby wypowiedzi prawników, którzy brali udział w głośnym procesie. Pod tym względem dokument jest jednostronny, a to przecież woda na młyn dla fanów piosenkarza.
– Zazwyczaj bronię osób, które oskarża się o coś bez dowodów. Niby są dowody, ale nigdzie ich nie ma – mówi mi Sylwia.
– Panowie z filmu są dla mnie mało wiarygodni zważywszy na ich przeszłość. Niemal 100 tys długu za przegrany proces. Pan Robson nie dostał roli głównego choreografa w filmie Jacksona. Od razu potem pamięć mu wróciła. Oboje panów zeznawało pod przysięgą – dodaje.
– Proszę mi wierzyć, jeżeli w filmie lub gdziekolwiek indziej zobaczyłabym dowód winy, jestem skłonna zmienić zdanie. Dokument HBO jest bardzo stronniczy. Pokazuje sytuację z jednej strony. W najgorszym świetle wypadają matki panów. Myślę, że kasa zwyciężyła... Sprzedali synów. Nie wiem co tam się wydarzyło, ale nikt z nas nie wie. Taka jest prawda – kwituje.
Michael Jackson roztaczał wokół siebie magiczną aurę, która oddziaływała na wszystkich dookoła i dawała mu ciche przyzwolenie na nieustanne towarzystwo gromadki maluchów. To, co zawsze było dość dziwne, po obejrzeniu dokumentu uzyskało solidne podstawy do obalenia legendy niegroźnego "przyjaciela dzieci".
Nie każdy fan zmienił zdanie o "Królu popu". Bez twardych dowodów w postaci chociażby nagrań z sypialni zatwardziali "rycerze Jacksona" nigdy nie przyznają racji ofiarom. Sytuacja jest zatem patowa. To, co jednak łączy obie strony obecnego konfliktu, to niezłomne uwielbienie Michaela Jacksona, którego bronią wbrew jego mrocznej stronie.