
Fani Jacksona nie chcą dopuścić do zbezczeszczenia pamięci o idolu. Narracja w komentarzach ma punkt wspólny: rzekome ofiary i ich rodziny - bohaterowie dokumentu - wystąpiły dla pieniędzy, które miałoby im zapłacić HBO. W sieci krążą filmy, a nawet memy dotyczącego jednego z oskarżycieli - Wade'a Robsona i tego, że przyjął zastrzyk gotówki od stacji telewizyjnej (obaj mężczyźni twierdzą, że nie dostali wynagrodzenia).
Postać Wade'a Robsona jest bardzo kontrowersyjna i mało wiarygodna ze względu na proces z 2005 roku. Wtedy sam stanął w obronie Michaela i między innymi dzięki jego zeznaniom, "Król popu" został uniewinniony. Przed sądem przyznał, że nie był molestowany. Jednak już w czasie procesu, jeden z prokuratorów nie wierzył w jego zeznania... ale i potwierdził, że Jackson był pedofilem.
Na podstawie podobnych spraw wiemy, że ofiary pedofilów dopiero po latach odsłaniają prawdę. Molestowane osoby nie chwalą się traumą na prawo i lewo, a trudna decyzja o przerwaniu milczenia przychodzi z czasem. Niektórzy są jednak za mało empatyczni, by to zrozumieć.
Film jest krytykowany również z innego powodu. W czterogodzinnym dokumencie nie znalazły się świadectwa bliskich Jacksona. Piosenkarz zmarł w 2009 roku, ale ma wciąż żyjących znajomych, rodzinę i dzieci. Zabrakło chociażby wypowiedzi prawników, którzy brali udział w głośnym procesie. Pod tym względem dokument jest jednostronny, a to przecież woda na młyn dla fanów piosenkarza.