– Postanowiłam to ujawnić, bo pewnie wiele osób nie zdaje sobie sprawy, w jaki sposób pan minister się zachowuje – mówi w rozmowie z naTemat Bożena Kamińska. W weekend posłanka PO krótko opisała na Twitterze zachowanie Jarosława Zielińskiego, gdy spotkali się na uroczystościach w Augustowie. Ona wyciągnęła do niego rękę (nawet dwukrotnie), on jej ręki nie podał.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Pani poseł, jak wyglądało Pani spotkanie z ministrem Jarosławem Zielińskim w Augustowie?
W sobotę miałam przyjemność uczestniczyć w konferencji zorganizowanej przez augustowski "Przegląd Powiatowy". To była dyskusja o tym, jak Augustów i powiat augustowski miałby wyglądać za 20 lat, o jego perspektywach i możliwościach rozwoju. Ja zostałam zaproszona do dyskusji w panelu poświęconym kulturze, z racji tego, że w placówkach kulturalnych regionu pracuję już w sumie od kilkudziesięciu lat.
Gdy weszłam na salę konferencyjną, większość gości już było na miejscu. Witałam się po kolei ze wszystkimi gośćmi, którzy siedzieli w tym samym rzędzie, w którym i ja miałam usiąść. Gdy doszłam do pana wiceministra, który również siedział w tym rzędzie, wyciągnęłam do niego rękę i powiedziałam "Dzień dobry".
Konsternacja osób, które siedziały wokół, była ogromna. Ja powiedziałam tylko: "bardzo żałuję, że pan minister tak postępuje" i przeszłam o jedno miejsce dalej, gdzie było wyznaczone dla mnie krzesło. Wtedy pan minister zwrócił się w moją stronę, mówiąc, że nie będzie się ze mną witał, bo ja piszę anonimy i donosy.
Coś tu się chyba nie zgadza – to nie Pani pisze anonimy, Pani je otrzymuje. Od policjantów.
Tak też powiedziałam – że nie pisałam, nie piszę i pisać nie będę anonimów. "Pan o tym dobrze wie" – podkreśliłam. No i dodałam, że żałuję bardzo, iż minister nie chce podjąć trudnego tematu, jakim jest sprawa sytuacji w policji. To pewnie oznacza też, że nie mam co się spodziewać, że uzyskam zgodę na wizytę w MSWiA, na którą od czterech miesięcy nie mogę się umówić, aby porozmawiać o tym, na co skarżą się policjanci.
Jeszcze w ubiegłym roku wystosowałam do pana ministra prośbę na piśmie, aby wyznaczył dogodny dla siebie termin, ja się do tego dostosuję. Niestety – widać, że szanse na rozmowę o problemach, z którymi mierzą się policjanci, raczej nie istnieją.
To było pierwsze takie zachowanie ministra Zielińskiego względem Pani?
Niestety, nie. Od blisko ośmiu lat ćwiczę na sobie różne zniewagi ze strony dziś pana ministra, a wcześniej byłego posła. Na różnych uroczystościach nie wita się mnie, nie wymienia, nie zwraca się na mnie uwagi, nie podaje ręki. Od prawie czterech lat, odkąd Jarosław Zieliński jest wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji, nie jestem zapraszana na wszelkie uroczystości z udziałem służb mundurowych, ale nie tylko.
Zna Pani powód?
Czasem się gdzieś dopytuję organizatorów, dlaczego nie zostałam zaproszona. Uzyskuję wtedy wyjaśnienie, że nie mają pozwolenia, bo lista gości jest weryfikowana przez pana Jarosława Zielińskiego - kto uczestniczyć może, a kto nie. Bywa, że dyrektorzy jakichś placówek poprzez swoich pracowników kontaktują się ze mną i proszą dyskretnie, abym nie przychodziła, bo będzie pan minister i moja obecność będzie przez niego źle odebrana.
Ale nie jestem jedyną, która jest w ten sposób traktowana przez pana Zielińskiego. Podobnie wyglądają relacje pana ministra z władzami Suwałk. Służby mundurowe na przykład zupełnie nie uczestniczą w żadnych uroczystościach organizowanych przez samorząd. I na odwrót – organizowane są uroczystości oddzielne, konkurencyjne do miejskich, jak te z 1 września, gdy minister Zieliński o świcie, wystrzałem z armat, urządził suwalczanom pobudkę.
Dlatego mnie już to zachowanie w Augustowie z niepodaniem ręki nie zdziwiło. Tyle że dotąd na ten temat publicznie milczałam. Tym razem jednak postanowiłam to ujawnić, bo pewnie wiele osób nie zdaje sobie sprawy, w jaki sposób pan minister się zachowuje.
Państwo oboje w lokalnej polityce w Suwałkach funkcjonują już dość długo. Czy te relacje zawsze tak wyglądały?
Nie, kiedyś było zwyczajnie. Kiedy byłam dyrektorem Młodzieżowego Domu Kultury, a potem dyrektorem Suwalskiego Ośrodka Kultury, pan Jarosław Zieliński uczestniczył w wielu wydarzeniach, na które zapraszaliśmy lokalne osobistości. Było normalnie.
Co się zatem stało, że dziś te relacje normalne nie są?
Nie mam pojęcia.
Te ataki na dobre zaczęły się, gdy w 2011 r. zostałam posłem. Wtedy byłam nieustająco krytykowana. Choćby za to, że nie zrezygnowałam z funkcji dyrektora ośrodka kultury, choć przez te lata nie pobierałam uposażenia poselskiego. Atakował mnie, choć nie miał powodu – miałam prawo pracować w zawodzie, który kocham, i na rzecz mojego regionu. On zaś na przykład przed laty był posłem z Suwałk i jednocześnie burmistrzem dzielnicy Śródmieście w Warszawie – i tu problemu nie widział.
Mieszkają Państwo blisko siebie?
No, nie, niezbyt blisko. Pan minister mieszka na Szwajcarii, pod Suwałkami (to ten dom przez trzy lata mieli ochraniać policjanci – przyp. red.). Wkrótce, z tego co wiem, ma zamieszkać w miejscowości Krzywe, to też pod Suwałkami. Ja mieszkam w samym mieście.
Pytam, bo chciałbym się dowiedzieć, czy czasem się Państwo spotykają w zwykłych ludzkich relacjach – gdzieś na zakupach na przykład.
Kiedyś się spotykaliśmy gdzieś na mieście. Mówiliśmy sobie "dzień dobry". Znam się również z małżonką pana Zielińskiego, podajemy sobie ręce, witamy się.
Teraz też?
Fakt, teraz już nie, bo już okazji nie ma. Od jakiegoś czasu już się z panią Lilianą nie widziałam na żadnych uroczystościach, bo - jak wspomniałam - od pewnego czasu nie mogę uczestniczyć w tych samych uroczystościach co pan Zieliński.
Możliwe, że to o to chodzi. Fakt otrzymania tej nagany jest nie tylko dyskomfortem dla pana Kołnierowicza. To jest rysa na honorze generała policji. Z tego co wiem, pan Kołnierowicz jest pierwszą w Polsce w historii osobą z takim stopniem, która otrzymała jakąkolwiek karę.
A jednak na stanowisku pozostał.
Bo ma parasol ochronny ze strony pana wiceministra Zielińskiego, który odpowiada za policję. Myślę, że to jest jedyne wytłumaczenie. Przysłużył się panu ministrowi, organizując mu choćby całodobowe pilnowanie jego posesji. Trudno żeby teraz pan Zieliński nie stanął w jego obronie.
W takiej sytuacji trudno się dziwić podlaskim policjantom, że z informacjami o nieprawidłowościach zwrócili się do Pani – bo mają prawo nie dowierzać, że ich skargi przekazane zgodnie z procedurami nic nie zmienią.
Tych skarg jest coraz więcej. Na początku były to informacje anonimowe, teraz coraz częściej policjanci informują o nieprawidłowościach pod nazwiskiem. Oczywiście, częściej gotowi do mówienia pod nazwiskiem są ci, których np. zmuszono do odejścia na emeryturę, ale nie tylko, ci w czynnej służbie też. Przyjeżdżają do mnie, pokazują dokumenty, pisma, które kierowali do komendanta Kołnierowicza, do ministra Zielińskiego, do Komendy Głównej i na które nikt nie reagował.
Niektóre sytuacje są zatrważające. Policjanci z długim stażem są często fatalnie traktowani przez swoich przełożonych, są przez nich poniżani. Ci przełożeni to z kolei osoby bez żadnego doświadczenia. Przyjęci niedawno, pracują rok-dwa i są windowani na najwyższe stanowiska w komisariatach. To są ludzie, którzy powinni się jeszcze od nich uczyć tego zawodu, a często traktują ich jak "śmieci".
Ale skoro pan minister Zieliński nawet Pani nie podaje ręki, to w jaki sposób jest Pani w stanie pomóc tym policjantom.
To nieprawda, że jesteśmy bezsilni wobec nieprawidłowości w policji. I ja, i funkcjonariusze, którzy się do mnie zgłaszają, bardzo liczymy na rzetelne wyniki inspekcji Najwyższej Izby Kontroli. W ostatnich dniach w dziesięciu komendach policji na terenie województwa podlaskiego rozpoczęli pracę kontrolerzy Izby.
Jestem przekonana, że sytuacja w tych komendach zostanie zbadana rzetelnie i obiektywnie. I co ważne – wyniki kontroli nie zostaną utajnione, jak to było np. w Suwałkach, gdy utajniono protokół po kontroli w komendzie miejskiej.
Skarg jest tak wiele i policjanci są na tyle zdesperowani, że tego już się nie da przemilczeć. W sumie w policji są 4 tys. wakatów. Około 40 proc. funkcjonariuszy albo musi się leczyć psychiatrycznie, albo musi korzystać z pomocy psychologicznej. Te liczby świadczą o tym, jak fatalna jest dziś sytuacja w policji.
On do mnie ręki nie wyciągnął i tylko na mnie patrzył. Więc ja rękę zabrałam i wyciągnęłam drugi raz, tym razem już mówiąc "Witam serdecznie pana ministra". Pomyślałam, że może problemem było to, że przy "Dzień dobry" nie zastosowałam tego tytułu. On wtedy, patrząc na mnie, stwierdził: "Nie podam pani ręki".
Wiele osób mnie pyta, co ja takiego zrobiłam panu Zielińskiemu, że mnie tak nie lubi. A ja naprawdę nie mam zielonego pojęcia.