
Przed kilkoma dniami kameruński związek olimpijski ogłosił oficjalnie, że nie wie, gdzie jest siódemka sportowców z jego kraju. Pływak, bramkarka i pięciu bokserów wyszło z wioski olimpijskiej i do dziś nie dało znaku życia. Najprawdopodobniej postanowili rozpocząć nowe życie w stolicy Angli. Skąd my to znamy? Ucieczki polskich sportowców w czasach PRL zdarzały się przecież bardzo często.
Pierwszy zawodowym sportowcem, który uciekł z PRL był piłkarz, zawodnik Górnika Zabrze, Waldemar Słomiany.
Sportowcy z uwagi na liczne zagraniczne wyjazdy na obozy, turnieje oraz mecze, zawsze mieli zdecydowanie łatwiejszą drogę do ucieczki. I chociaż w kraju mieli pieniądze, mieszkania i samochody, to bardzo często, przy pierwszej okazji, wybierali psychiczne i fizyczne uczucie wolności na zachodzie.
Fragment artykułu Artura Brzozowskiego z "Gazety Wyborczej": Dwa miesiące przed wprowadzeniem stanu wojennego cała rodzina Jaroszów uciekła z Polski. Wszystko było precyzyjnie zaplanowane. Ojciec i brat Gabi opuścili Polskę, płynąc jachtem. Przepłynęli przez Bałtyk i dotarli do RFN. Jerzy Jarosz prowadził szkółkę jachtingu i miał uprawnienia kapitana pełnomorskiego. W tym samym czasie Gabrysia i jej mama Zygfryda maluchem wyruszyły w podróż z Gliwic do Dortmundu, w podróż w jedną stronę. Jacek został we Wrocławiu i nadal grał w Śląsku. Bardzo tęsknił. Nie wiedział, jak ma postąpić. (...) W połowie maja reprezentacja wyjeżdżała na trzytygodniowe zgrupowanie do Francji i Niemiec. Pojawiła się nadzieja i szansa, że po siedmiu miesiącach rozstania Jacek wreszcie spotka Gabi. CZYTAJ WIĘCEJ
– Tę historię opowiedział mi Zbyszek Jakubowski. Jarecki wyjechał, bo zakochał się w Gabrieli Jarosz, tenisistce z Wałbrzycha. To było w latach 70. albo 80. Jarosz była jego dziewczyną, może nawet narzeczoną. Za granicę wyjechali jej rodzice, więc ona, chcąc ułatwić sobie start w sportowej karierze, pojechała z nimi – mówi naTemat Jagodziński.
Fragment artykułu, opublikowanego na portalu weszlo.com: Droga Rudego do miłości wiodła z Mediolanu przez Monachium, Monako, Paryż, Strasburg, aż dotarł do Kolonii. Zamieszkał tam w maleńkim mieszkaniu, by ukryć się przed… prasą. Gazety przepytywały osoby z zagranicznego światka piłkarskiego, ze szczególnym uwzględnieniem pracowników niemieckich drużyn, by ustalić, gdzie może znajdować się piłkarz. Tymczasem Rudy mościł sobie gniazdko w 1. FC Koeln. Była nawet szansa, żeby zamieszkał w stolicy Bawarii. Jednak działacze Bayernu nie wykazali zainteresowania pomocnikiem, który dopiero co uciekł z kraju. Tak samo jak Bayer Leverskusen i AS Monako. Zresztą, władze ostatniego z klubów pomogły w przewiezieniu uciekiniera przez granicę francusko-niemiecką. W zamian za 150 tysięcy marek Rudy na chwilę stał się Wolfgangiem Schanzlerem (pracownik Kolonii). CZYTAJ WIĘCEJ
Pierwszy uciekinier
Miał propozycję od Niemiec, ale nie zgodził się przyjąć ich obywatelstwa. Musiał jednak przynależeć do jakiegoś klubu, aby startować w zawodach. Przyjął więc ofertę niemieckiego klubu.
Kozakiewicz słynnym gestem, który wykonał podczas igrzysk w Moskwie, na słynnych Łużnikach, zraził do siebie wszystkich ważnych PRL. Odebrano mu paszport, przez co nie mógł brać udziału w zawodach lekkoatletycznych. – Raz jednak udało mu się wyjechać. Nie po to, aby uciec, ale aby wziąć udział w mitingu, na który został zaproszony. Za karę jednak, za nieposłuszeństwo wobec władzy, został zdyskwalifikowany przez PZLA i nałożono na niego karę. Otrzymał list z urzędu skarbowego z wezwaniem do zapłaty rzekomo zaległych podatków od nagród, które otrzymywał za starty dla Polski i osiągane wyniki. Gdy Władek dowiedział się o dyskwalifikacji i karach, powiedział, że zostaje, bo chce startować – zdradza Jagodziński.
W tytule, od razu mówię, nie ma żadnej ironii. Występ naszych sportowców na igrzyskach naprawdę uznaję, no dobrze, może nie za świetny, ale za bardzo dobry. Bardzo dobry? Jakże to, przecież miało być złoto siatkarzy, medal Radwańskiej, medal Kusznierewicza, medal mistrza świata w tyczce, medal Małachowskiego i wiele innych. CZYTAJ WIĘCEJ

