To, co ostatnio się wyprawia w społeczności maniaków popularnych serii, jest po prostu chore. Z każdą premierą nowego filmu z ulubionego uniwersum lub kolejnego odcinka ukochanego serialu armia widzów modli się pod nosem, by nie nadziała się na spoiler. Paranoja zatacza coraz szersze kręgi - trafiła nawet do świata... polityki.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
– To nie może być tak jak to pole bitwy na Winterfell, przyznaję się bez bicia, oglądam "Grę o tron", nie wiem, czy to będzie spoiler, ale jedno wiem na pewno: jeśli nie znajdziemy sposobu na ograniczenie agresji w Polsce, to może się skończyć konfrontacją, jak w "Grze o Tron" z Królem Nocy – przekonywał w czasie głośnego wykładu Donald Tusk.
Doskonale wiedział co się dzieje z ludźmi, którzy pisną choćby słówko zdradzające fabułę. Nie ważne, czy ktoś jest szefem Rady Europejskiej, czy zwykłym zjadaczem chleba, zostanie obrzucony najgorszymi inwektywami. Oto jak prezentuje się sieć zależności we współczesnej popkulturze spoilerowej:
Ludzie, którzy cię zbluzgają za choćby ułamek spoilerka
Problem w tym, że scena po napisach była, ale inna niż zwykle. Więc nomen omen to nie był spoiler, ale szambo się wylało.
Ludzie, którzy cię pobiją za spoiler
Niektórzy instalują w przeglądarce wtyczki, które blokują posty w mediach społecznościowych zawierające słowa kluczowe jak "avengers", "gra", "tron" - wiadomo o co chodzi. Redakcyjny znajomy chce obejrzeć finałowy sezon superprodukcji HBO przy jednym posiedzeniu, zatem teraz nogami i rekami odgania się od spoilerów.
Absurd niekiedy wychodzi poza internet. I może dojść wtedy do rękoczynów, jak ta niedawna akcja w Hong Kongu. Żartowniś wyszedł z seansu "Avengersów" i zaczął wykrzykiwać szczegóły historii ludziom, którzy dopiero wchodzili do kina. Dali mu bolesną nauczkę , a zdjęcia pobitego trolla obiegły sieć. Czy to już aby nie przesada? Ocenę takiej reakcji pozostawiam wam.
Ludzie, którzy psują zabawę celowo
Ok, sam się przyznaję do tego, że kiedyś strollowałem moich znajomych pewnym spoilerem z "Gry o tron". Po prostu przeczytałem książki zaraz po pierwszym sezonie serialu i wiedziałem co się wydarzy w kolejnych. Perfidnie zapytałem na Facebooku, czy dość kluczowa scena miała już miejsce na małym ekranie. Oj, chyba wtedy kilka osób usunęło mnie ze znajomych.
Takie niszczenie zabawy ("spoil" z angielskiego oznacza "psuć") wciąż się zdarza. Widziałem mnóstwo chamskich komentarzy pod artykułami o "Avengers", w których wyjawiano kto ginie. Psuć seans można nie tylko fanom topowych tytułów fantasy i science-fiction. Najbardziej spektakularny spoiler dotyczy komedii "Marley i Ja".
Karma jednak do mnie wróciła, bo przy ostatnim sezonie "Gry o tron" trafiłem na kluczowe kadry na Twitterze (w Polsce jest niepisana zasada, by wstrzymywać się ze spoilerami do końca telewizyjnej premiery odcinka w poniedziałek wieczorem, ale w USA widzowie oglądają to już w niedzielę). O dziwo, nie przeszkodziło mi to w ekscytowaniu się odcinkiem (to ten z "Bitwą o Winterfell").
Ludzie, którzy spoilerują nieświadomie
Do dziś bawi mnie anegdotka dotycząca pirackiej wersji "Piły", którą kolega kupił na bazarze. Z tyłu na okładce było napisane krótkie wprowadzenie do fabuły. Haczyk polegał na tym, że na końcu krótkiego tekstu wyjawiono, kto jest Jigsawem - każdy, kto oglądał ten horror wie, jaki to był szok poznawczy. Z takim spoilerem na wstępie film nie robi już takiego wrażenia.
Są też spoilery, które trudno ocenić – czy są świadome, czy też nie, czy... coś.Amerykański portal tvline.com umieszcza na bieżąco artykuły, w których już w tytule informuje kto odszedł na tamten świat w "Grze o tron". Biada temu, kto wejdzie na stronę, by poczytać sobie o tym, co tam w telewizji piszczy, a nie oglądał serialu w momencie premiery.
Ludzie, którzy są ciekawi, ale każą ci milczeć
W niełatwym położeniu są osoby, które widziały coś przed premierą i nie mają z kim o tym porozmawiać. Mowa tu dziennikarzach i blogerach. Po seansie znajomi albo mnie unikają, albo pytają, jaki był film... i zatykają uszy rzucając przy tym "tylko bez spoilerów!" (tak jakbym miał zacząć opowieść od zakończenia) I co ma tu człowiek powiedzieć? Przeanalizować mimochodem, w korytarzu, kreację tego samego aktora przy 8. sezonie serialu? Czy wyjść na ograniczonego mruka i odpowiedzieć "fajny/niefajny"?
Współczesne recenzje filmów i seriali to zresztą oddzielny temat. Oddzielnie też powstają, bo w dwóch wersjach: spoilerowej i bezspoilerowej. Czytelnicy i widzowie weszli już na taki poziom abstrakcji, że opowiadając o danym tytule nie możesz wziąć na warsztat jednej ze scen, by ją streścić, przeanalizować i przełożyć na cały film, jak to zwykle bywa, bo fanatycy zaraz cię zjedzą w komentarzach i odlajkują stronę. Recenzja z samymi ogólnikami wyglądałaby tak - link - czyli nijak.
Ludzie, którzy nakręcają spoilero-paranoję
Najwięksi producenci strzegą planu filmowego jak oka w głowie. Ani Netflix, ani pracujący u niego aktorzy, czy nawet reżyserzy nie mogą nic powiedzieć o tytule przed premierą - mają to w kontrakcie. Przekonałem się o tym rozmawiając z Tomkiem Bagińskim o "Wiedźminie". W sumie nic się nowego nie dowiedziałem.
Również HBO kręcąc najnowszy sezon "Gry o tron" doszło do tak ekstremalnego etapu filtrowania wycieków, że nawet sami aktorzy nie wiedzieli jak będzie wyglądać odcinek, w którym grają. Otrzymywali różne wersje scenariusza i prezentowali różne wariacje na temat konkretnej sceny - więcej przeczytacie o tym tutaj.
Rzecz jasna w tej aurze tajemniczości tkwi sukces komercyjny takich produkcji: to chwyt marketingowy, na który się łapiemy, bo wykorzystuje naszą ciekawość i potrzebę należenia do elitarnego kręgu, niedostępnego dla normików.
Ludzie, którzy się boją linczu
Paranoję mają też osoby, które coś już widziały, ale nie chcą zdenerwować innych. Wspomniany na początku Donald Tusk nawiązał do "Gry o tron" pół żartem, pół serio. Natomiast Tom Holland, który gra Spider-mana, w najnowszym zwiastunie nadchodzącego dopiero filmu zaczyna od ostrzeżenia o "mega spoilerach".
To ciekawe, bo istnienie filmu "Spider-Man: Daleko od domu" jest poniekąd samo w sobie spoilerem dotyczącym finału ostatniej części "Avengers". Przecież chronologicznie dzieje się po wydarzeniach z "Końca gry", a więc możemy się domyślać zakończenia...
Ludzie, którym wszystko jedno
Są jeszcze pozostali - odporni na paranoję. To ci, którzy nie są oglądają danej produkcji albo nie przywiązują większej wagi do spoilerów. Znam też jednego gościa, który sam się prosił o zdradzenie zakończenia, bo tak bardzo nie mógł doczekać się filmu.
Kultura spoilera
Owa paranoja to znak XXI wieku. Nasi przodkowie nie mieli z tym żadnych problemów. Chór w starożytnych tragediach nagminnie spoilerował dalsze losy bohaterów. To było wpisane w konwencję i bynajmniej nie sprawiało, że odbiorca się nudził.
– W dramacie antycznym czy szekspirowskim pojawiały się elementy zwiastujące tragiczne wydarzenia. Czytając dzieło, każdy mógł się domyślić, co się wkrótce stanie i dlaczego. Chór pełnił rolę przewodnika, ale i zwiastował nadciągającą katastrofę – zauważa medioznawca, dr Krzysztof Grzegorzewski z Katedry Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego.
Trzeba nadmienić, że czytanie artykułów dotyczących "starych" filmów rodzi ryzyko wyjawienia fabuły. Nikt się nie patyczkuje i nie oznacza tekstów o np. "Szóstym zmyśle" etykietą [SPOILER ALERT]. W tym kontekście wadą filmów ze zwalającymi z nóg plot twistami są właśnie te plot twisty.
Vox w artykule o spoilerach pisze wprost, że cała zabawa w takiej dyskusji skupia się właśnie na zwrotach akcji. I wyśmiewa ogarniającą ludzi panikę, bezceremonialnie opisując bohatera granego przez Bruce'a Willisa..
"Daliśmy sobie wmówić, że historia sama w sobie jest w gruncie rzeczy nieważna, ważne są te momenty, w których opowiadacz nagle nas zaskoczy. Wytworzyliśmy całą kulturę nieustającej wzajemnej kontroli, chroniącej interesy tych, którzy chcą zarobić na pisaniu rachitycznych fabularnie i pozbawionych substancji historii" – czytamy na stronie Popmoderna.pl.
Michał Ochnik przytoczył w artykule również o eksperyment, w którym odbiorcom tekstu literackiego zaspoilerowano detale fabularne przed lekturą. Okazało się, że lepiej się bawili, gdy znali wszelkie zwroty akcji, niż osoby, które podeszły do czytania "na czczo".
– Jeśli się nad tym trochę pomyśli, nie ma w tym niczego dziwnego – znając pewne fakty jeszcze przed lekturą, umysł zaczyna analizować logikę konstrukcji dzieła w trakcie jego poznawania i zwracać uwagę na inne jego walory (o ile jakieś są). Spoiler usuwa najpłytszą warstwę satysfakcji z poznawania lektury i otwiera drogę do sięgnięcia głębiej – tłumaczy bloger. Od jego tekstu z 2017 roku zjawisko przybrało na sile.
Nie dajmy się zwariować!
– Spoilery stają się powoli toposem, miejscem wspólnej argumentacji. Rzuca ktoś hasło i wszyscy od razu wiedzą o co chodzi. Często jednak brakuje w tym zdrowego rozsądku – podkreśla dr Grzegorzewski.
Widzowie, słuchacze i czytelnicy zaczynają reagować w podobny sposób i przywiązują uwagę do rzeczy, które w ogóle tego nie wymagają. – Proporcje są zaburzane nie tylko w przypadku popkultury, ale i polityki. Wystąpienie Donalda Tuska z odwołaniem do "Gry o tron" miało niedostrzegalną zaletę, że przywróciło rozsądne proporcje – zapewnia.
Stanisław Bareja wyśmiał to zjawisko w serialu "Zmiennicy". – W jednym odcinku spikerka telewizyjna zapowiadając, pięknie streściła western. Powiedziała kto okazuje się mordercą, a "motywem zbrodni okazuje się bezlitosne prawo vendetty", po chwili dodała: "A teraz życzę państwu bardzo dużo napięcia i zaskoczenia" – opowiada ze śmiechem mój rozmówca.
Czy oglądanie filmów o II wojny światowej jest mało interesujące, bo znamy historię? Nawet oglądanie po raz n-ty "Pulp Fiction" może być i tak zaskakujące, a coroczna powtórka "Kevina samego w domu" to świąteczna tradycja. Jeśli film, książka czy serial są dobre, to nic nam nie popsuje frajdy. Mało kto zresztą zwraca uwagę na to, że zwykle najbardziej obawiamy się spoilerów dość przewidywalnych produkcji.
"Spoilerofobia" wynika z charakterystyki nowych mediów, jest związane z ich nadmiarowością i pogonią za czymś mocnym i wyrazistym. Są jak fast-foody, w których trudno znajdować coś wartościowego. Przez to niektóre zjawiska są przesadnie rozbuchane, a to wywołuje nerwowe zachowanie.