
To, co ostatnio się wyprawia w społeczności maniaków popularnych serii, jest po prostu chore. Z każdą premierą nowego filmu z ulubionego uniwersum lub kolejnego odcinka ukochanego serialu armia widzów modli się pod nosem, by nie nadziała się na spoiler. Paranoja zatacza coraz szersze kręgi - trafiła nawet do świata... polityki.
Ludzie, którzy cię zbluzgają za choćby ułamek spoilerka
Ludzie, którzy cię pobiją za spoiler
Ludzie, którzy psują zabawę celowo
Ludzie, którzy spoilerują nieświadomie
Ludzie, którzy są ciekawi, ale każą ci milczeć
Ludzie, którzy nakręcają spoilero-paranoję
Ludzie, którzy się boją linczu
Ludzie, którym wszystko jedno
Owa paranoja to znak XXI wieku. Nasi przodkowie nie mieli z tym żadnych problemów. Chór w starożytnych tragediach nagminnie spoilerował dalsze losy bohaterów. To było wpisane w konwencję i bynajmniej nie sprawiało, że odbiorca się nudził.
– Spoilery stają się powoli toposem, miejscem wspólnej argumentacji. Rzuca ktoś hasło i wszyscy od razu wiedzą o co chodzi. Często jednak brakuje w tym zdrowego rozsądku – podkreśla dr Grzegorzewski.
"Spoilerofobia" wynika z charakterystyki nowych mediów, jest związane z ich nadmiarowością i pogonią za czymś mocnym i wyrazistym. Są jak fast-foody, w których trudno znajdować coś wartościowego. Przez to niektóre zjawiska są przesadnie rozbuchane, a to wywołuje nerwowe zachowanie.
