
W 2006 roku Eurowizję wygrał hard rockowy zespół Lordi z Finlandii, który swoją upiorną stylistką skradł serca publiczności. Można powiedzieć, że od tamtego pamiętnego finału, coraz więcej krajów wystawia nietuzinkowych artystów. Islandczycy z Hatari są z zupełnie innej bajki niż Edyta Górniak czy ABBA i średnio pasują do rodzinnej Eurowizji. I chyba o to w tym trochę chodzi.
Islandczycy mają swoich hejterów, ale nie brakuje im też zwolenników. Pomimo niedługiego stażu scenicznego zdobyli kilka ważnych nagród. Dwa lata z rzędu (2017 i 2018) zdobyli wyróżnienia w czasie Grapevine Music Awards za najlepsze występy na żywo. Z kolei na ostatniej gali Icelandic Music Awards zgarnęli dwie statuetki w kategorii: Artysta roku oraz najlepszy teledysk, który został nakręcony do kawałka "Spillingardans".
Hatari zostało islandzkim kandydatem do konkursu Eurowizji za sprawą totalnego zdominowania konkursu Söngvakeppnin w tym roku - zdobyli najwięcej punktów publiczności i jury. Ich nominacja i występ w preselekcjach był zaskoczeniem dla fanów.
Muzyka, którą grają jest niełatwa w odbiorze dla przeciętnego słuchacza radia, bo miesza takie gatunki jak techno, digital hardcore, crust punk czy industrial. Jak można się domyślić, piosenka prezentowana w konkursie jest akurat najbardziej "skoczna" ze wszystkich. Zwłaszcza wtedy, gdy porównamy ją z np. z "Ódýr".
Agresywna muzyka współgra z ich imagem na scenie. Skóra, kolce, obroże i maski czerpią pełnymi garściami z BDSM (czyli ekstremalna wersja sado-maso z wiązaniem i dominacją).
Kontrowersyjny zespół na kontrowersyjnym konkursie
Organizacja 64. konkursu Eurowizji w Izraelu od początku wywoływała burzliwą dyskusję i protesty - kontekstem był konflikt z Palestyną.