Lateksowe wdzianka zacierające granicę między sado-maso a horrorem i prowokacyjne występy z pirotechniką wzorowaną na Rammsteinie. Sposobem na podbicie Eurowizji w XXI wieku są szokujące zespoły i koncerty, a takim z pewnością jest Hatari, który reprezentuje w tym roku Islandię. Przy okazji chce obalić kapitalizm.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Polska niestety odpadła w z konkursu w półfinale. Utwór "Fire of Love (Pali się)" Tulii od razu wpada w ucho, ma wyraziste folkowo-rockowe brzmienie, ale najwyraźniej to za mało dla jury i telewidzów. Co innego Hatari, który idealnie wpisuje się we współczesne standardy Eurowizji.
Islandia czy Sodoma?
W 2006 roku Eurowizję wygrał hard rockowy zespół Lordi z Finlandii, który swoją upiorną stylistką skradł serca publiczności. Można powiedzieć, że od tamtego pamiętnego finału, coraz więcej krajów wystawia nietuzinkowych artystów. Islandczycy z Hatari są z zupełnie innej bajki niż Edyta Górniak czy ABBA i średnio pasują do rodzinnej Eurowizji. I chyba o to w tym trochę chodzi.
[/embed]"Patrząc na to i wiele innych nieprawości stałem się człowiekiem niewierzącym. Musze Wam to wyznać, stałem się niewierzącym w nienadejście Jezusa w najbliższych latach. Nie wierzę, że Pan Jezus nie przyjdzie w ciągu góra dekady. Tu nie chodzi o nas, ale o dzieci. Nie wierzę, że Bóg pozwoli dzieciom Bożym żyć w Sodomie" – czytamy w artykule o Hatari na stronie detektywprawdy.pl. Mniej dyplomatycznych opinii w sieci znajdziemy mnóstwo.
I dlatego nazwa zespołu Hatari jest bardzo adekwatna do otoczki, bo znaczy po polsku... "hejter". Grupa pochodzi z Reykjavíku i została założona przez szkolnych przyjaciół: Klemensa Hannigana, Matthiasa Haraldssona i Einara Stefánssona w 2015 roku. Ma na koncie zaledwie EP-kę i kilka singli, ale już usłyszał o nich cały świat.
Ulubieńcy publiczności
Islandczycy mają swoich hejterów, ale nie brakuje im też zwolenników. Pomimo niedługiego stażu scenicznego zdobyli kilka ważnych nagród. Dwa lata z rzędu (2017 i 2018) zdobyli wyróżnienia w czasie Grapevine Music Awards za najlepsze występy na żywo. Z kolei na ostatniej gali Icelandic Music Awards zgarnęli dwie statuetki w kategorii: Artysta roku oraz najlepszy teledysk, który został nakręcony do kawałka "Spillingardans".
Hatari zostało islandzkim kandydatem do konkursu Eurowizji za sprawą totalnego zdominowania konkursu Söngvakeppnin w tym roku - zdobyli najwięcej punktów publiczności i jury. Ich nominacja i występ w preselekcjach był zaskoczeniem dla fanów.
Pod koniec 2018 roku ogłosili... rozwiązanie zespołu. Powód? Polegli w swoim "globalnym planie obalenia kapitalizmu". Jednak najwyraźniej dostrzegli szansę na powodzenie swojej misji w konkursie Eurowizji. W wywiadzie dla Iceland Monitor powiedzieli: "Odczuwamy głęboki respekt odnośnie tego projektu, w którym będziemy uczestniczyć dzięki decyzji naszego narodu. Przybliża nas to o krok do realizacji naszego planu zniszczenia kapitalizmu".
I tak, przygotowali utwór zatytułowany "Hatrið Mun Sigra" (pl. "Nienawiść zwycięży"), który jest jednym z faworytów w tegorocznej Eurowizji.
Zdaniem Guðmundura Steingrímssona z dziennika "Fréttablaðið" tekst ma wydźwięk odwrotny do tytułu. Jak podkreśla, utwór można traktować jako rozrywkę, ale przede wszystkim krytykuje on wszechobecny kapitalizm i jest filozoficznym rozważaniem, z którego wynika wbrew pozorom, że nienawiść nie wygra ostatecznie – może wygrać raz, a potem przyjdzie coś innego, ponieważ czasu nie zatrzymamy.
Techno-BDSM
Muzyka, którą grają jest niełatwa w odbiorze dla przeciętnego słuchacza radia, bo miesza takie gatunki jak techno, digital hardcore, crust punk czy industrial. Jak można się domyślić, piosenka prezentowana w konkursie jest akurat najbardziej "skoczna" ze wszystkich. Zwłaszcza wtedy, gdy porównamy ją z np. z "Ódýr".
Agresywna muzyka współgra z ich imagem na scenie. Skóra, kolce, obroże i maski czerpią pełnymi garściami z BDSM (czyli ekstremalna wersja sado-maso z wiązaniem i dominacją).
Poza sceną to zupełnie inni ludzie, którzy angażujący się w walkę o prawa mniejszości - nie tylko seksualnych. Stąd już przed występem na w konkursie wywołali szereg obaw o ewentualne naruszenie apolitycznego charakteru konkursu.
Muzycy Hatari wyzwali premiera Izraela Binjamina Netanjahu... na pojedynek w glimę. To islandzka, tradycyjna forma wrestlingu. Jeśli zespół by zwyciężył, to chcieli otrzymać kawałek terytorium Izraela, by stworzyć tam "liberalną kolonię BDSM". W razie przegranej byli gotowi oddać archipelag wysp Vestmannaeyjar. Polityk ostatecznie nie podjął wyzwania.
Tymczasem izraelski "Haaretz" zauważył,że członkowie Hatari są bardzo mocno zaangażowani politycznie. Zakładano więc, że Islandczycy będą próbowali przekształcić swój eurowizyjny występ w antyizraelski protest przeciw łamaniu praw człowieka wobec Palestyńczyków i śmierci wielu ludzi w Strefie Gazy.
Z tego samego powodu do kraju nie chciała ich wpuścić organizacja Israel Law Center, a poseł Oren Hazan nazwał ich... antysemitami. Wszystko przez wywiad, w którym przyznali, że ich poglądy dotyczące Izraela nie w zmieniły się, ale nie chcą używać palestyńskich symboli na scenie, bo nie o tym jest ich piosenka. I jak na razie słowa dotrzymali.
Postawienie na Hatari może się więc wydać desperackim i ryzykownym krokiem, ale jest w tym metoda. To na pewno najbardziej charakterystyczny uczestnik tegorocznego konkursu. Islandia startuje w Eurowizji od 1986 roku i jeszcze nigdy nie udało jej się wygrać - dwa razy jej mieszkańcy musieli się obejść smakiem zdobywając drugie miejsce: w 1999 i 2009 roku.
Mówi się, że do trzech razy sztuka, a mamy 2019 rok, więc wszystko układa się w jedną całość. Finał 64. Konkursu Piosenki Eurowizji w sobotę.