Nic gorszego minister edukacji nie mogło teraz spotkać – na finiszu kampanii do PE i w czasie rekrutacji podwójnego rocznika, która tysiące ludzi w Polsce doprowadza do wściekłości. Raport, który przygotowała Najwyższa Izba Kontroli jest dla niej druzgocący. Zmiażdżył jej reformę tak, że Annie Zalewskiej może zacząć palić się grunt pod nogami.
Wszyscy, którzy od początku jej reformy krzyczeli, że to się źle skończy, mogą odczuwać dziś małą satysfakcję. Maleńką, bo niewiele ona już zmieni, oprócz tego, że ktoś wreszcie głośno przyznał, że reforma Anny Zalewskiej była przygotowywana na kolanie i nierzetelnie, że warunki uczniów w co trzeciej skontrolowanej szkole się pogorszyły, że samorządy są pokrzywdzone. I to ona, minister edukacji, jest za to odpowiedzialna.
"NIK ocenia, że Minister Edukacji Narodowej w latach 2016-2018 nierzetelnie przygotował i wprowadził zmiany w systemie oświaty. Przygotowując reformę nie przeanalizował rzetelnie finansowych i organizacyjnych skutków projektowanych zmian" – czytamy. To jak kubeł lodowatej wody na szefową MEN. Raport bezwględnie wytknął jej błędy.
"Należy jej się medal"
Przez niemal cztery lata rządów "dobrej zmiany" nikt z władz państwowych nie chciał słyszeć, że coś jest nie tak. Rodzice, nauczyciele, władze małych i dużych miast bili na alarm, ale napotykali na mur z betonu. Non stop słyszeliśmy za to, że reforma jest świetna, a Mateusz Morawiecki wychwalał Zalewską pod niebiosa. – Pani minister Annie Zalewskiej tak naprawdę należy się medal za to co zrobiła – mówił.
Na początku tego roku szkolnego, gdy rodzice pomstowali na ścisk i tłok w szkołach, gdy wśród nauczycieli zaczęło się gotować, a podwójny rocznik rzucił się na korepetycje, by zabezpieczyć się przed widmem niedostania się do liceów, premier przemawiał w Sejmie: – Wielka reforma gimnazjów, którą zrobiła minister Zalewska, jest czymś szalenie potrzebnym, ku usprawnieniu całego szkolnictwa.
Usłyszeliśmy jeszcze, że Zalewska wsłuchuje się w głos rodziców i nauczycieli.
Ilu ludzi ma poczucie, że nie słuchała - ani rodziców, ani specjalistów, którzy ostrzegali, jak mogą zakończyć się tak szaleńczo wprowadzane zmiany. Ani samorządów, które krzyczały, że muszą dopłacać. Lekcje na stołówkach, dwuzmianowość, brak miejsc w szatniach, przepełnione korytarze. Do tego przeładowane programy nauczania. To zgotowała uczniom reforma.
Podsumował to były już Rzecznik Praw Dziecka w swoim raporcie po pierwszym roku reformy. Marek Michalak alarmował w 2018 roku, że uczniowie są przemęczeni i przeciążeni nauką. A program nauczania jest skonstruowany tak, że nie sposób go zrealizować podczas lekcji. Czy ktoś go posłuchał?
"Minister nie przeprowadził rzetelnych analiz"
Teraz NIK wytrącił jej z ręki argumenty, które miesiącami bezczelnie wciskała rodzicom, nauczycielom i samorządom. "My o tym mówiliśmy od dawna. Teraz mówią fakty" – roznosi się na nauczycielskich forach.
Raport NIK podsumował wszystko, na co inni od dawna zwracali uwagę – pogorszenie warunków w szkołach, podstawy programowe, koszty samorządów. Również obawy związane z podwójnym rocznikiem.
"Z powodu konieczności przyjęcia do szkół tzw. podwójnego rocznika przed ogromnym wyzwaniem postawiono powiaty i dyrektorów szkół ponadgimnazjalnych i ponadpodstawowych" – czytamy.
I dalej: "Minister nie przeprowadził rzetelnych i kompleksowych analiz dotyczących możliwości przyjęcia do szkół ponadpodstawowych i ponadgimnazjalnych absolwentów VIII klas szkół podstawowych oraz III klas wygaszanych gimnazjów. Dane, które Minister analizował, były niepełne i ograniczyły się do dostępności sal z 13 proc. szkół – wzięto pod uwagę tylko samodzielne licea ogólnokształcące".
W wielu miejscach raport zarzuca minister nierzetelność. Całość znajduje się tutaj. Oto kilka innych fragmentów:
"Wątpliwości NIK budzi także proces przygotowania nowych podstaw programowych. Już teraz cześć dyrektorów szkół wskazuje na potrzebę ich zmiany, bo nie są one dostosowane do możliwości uczniów". Czytaj więcej
"[Minister] Nie dysponował m.in. pełnymi i rzetelnymi informacjami na temat kosztów reformy. Minister przewidywał, że reforma będzie sfinansowana z części oświatowej subwencji ogólnej oraz oszczędności samorządów. W latach 2014 - 2017 wydatki organów prowadzących na zadania oświatowe wzrosły o ponad 12 proc. przy wzroście subwencji tylko o 6 proc.".
"Dodatkowo Minister błędnie założył, że reforma przyniesie samorządom oszczędności z tytułu dowożenia dzieci - w latach 2017-2018 miało to być 82 mln zł, podczas gdy wydatki te wzrosły o ponad 67 mln zł.".
"Zalewska nie miała informacji? Bezczelnie ignorowała wszystko, co jej nie pasowało", "Z premedytacją doprowadziła do tego", "Trochę późno te wnioski. Nobel dla tego, który tę sytuację wyprostuje" – komentują internauci. Informacja o raporcie to dziś chyba numer 1 w sieci.
Nie zostawiają na niej suchej nitki
Czy Zalewskiej pali się grunt pod nogami? Wściekłość rodziców ignorowała, do kosza poszło milion podpisów przeciwko reformie, nie reagowała na ich apele. Ale emocje wcale nie ustały, wręcz przeciwnie.
Teraz kampania wyborcza jest w toku, od początku to o niej najgłośniej mówiono, że ucieka do Brukseli, że powinna zostać w kraju i do końca odpowiedzieć za bałagan, jaki stworzyła. Na spotkaniach bywa nerwowo, są gwizdy, protesty. – Przyjechałem, żeby zapytać dlaczego ona i rząd mówią nieprawdę? – mówił nam Grzegorz Jeziorski, nauczyciel z Bierutowa, który podczas takiego spotkania zarzucił Zalewskiej kłamstwa.
Ale ludzie nie dadzą się oszukać. Wielu z nich przeczytało w raporcie NIK dokładnie to, co sami przeżyli na własnej skórze lub na swoich dzieciach. I wielu nie ma złudzeń, jak podziękuje za to PiS.