Marek Falenta w lutym, czyli w czasie, kiedy uciekł z Polski do Hiszpanii, napisał list do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Jego treść ujawniła "Gazeta Wyborcza". Falenta prosił w nim o "załatwienie" jego sprawy. Uwikłany w aferę taśmową biznesmen stwierdził także, że to dzięki jego pomocy PiS wygrało wybory parlamentarne.
"Panie Prezesie, od kilku lat ludzie z Pana politycznego obozu mamią mnie obietnicami pomocy, ułaskawienia i amnestii. Tłumaczą, że jest ciężko, bo jest wiele frakcji i wszyscy się kłócą" – tak zaczyna się list Falenty do prezesa Prawa i Sprawiedliwości.
Korespondencja dotarła do siedziby partii. Zostało to potwierdzone odpowiednią adnotacją i pieczątką, a z treści korespondencji wyraźnie wynika, że w ocenie Falenty tylko Kaczyński może go uratować przed odsiadką.
"Nie chcę żadnych nagród. Chcę móc normalnie żyć w normalnym kraju (...). Pan jest jedynym, który może to sprawić. Ma Pan odwagę oraz odpowiednią władzę do tego, aby mi pomóc" – stwierdził dalej Falenta.
Biznesmen w trakcie pisania listu obawiał się więzienia, ponieważ w 2017 roku został prawomocnie skazany za zorganizowanie podsłuchów polityków z rządu PO-PSL w warszawskich restauracjach: Sowa & Przyjaciele oraz Amber Room.
Falenta w swoim liście opisał również, jak przyczynił się do wyborczej wygranej PiS.
Razem z polskimi służbami od kilkunastu lat tępiłem liczne przykłady rozkradania majątku państwowego. Mogą to potwierdzić liczni funkcjonariusze polskich służb (...). O mojej patriotycznej postawie funkcjonariusze służby zeznawali jako świadkowie w sądzie, który mnie skazał" – przekonywał.
Falenta potwierdził również, że kontaktował się z byłym skarbnikiem PiS Stanisławem Kostrzewskim i był na Nowogrodzkiej. Falenta miał też "świadomość, że przekazany materiał będzie ujawniony i wykorzystany do wygrania przez pana partię oraz prezydenta wyborów".