Rafał Zawierucha wygrał los na loterii – zagrał w najnowszym filmie Quentina Tarantino. Jak pracowało mu się na planie u boku sław? Okazało się, że znalazł wspólny temat z Leonardo DiCaprio, a jego codzienna jazda na rowerze była... wyśmiewana.
Już w sierpniu premiera nowego filmu Quentina Tarantino "Pewnego razu w... Hollywood". W Polsce jest on wyjątkowo wyczekiwany – nie tylko dlatego, że to podobno kawał świetnego kina, ale również za sprawą Rafała Zawieruchy. Polski aktor, który w Polsce nie był dotąd szeroko znany, wcielił się bowiem w młodego Romana Polańskiego i wystąpił obok Leonarda DiCaprio, Brada Pitta i Margot Robbie. Mimo wcześniejszych obaw już wiemy, że Polaka z filmu nie wycięto.
Teraz Zawierucha podzielił się wspomnieniami z planu w wywiadzie dla magazynu "Gala". Aktor znalazł chociażby wspólny język z laureatem Oscara za "Zjawę". – Z DiCaprio połączył nas nawet polski wątek. Okazało się, że obaj jesteśmy fanami twórczości wybitnego malarza Stanisława Szukalskiego. Dużo o nim rozmawialiśmy – wyznał aktor. Przypomnijmy, że polski artysta był przyszywanym dziadkiem gwiazdora, DiCaprio wyprodukował o nim nawet dokument dla Netflixa.
Polak powiedział również w "Gali", że jego sławni koledzy z planu "nie stawiali murów". – Tam każdy zna swoje miejsce, wie, gdzie jest i po co. Jeśli spotykasz człowieka, który też kocha to co robi, to spotykacie się na tym samym boisku, w tej samej grze i drużynie. Z Leonardo, Bradem i Margot tak właśnie było – wyjawił.
Zawierucha podkreślił, że od lat nie ma kompleksów, skąd pochodzi, "choć i dziś niektórzy nadal wysyłają do Polski paczki z ubraniami". – Jeśli okazujesz komuś szacunek, to to samo dostaniesz – podkreślił.
Okazało się jednak, że DiCaprio i Pitt... śmiali się z aktora. – Codziennie przed planem robiłem na rowerze 50-kilometrową trasę prowadzącą do Venice Beach. W opinii Pitta i DiCaprio mój zwyczaj świadczył o polskim szaleństwie – wspominał Zawierucha.