Zestresować, zaszokować, upokorzyć. Rozmowy rekrutacyjne coraz częściej wyglądają absurdalnie – kandydat jest oblewany wodą, odsuwa mu się krzesło, obraża, zadaje dziwaczne pytania, ocenia się jego charakter po kształcie czaszki albo do pokoju wpuszcza się furiata z nożem. Pracodawcy oceniają w ten sposób odporność na stres i przygotowanie kandydata. Jak nie dać się sprowokować najdziwniejszym metodom rekrutacji?
Według pracodawców analiza zachowania w sytuacjach stresowych jest znacznie skuteczniejsza niż sprawdzanie CV i doświadczenia kandydata. Ci z kolei uważają, że takie rozmowy o pracę są skandaliczne, bo to upokarzanie i robienie z człowieka idioty. Podobnie sądzą eksperci HR. Nie zmienia to faktu, że coraz więcej rozmów o pracę ma taki charakter, więc warto zapoznać się z najbardziej absurdalnymi metodami rekrutacyjnymi.
– Jestem głębokim przeciwnikiem tego typu metod. Są nieetyczne, ale niestety od dawna funkcjonują. Nadchodzi recesja, więc będą się jeszcze pogłębiać. Ja absolutnie się z nimi nie zgadzam – podkreśla Violetta Rymszewicz, doradca z zakresu zarządzania zasobami ludzkimi.
Praca czy rodzina
Violetta Rymszewicz opisała dziś na swoim blogu metodę "stress interview". Zakłada ona, że po odruchowym zachowaniu ocenia się skuteczność i przydatność potencjalnego pracownika w firmie.
Oblanie szklanką wody kandydata jest najłagodniejszą formą takiej rekrutacji. Według Rymszewicz, najgorszym rodzajem jest zdeprecjonowanie wartości.
Podczas rekrutacji kandydat pytany jest o to, co jest dla niego najważniejsze: praca czy rodzina? Kiedy odpowie, że rodzina, rekruter mówi mu, że jest niewłaściwym kandydatem, bo oni poszukują kandydata, który jest się w stanie dla pracy poświęcić w całości. Jeśli natomiast odpowie, że praca, to rekruter zarzuca mu, że jest mało wrażliwy i że nie wierzy, że nie zająłby się żoną i mężem, gdyby tamten miał raka. Kandydaci są w ten sposób tłamszeni i dezorientowani.
– Często kandydaci nie są informowani o tym, że w ramach rozmowy kwalifikacyjnej będzie test, studium przypadku (ang. case study), czy wystąpienie przed grupą. Poza tym poruszane są sprawy prywatne i zadawane są pytania osobiste, których pracodawca absolutnie nie powinien zadawać. Chodzi np. o dzieci. Kandydat zaczyna opowiadać, chce się nawet pochwalić, a później okazuje się, że to jedyny powód, dla którego nie dostał pracy – dodaje Iga Liziniewicz, specjalistka HR, trenerka kariery i przedsiębiorców.
Stresująca ocena
We wszystkich metodach wykorzystujących sytuacje stresowe chodzi o ocenę opanowania kandydata. I tak np. w jednej z wykorzystywanych praktyk, kandydat dostaje listę osób więzionych w samolocie przez terrorystów i ma wskazać tych, którzy pójdą pierwsi do rozstrzelania.
Według ekspertów stosowanie tego typu gier przynosi wiele szkody. – Robią to nieprzygotowani rekruterzy. Doświadczenia naukowe próbują aplikować do procesu rekrutacji. Wychodzi z tego katastrofa. Tak samo jak próbują wykorzystać gry grupowe wykorzystywane podczas szkolenia. To nie są narzędzia, które pomagają rekrutować pracownika. Poniżają go i są nieetyczne – podkreśla Rymszewicz.
Jej zdaniem, "stress interview" może być stosowane tylko w wyjątkowych sytuacjach, przy rekrutacji na stanowiska związane z dużą odpowiedzialnością. – Do takich zawodów należą np. kontrolerzy ruchu lotniczego czy informatycy, którzy mogą się spotkać z zagrożeniem terrorystycznym. W ich przypadku odporność na stres jest badana na etapie rekrutacji. Jeśli "stress interview" przygotuje doświadczony rekruter, to ma 80 proc. sprawdzalności – twierdzi Violetta Rymszewicz – Jeśli przeprowadza je ktoś niedoświadczony, bez wcześniejszej analizy stanowiska, na które jest rekrutowany pracownik, robi się to chyba tylko po to, żeby zaszokować, czy dodać sobie władzy – dodaje.
Z metodą "stress interview" powinni się liczyć wszyscy kandydaci na stanowiska związanie z bezpieczeństwem publicznym, np: windykatorzy, komornicy, informatycy, pracownicy społeczni, kontrolerzy ruchu lotniczego, operatorzy telefonów alarmowych, ale również chirurdzy i neurochirurdzy. Takiej rozmowy kwalifikacyjnej mogą się spodziewać również menadżerowie w dużych firmach, w których mają dużą odpowiedzialność finansową, np. za międzynarodowe transakcje walutowe, jak chociażby dyrektorzy w Banku Centralnym.
Zobacz także: Jak znaleźć pracę w instytucji kultury? Liczy się doświadczenie, wykształcenie, "błysk w oku" czy tylko znajomości?
– Takie metody są stosowane nie tylko na wysokie stanowiska menadżerskie, ale również na krótkoterminowe projekty, które łączą się z wysoką pensją. Poza tym są popularne w przypadku rekrutacji absolwentów – wyjaśnia Iga Liziniewicz.
Gra w rekrutację
Według specjalistów bardzo istotne jest właściwie podejście do rozmowy kwalifikacyjnej. Rekruter nie ma być dla mnie miły, bo dostał zadanie sprawdzenia moich umiejętności. Powinniśmy się wobec tego nastawić nawet na nieprzyjemną rozmowę.
– Nie możemy brać rozmowy kwalifikacyjnej do siebie. Jej celem nie jest personalne krytykowanie, ale ocena cierpliwości i opanowania. Wiele osób nie przechodzi procesów rekrutacyjnych, bo zakłada, że personalnie nie przypadły do gustu rekrutującemu – wyjaśnia Violetta Rymszewicz.
Poza tym musimy pamiętać, że rekrutacja to rodzaj gry. – To tak, jak z teorią mowy ciała, przebadaną na wszystkie możliwe sposoby. Teraz już dochodzi do takich absurdów, że podczas rekrutacji i kandydat i rekruter świetnie znają te teorię, więc zaczyna się "gra w mowę ciała", czyli kto jest w tej kwestii bardziej doświadczony – dodaje Rymszewicz.
To samo dotyczy absurdalnych metod rekrutacyjnych. – To gra. Nawet jeśli ktoś podsuwa nam krzesło w taki sposób, że upadamy. A ta metoda jest również wykorzystywana – przyznaje ekspertka.
– Metody typu odsuwanie krzesła czy oblewanie wodą to tak naprawdę fun dla osób, które rekrutują. Podczas rozmów rekrutacyjnych krzesła i stolik ustawiane są specjalnie, żeby kandydat siedział na środku, wyobcowany, kilka metrów od rekruterów. To niemal sadystyczne – uważa Iga Liziniewicz. – A kiedy jest już zestresowany, pada pytanie: "Co myśli o żółtej kaczce w rogu pokoju?" Kaczki oczywiście tam nie ma. Chodzi tylko i wyłącznie o zestresowanie. To farsa, bo czemu ma służyć zestresowanie kandydata? Przecież chodzi o to, żeby był swobodny, żeby jak najwięcej o sobie opowiedział – dodaje specjalistka HR.
Metody paranaukowe
Do historii przeszła metoda badaczy z Oksfordu. Chodziło o rekrutację na studia psychologiczne. Kandydaci byli proszeni o opisanie kaktusa.
– Ich przyjęcie na studia było uzależnione od tego, w jaki sposób tego kaktusa opiszą, na jak wielu szczegółach się skupią, czy nie zapomną o kolorze, kształcie, zapachu, środowisku naturalnym itd – mówi Violetta Rymszewicz. – Podobną paranaukową metoda jest test pomiaru twórczości, napisany przez Urbana i Jellena, stosowany przy rekrutowaniu na stanowiska związane z reklamą, marketingiem, dziennikarstwem czy public relations – dodaje.
Kandydat dostaje kartkę z kilkunastoma nieskończonymi rysunkami. Są tam koła, kwadraty, prostokąty. Zadanie polega na takim połączeniu rysunków, żeby całość miała jakiś przekaz. Na tej podstawie ocenia się m.in. łatwość kojarzenia faktów.
Po francusku
Według ekspertów pionierami w dziwnych i absurdalnych metodach rekrutacyjnych są Francuzi. – Za wiarygodną metodę uważają np. grafologię. Kandydat jest proszony o napisanie jakiegoś fragmentu tekstu, a grafolog na tej podstawie ocenia jego przydatność do pracy. Co ciekawe, tę metodę stosuje się nawet w znanych i poważnych francuskich firmach – zwraca uwagę Violetta Rymszewicz.
To również Francuzi oceniają charakter kandydata na podstawie kształtu czaszki, nosa i policzków czy szerokości rozstawienia oczu. – Te metody łatwo skojarzyć z rasistowskimi – przyznaje Rymszewicz.
Jak reagować
Jeżeli w ogłoszeniu o pracę, jako wymaganie pracodawcy jest wpisany "wysoki poziom odporności na stres i natężenie bodźców stresogennych", to możemy być niemal pewni, że w trakcie rozmowy stanie się coś, co sprawdzi, że rzeczywiście jesteśmy opanowani i radzimy sobie ze stresem".
To oczywiście nie oznacza, że od razu ktoś obleje nas wodą. Może nas atakować słownie, być złośliwy, czy zadać dziwne pytanie, jak np. to, które padło podczas rekrutacji w firmie Goldman Sachs: "Gdyby zmniejszono cię do wielkości ołówka i włożono do blendera – jak byś się wydostał?". Zdarzają się również symulacje ataków terrorystycznych, czy atak pracownika furiata z bronią w ręku. Jeśli mamy świadomość, że coś takiego może się wydarzyć, będziemy reagować spokojnie, a o to chodzi.
Właściwa postawa? Spokój. Ktoś oblewa cię wodą, nie wybuchaj, jak furiat, tylko zapytaj, czy ma chusteczkę. Jeśli rekruter cię ignoruje, rozmawia przez telefon i udaje, że cię nie ma, odczekaj dłuższą chwilę, a później zapytaj, czy może jutro będzie miał więcej czasu, skoro dziś jest zajęty. Jeśli zależy ci na tej pracy, nie daj się wyprowadzić z równowagi nawet, jak przyszły szef odsunie ci krzesło. :-)
specjalistka HR, trenerka kariery i przedsiębiorców
Wiele metod rekrutacyjnych w Polsce jest śmiesznych. Zadawane są ekstremalne pytania, które ośmieszają kandydata. Cały panel rekrutacyjny ma wtedy dobrą zabawę. To nieetyczne.
Jeśli deklarujemy, odpowiadając na ofertę pracy, że jesteśmy opanowani, to nie możemy się dać wyprowadzić z równowagi, bo wtedy wypadamy niewiarygodnie. Nie możemy nikogo "uderzyć", jak to wiele osób deklaruje w takie sytuacji.