Jedna z głównych bohaterek afery hejterskiej w Ministerstwie Sprawiedliwości – Emilia Szmydt – udzieliła kolejnego wywiadu. Tym razem opowiedziała na łamach portalu OKO.Press, jakie były jej początki współpracy z sędziami z grupy "Kasta Watch" oraz jak wyglądał jej związek z sędzią Arkadiuszem Cichockim.
Emilia od momentu ujawnienia rozmów z sędziami z grupy "Kasta Watch" i wybuchu afery hejterskiej w obozie "dobrej zmiany" ukrywa się. Boi się o siebie i swoich bliskich. Postanowiła jednak udzielić wywiadu portalowi OKO.press, w którym zdradziła kilka istotnych szczegółów.
Przede wszystkim chodzi o jej początki współpracy z "Kastą" w 2016 roku. Najpierw przyłączył się do tajnej grupy jej mąż, sędzia Tomasz Szmydt, a potem dopiero rozmawiano o jej udziale w akcji.
– Dzięki pomocy Macieja Mitery Tomek dostał wtedy przedłużenie delegacji w Ministerstwie Sprawiedliwości. Zorganizował spotkanie z Kubą Iwańcem, pracownikiem ministerstwa i prawą ręką Łukasza Piebiaka. Rozmawialiśmy, jak wykorzystać moje konto na Twitterze, o nienajgorszym zasięgu, do działań na rzecz ministerstwa, KRS i nowych sędziów. Chciałam pomóc, by mój mąż awansował i miał w końcu przyjaciół – powiedziała portalowi Emi.
Wyrzucił ją z domu
Przez zaangażowanie się w działalność grupy kobieta poznała m.in. sędziego Arkadiusza Cichockiego, z którym potem miała romans. A zaczęło się od zwykłych rozmów i zwierzeń o problemach.
– Sędzia Cichocki należał do grupy Kasta. Gdy nie radził sobie z problemami, chłopcy z Kasty poprosili mnie lub zasugerowali, bym wsparła go rozmową i kobiecym instynktem. Zaczęliśmy rozmawiać, potem pisać do siebie. Skarżył się na zło, brak przyjaciół. W pewnym momencie zaczęłam zwierzać się i ja. Z moim mężem wówczas był lekki kryzys, wynikający z jego pracy – ale o tym nie chcę mówić. Potem na spotkaniu towarzyskim sędziów poznałam Cichockiego osobiście – opowiedziała Emilia.
To on miał podarować jej figurkę husarza i to dzięki niemu Emilia miała zrzuty rozmów z grupy "Kasta", do której nie należała. – Nie wiem czemu je wysyłał. Robił to raczej na bieżąco, ale czasem z opóźnieniem. Miałam też dostęp do wszystkich rozmów dzięki mężowi, który pozwalał mi czytać, co piszą chłopaki. Nie wiem, czy dziś sędzia Cichocki zbiera "haki", ale zawsze wszystko zabezpieczał i skrinował – powiedziała portalowi Emi.
W 2018 roku mąż Emi dowiedział się o jej relacjach z Cichockim i... wyrzucił ją z domu. –Sytuacja w domu była tragiczna. Ciągłe kłótnie, wyzwiska, na zmianę z czułością i propozycjami zgody. (...) Efekt był taki, że ja z psem, a dokładnie suczką, zostałyśmy wyrzucone z mieszkania. Mąż zmienił zamki wejściowe, nie dał mi nowych kluczy. Dał mi 50 zł. Nie miałam pracy, pieniędzy – opowiedziała.
Kobieta przyznała, że wierzyła w misję swoich działań, a "zlecenia" dostawała od członków "Kasty" lub sama szukała "haków", żeby otrzymać pochwałę. Teraz także wierzy w nadrzędne dobro Polski. Dlatego zdecydowała się wszystko ujawnić, chociaż jak sama przyznaje, nie wierzy w "dobrą zmianę" w wymiarze sprawiedliwości.