
Tomasz Kaczmarek, znany szerzej jako agent Tomek, co jakiś czas wraca na języki mediów. Ostatnio zrobiło się o nim głośno ze względu na wezwanie policji do telewizji TVN. Ale według polityków, nasz "polski Bond", jak niektórzy go nazywają, jest o wiele groźniejszy, niż może nam się wydawać.
On ma taką dużą czarną teczkę. Kiedy staje porozmawiać, stawia ją koło nogi. Wiadomo, co on tam nosi? Czy jakiś sprzęt operacyjny?
Inni posłowie, co ważne – z PiS-u, czyli partyjni koledzy Kaczmarka – przyznają, że "on ma to we krwi". "W klubie krążą opowieści o różnych taśmach Kaczmarka". Niektórzy mówią nawet o całej kolekcji taśm, na których publikację nie zgadza się jednak kierownictwo partii.
W trakcie wykonywania zadań przykrywkowca w CBA poznałem część posłów PO i znam ich prawdziwe oblicze. Wiem, co kryje się pod ich iluzorycznymi płaszczykami mężów stanu.
Co jednak ma dokładnie na myśli – Kaczmarek nie zdradza. "Wprost" pisze za to, że były agent jest naprawdę popularny. Ludzie robią mu zdjęcia, rozdaje autografy. "Tęskni za adrenaliną". Choć tej w Sejmie mu czasem nie brakuje. Anonimowy poseł PiS opowiada tygodnikowi, jak to Kaczmarek z Hofmanem wdali się w lekką bójkę. Trochę się poszarpali, a potem "wypili flaszkę na zgodę". Obaj posłowie zaprzeczają jednak tej wersji.
Dużo pił. Przesadzał z trunkami, po pijaku zaczepiał ludzi, proponował 500 zł kelnerkom za zrobienie mu laski. Miał jakiś problem z kobietami. Może podobam się starszym, młode dziewczyny śmiały się z niego. Na Tomka wołały Psikuta. (…) Pamiętam, jak przykleił się do Tedego (znany raper) w Platinium. I ten go brutalnie zbył, wypalił po prostu: "Wypier…!"
Oczywiście, Kaczmarek uważa to za bzdury wyssane z palca lub też opis tego, na jakiego się kreował, by obracać się w całym tym celebryckim towarzystwie.
Nawet jeśli, to politycy spoza PiS – niezależnie, czy z PO czy z SLD – solidarnie za nim nie przepadają. Podczas ślubowania posłów został wybuczany, zarówno przez lewicę, jak i Platformę – przypomina "Wprost". Tygodnik opisuje też, jak kilka tygodni temu Aleksander Kwaśniewski, dość niespodziewanie, spotkał Tomasza Kaczmarka w samolocie z Wrocławia do Warszawy. Były prezydent nie chciał siedzieć obok byłego agenta i zamienił się na miejsca ze swoim BOR-owcem.

