
W Rytlu była premier Beata Szydło dziękowała wolontariuszom, którzy pomagali mieszkańcom wsi uporać się ze skutkami nawałnic. Wśród nich byli także członkowie Bad Company, do którego należą m.in. recydywiści i neonaziści. – Kto byłby w stanie sprawdzić kilka tysięcy wolontariuszy? Nie była to przecież biletowana impreza, a spontaniczna pomoc ludziom w potrzebie – tak o kulisach spotkania opowiada nam Łukasz Ossowski, ówczesny sołtys Rytla.
REKLAMA
W sieci burza – internetowe nagłówki krzyczą, że "była premier kontaktowała się z ludźmi z półświatka". Chodzi o materiał "Superwizjera" o liderze klubu motocyklowego Bad Company, który wyemitowano w sobotę na antenie TVN.
W reportażu pokazano m.in. spotkanie Beaty Szydło i towarzyszących jej ministrów z wolontariuszami, którzy latem 2017 roku pomagali mieszkańcom Rytla walczyć ze skutkami nawałnicy.
W tym gronie byli także liderzy Bad Company, do którego należą m.in. recydywiści i neonaziści.
Beata Szydło szybko zabrała głos. Na Twitterze napisała, iż "sugerowanie, że przypadkowe spotkanie z ludźmi, podającymi się w Rytlu za wolontariuszy, było 'kontaktami polityków PiS z gangsterami' jest szczególnie obrzydliwym kłamstwem".
Zapytaliśmy o szczegóły tego spotkania ówczesnego sołtysa Rytla Łukasza Ossowskiego. To on zorganizował pomoc i stanął na czele jednego ze sztabów.
Widział pan reportaż Superwizjera pt. "Naziol, kibol, bandyta", który dotyczy także Rytla?
Widział pan reportaż Superwizjera pt. "Naziol, kibol, bandyta", który dotyczy także Rytla?
Łukasz Ossowski: Widziałem tylko fragmenty tego programu, wyłącznie te dotyczące Rytla.
Był pan na spotkaniu ówczesnej premier Beaty Szydło, ministrów Macierewicza, Szyszki z wolontariuszami, którzy pomagali ofiarom nawałnic?
Tak, byłem obecny podczas tego spotkania. Musimy wszyscy pamiętać, że wówczas w Rytlu miało miejsce coś, czego w historii Polski trudno się doszukiwać.
No tak: do Rytla zjechali wolontariusze z całej Polski. Chcieli pomóc. Byli to zwykli ludzie, ale i przedsiębiorcy, właściciele firm. Szacowano, że ponad tysiąc osób.
W momencie szczytowym, czyli 15 sierpnia 2017 roku, mieliśmy w Rytlu ponad 2,5 tys. wolontariuszy. Trzeba mieć również świadomość, że w tamtym czasie funkcjonowały u nas dwa sztaby. W pierwszym było wojsko, straż pożarna – służby państwowe, drugi był sztabem społecznym, stałem na jego czele.
Były one od siebie oddalone o 300 metrów.
Czy wiedzieliście, że premier Szydło odwiedzi któryś z tych sztabów?
Właściwie to wiedzieliśmy tylko, że premier będzie odwiedzała tereny po nawałnicy.
Nie wiedzieliście, że tego dnia Beata Szydło spotka się z wolontariuszami?
Nie wiedzieliśmy. Tak jak wspominałem już – wiadomo nam było wyłącznie o tym, że pani Szydło odwiedzi tereny, które ucierpiały i będzie rozmawiała ze służbami, które są odpowiedzialne za usuwanie skutków nawałnic.
Z tego, co pamiętam, to w momencie, gdy pani Szydło była w sztabie państwowym, gdzie pracowali przedstawiciele służb, ówczesna burmistrz Czerska powiedziała jej, że działa także sztab społeczny.
I zapytała, czy szefowa rządu nie chciałaby go odwiedzić. To było spontaniczne. I z tego, co nam mówiono, od razu zapadła decyzja "idziemy ich odwiedzić".
Czyli nikt z KPRM-u wcześniej do Was nie dzwonił i nie informował o wizycie premier?
Nie. To było spontaniczne. Tym bardziej dziwi mnie, że ktoś próbuje spotkanie minister z wolontariuszami pokazać jako rzekome kontakty pani Szydło z gangsterami. To jest dla mnie żenujące. Wie pani, gdybym tam nie był od samego początku...
Jak wyglądało to spotkanie? Przyjechała premier, dwóch ministrów, weszli do sztabu społecznego i co dalej?
Pani premier po prostu przyszła i kurtuazyjnie przywitała się ze wszystkimi wolontariuszami. Dokładnie pamietam, że pani Szydło podeszła do każdego z nich i powtórzyła: "Dziękuję, że pomagacie". I szła do kolejnej osoby.
Podeszła też do nas, czyli do tego stolika dowodzenia. Nasza rozmowa trwała trochę dłużej.
Zanim w sztabie pojawiła się premier, to weszło do niego kilku panów – najpewniej z Biura Ochrony Rządu (teraz to SOP). Dokonali rekonesansu – rozejrzeli się między stolikami. Jeden z nich powiedział mi: "Za chwilę będzie u państwa pani premier".
Rozumiem, że ci mężczyźni nie sprawdzali obecnych w sztabie wolontariuszy?
Nie, oni bardziej chcieli sprawdzić, czy gdzieś nie ma czegoś niebezpiecznego: siekier, pił łańcuchowych – mieliśmy tam wtedy różne rzeczy. Po tej szybkiej wizycie od razu pojawiła się pani premier razem z ministrami.
W towarzystwie ochrony?
Tak, w pobliżu była pełna ochrona. Zresztą i mnóstwo dziennikarzy.
Wiedział pan, że wśród wolontariuszy są członkowie Bad Company?
Nie miałem o tym pojęcia. Nie znam zresztą Olgierda L. Tak naprawdę – jak wcześniej wspominałem – pomagały nam tysiące osób. A w pobliżu sztabu ustawione były kontenery, gdzie wolontariusze mogli zjeść ciepły posiłek, napić się. Myślę, że w taki sposób i członkowie Bad Company się tam znaleźli
Bertold Kittel, autor reportażu, tłumaczył dziś, że nie ma wątpliwości, że Beta Szydło nie miała kontaktów z ludźmi pokroju Olgierda L. Zwraca zaś uwagę na to, że służby nie wywiązały się ze swojego zadania i dopuściły do spotkania premier z członkami Bad Company.
Myślę, że wreszcie ktoś poszedł po rozum do głowy i stwierdził, że trochę nie udał się ten program. Oglądając ten reportaż miałem ewidentne odczucia, że sugeruje on kontakty premier z półświatkiem.
Co do zarzutów dotyczących służb – kto byłby w stanie sprawdzić kilka tysięcy wolontariuszy? Nie była to przecież biletowana impreza, a spontaniczna pomoc ludziom w potrzebie.
Daleki jestem od jakiejkolwiek polityki, ale dla mnie ten program to skandaliczna próba robienia z igły widły, a przede wszystkim nierzetelne dziennikarstwo. Jeszcze chwila i ktoś dorobi teorię, że zorganizowałem spotkanie premier z gangsterami. Dochodzi do chorych sytuacji.
Doskonale pamiętam, że 15 sierpnia mieliśmy mnóstwo wolontariuszy, ale z prostej przyczyny – to był dzień wolny od pracy. Dlatego ludzie przyjechali pomóc. I mnie to niezmiernie cieszyło. Każdy, kto chciał pomagać, był mile widziany. A teraz wyciąganie takich wniosków... Nawet nie chce mi się tego szerzej komentować.
