Kariera Jarosława Jakimowicza przeżywa prawdziwy renesans. Kiedy wiele osób o nim praktycznie zapomniało, nagle stał się takim medialnym (anty)bohaterem, że w końcu dostał angaż w TVP. Ale przy okazji stracił kolegę. Plakacista Andrzej Pągowski opowiada, jak skończyła się jego znajomość z aktorem.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
– Znaliśmy się od lat. On kiedyś taki nie był. Nie obrażał ludzi i nie stawiał się ponad innymi. Rozmawialiśmy wiele razy na różne tematy i nigdy nie słyszałem też, by miał poglądy, które ostatnio wygłasza – nie dowierza znany i wielokrotnie nagradzany autor plakatów filmowych Andrzej Pągowski. To m.in. za sprawą sprzeczki plakacisty i gwiazdy "Młodych wilków" zaczęła się ta cała historia.
– To, czego nie rozumiem, to te faszystowskie metody, które się tak często u nas stosuje i nie można mieć swojego zdania. A jak się ma swoje zdanie, to w jakichś chorych makówkach rodzi się to, że ktoś ci próbuje odebrać medale. Medale, które zdobywałaś na wodach całej Europy i świata dla Polski, gdzie grano hymn, gdzie ludzie się wzruszali? To jest jakieś chore – mówił ostro Jakimowicz.
Aktor dodał, że wie, jakim wysiłkiem są okupione sukcesy Klepackiej i zaznaczył: – Jak jakiś chory pacjent, który przebalował pół życia, może mówić takie rzeczy? Puknijcie się ludzie w głowę.
Andrzej Pągowski w tamtym momencie nie wytrzymał i wysłał mu smsa z informacją o zakończeniu przyjaźni. W rozmowie z artystą poznaliśmy kulisy ich znajomości i powodów takiej reakcji.
– Stanąłem w obronie mojego przyjaciela Borysa Szyca. Zarzucono mu, że przepił pół życia, ale to aktor godny podziwu. Wyszedł z dołka, alkoholizmu i mówi o tym publicznie. Poukładał sobie życie, a teraz spodziewa się dziecka. Skoro ktoś go obraża w taki sposób, to nie chce mieć z taką osobą nic wspólnego – opowiada plakacista.
– Zapytałem go też, "co by było, gdyby twój syn powiedział ci, że jest gejem"? On odparł: "Andrzej, pierd*lnij się i to porządnie w głowę". To był jego argument – mówi naTemat. Miał również żal do Jakimowicza za to, że potem w prawicowych mediach wymieniał jego nazwisko w kontekście hejtu. Tym bardziej, że był to prywatny sms od znajomego.
Andrzej Pągowski zaskoczony tym, że aktor opublikował treść smsa na Facebooku, przesłał nam ciąg dalszy dyskusji, o której już Jakimowicz nie wspomniał.
Zupełnie inny człowiek
Jakimowicz i Pągowski znają się od dawna. Ten pierwszy był bożyszczem nastolatek po filmie "Młode wilki", a drugi dyrektorem artystycznym "Playboya". To naturalne, że ich drogi się zeszły. – Pamiętam, co się działo, kiedy pojawialiśmy się w Międzyzdrojach. Ludzie go ubóstwiali – wspomina Pągowski.
– To ja go zapoznałem na wystawie z jego pierwszą żoną, malarką Joanną Sarapatą. Czuję się poniekąd odpowiedzialny za ten "nieudany" związek – śmieje się. – Jestem też pełen podziwu dla tego, co zrobił dla swojego syna – dodaje. Przypomnijmy, że drugi syn Jakimowicza cierpiał na poważną wadę wątroby. Aktor jako pierwszy zgłosił się na dawcę do przeszczepu i uratował mu życie.
Mój rozmówca twierdzi, że zawsze w tle było niedocenienie. – To jest zawsze problem ludzi, którzy na początku kariery dostają rolę, która przysparza im niesamowitą popularność, ale nie mają aż tyle talentu, by kontynuować passę – mówi.
Od hejtera LGBT do gwiazdy TVP
Po swoich słowach o LGBT Jarosław Jakimowicz stracił pracę w serialu. Szybko jednak się odkuł. Niedawno oddał kuriozalny hołd Antoniemu Macierewiczowi na antenie TVP. – Dziękuję za te 50 lat walki o niepodległość. Dziękuję za kraj, w którym żyję w imieniu moich dzieci, Polaków. Jestem dumny i zaszczycony – powiedział aktor w programie "Jedziemy".
W miniony weekend był gościem "Skandalistów" w Polsacie. Puściły mu nerwy, gdy dziennikarz Piotr Szumilewicz stwierdził, że Jakimowicz robi z siebie "ofiarę" hejtu w mediach.
– Nie jestem ofiarą, ty jesteś ofiarą. Spójrz w lustro. Wypraszamy gościa, nie robimy audycji – powiedział aktor. Między słowami wyzwał go na pojedynek. – Chodźmy, pogadamy jak mężczyźni poza kamerami – dodał.
– Byłem w szoku po tym co co zobaczyłem. Obrażał, przedrzeźniał zaproszonego dziennikarza, a do tego chciał się z nim bić, bo ten go nazwał "ofiarą". Zachowywał się tak, jakby nie zrozumiał pytania. A wcześniejszych wywiadach i wypowiedziach sam wspominał, że jest ofiarą hejtu Szyca i Pągowskiego – mówi mój rozmówca.
– Może on to wszystko inaczej postrzega. Jednak patrząc z boku, to wygląda na odcinanie kuponów. Przecież najpierw odwiedził wszystkie prawicowe media, potem wychwalał Antoniego Macierewicza, a na koniec dostaje pracę w telewizji kierowanej przez rząd. Pamiętajmy jednak, że władza nie trwa wiecznie – zauważa Pągowski.
Teraz jestem niemile zaskoczony. Przyjaźniliśmy się, uważałem go za naprawdę fajnego faceta, z którym się dobrze rozmawiało. Nie był kimś, kto przesadza z alkoholem, jest agresywny, bije się w knajpach. Nie mam pojęcia co się stało z tym człowiekiem.