To był głośny materiał mający pokazać dziwne i niebezpieczne kontakty między Beatą Szydło czy Antonim Macierewiczem z ludźmi z przestępczego półświatka. Olgierd L. postanowił po kilku miesiącach od emisji "Superwizjera" odpowiedzieć na wszystkie zarzuty. Bohater reportażu dowodzi, że doszło do manipulacji.
– Pytania otrzymałem na krótko przed emisją materiału, nie miałem szans na nie odpowiedzieć. Kiedy wraz z moim pełnomocnikiem zadzwoniliśmy na jakiś ogólny telefon do redakcji, nie otrzymaliśmy odpowiedzi, do kiedy mamy czas. Materiał przedstawia mnie w fałszywym, zakłamanym świetle, uznałem, że powinienem odnieść się do stawianych w nim zarzutów – stwierdził Olgierd L. w rozmowie z o2.pl.
Zapewnił, że cały materiał "Superwizjera" to jedna wielka manipulacja. Podkreślił ponadto, że wcale nie był i nie jest królem przestępczego półświatka w Gdańsku, a w czasie, gdy mordowano "Zachara", po którym miał przejąć władzę w mieście, siedział od pół roku w areszcie. Przekonywał też, że nie miał żadnej korzyści ze śmierci gangstera i dzięki niej ani nie rozszerzył ani swoich wpływów, ani przestępczej działalności.
Co innego pokazano w "Superwizjerze". – Olgierd, z tego, co mi wiadomo, jest niekwestionowanym liderem, jeżeli chodzi o grupy przestępcze w Trójmieście. Ma w sobie coś takiego, że potrafi dowodzić ludźmi, zbierać wokół siebie ludzi. Większość z nich poznawał w więzieniu, werbował na siłowniach, najchętniej, żeby byli duzi, wytatuowani i z przestępczością kryminalną – opowiadał dziennikarzom TVN były członek gangu, którego dotyczył reportaż.
Jeden z gdańskich policjantów stwierdził w reportażu, że Olgierd L. jest wyjątkowo niebezpieczny. – Posłuszeństwo wymusza, używając maczet i tasaków. Kiedy jego ludzie kogoś dopadali, zwykle kończył w szpitalu albo w śpiączce. Podejrzewaliśmy, że nawet siedząc w areszcie, zdołał kierować swoimi ludźmi – mówił.
Na antenie TVN pokazano, jak członkowie grupy, której rzekomo ma przewodzić Olgierd L., spotkali się w Rytlu z premier Beatą Szydło i Antonim Macierewiczem. Sam Olgierd L. w wywiadzie udzielonym o2.pl na pytanie, czy spotkał się w Rytlu z politykami PiS, stwierdził, że to perfidna manipulacja. – Mnie w Rytlu w ogóle nie było! Ta informacja celowo jednak nie jest poruszana, wszyscy myślą, że premier Beata Szydło wita się z Olgierdem i jego domniemaną grupą. Wystąpiłem z Bad Company MC półtora roku wcześniej, co można ustalić. Co istotne, do Rytla pojechać mógł każdy, kto chciał pomóc. Ogłoszenie o organizowaniu wyjazdu było na stronie Bad Company MC i wiele osób spoza klubu dołączyło i pojechało pomagać – zapewnił w wywiadzie Olgierd L.
– Daleki jestem od jakiejkolwiek polityki, ale dla mnie ten program to skandaliczna próba robienia z igły widły, a przede wszystkim nierzetelne dziennikarstwo. Jeszcze chwila i ktoś dorobi teorię, że zorganizowałem spotkanie premier z gangsterami. Dochodzi do chorych sytuacji – tłumaczył z kolei w rozmowie z naTemat były sołtys Rytla Łukasz Ossowski.