Zbigniew Stonoga to internetowy guru, który wytworzył wokół siebie swego rodzaju kult. Na koncie jego fundacji lądowały tysiące złotych z prowadzonych na Facebooku loterii z drogimi fantami. To właśnie ich dotyczy jeden z prokuratorskich zarzutów. Na czym polegały?
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Szczyt popularności Zbigniewa Stonogi sięga 2015 roku i poprzednich wyborów prezydenckich, po których wygłosił kultową w kulturze internetowej "inwokację". Przedsiębiorca mówił, co myślał, nie przebierał w słowach i uderzał w PiS. Tacy buntownicy szybko stają idolami młodzieży. W 2017 roku zamknięto go w areszcie, co ugruntowało jego pozycję jako męczennika rządu. Ledwie trzy miesiące temu wyszedł na wolność i za chwilę znów może trafić za kratki. Wczoraj wyszedł z aresztu i ma zapłacić pół miliona złotych poręczenia.
Biznesmen usłyszał poważne zarzuty
Biznesmen został zatrzymany przez policję na poczatku tygodnia. Prokurator postawił mu sześć zarzutów. Jeden z nich dotyczył przywłaszczenia sobie 927 tys. zł z ponad 953 tys. zł wpłaconych przez darczyńców na konto fundacji jego imienia. Stonodze zarzuca się pranie brudnych pieniędzy i organizowanie nielegalnych gier losowych pod przykrywką prowadzenia działalności charytatywnej (o czym za chwilę).
RMF FM podało, że datki miały trafiać na konto warszawskiej spółki, nad którą Stonoga sprawował nieformalną kontrolę. Następnie przelewano je na różne konta, których faktycznym dysponentem był Zbigniew Stonoga. Zdaniem śledczych proceder trwał przez ponad dwa lata i stanowił dla zatrzymanego stałe źródło dochodu. Grozi mu nawet 15 lat więzienia.
I choć najzagorzalsi fani, a na Facebooku ma ich ponad 700 tysięcy, uważają to za zwykły pretekst do zatrzymania, bo biznesmen ponoć ma "haki na władzę", a do tego jest filantropem i prowadzi działalność charytatywną, to wystarczy, że chłodnym okiem spojrzymy na to, co wyprawiało się ostatnio na jego Facebooku.
Oprócz postów, w których pokazuje, że pomaga biednym ludziom i chorym dzieciom, pojawiły się też bulwersujące akcje w stylu wyjawienia danych policjanta, który zastrzelił 21-latka w Koninie. Jednak najbardziej zagadkową formą jego działalności w mediach społecznościowych były liczne loterie z samochodami (i nie tylko).
Podejrzany mechanizm loteryjny
Wśród zarzutów, które usłyszał biznesmen, było organizowanie loterii wbrew przepisom ustawy o grach hazardowych. Wygranymi były samochody, w tym luksusowe limuzyny marki Audi, BMW i Mercedes. Zrzuty dotyczą 2016 i 2017 roku, ale loterie przeprowadzał cały czas. Na podstawie ostatnich postów możemy prześledzić na czym polegały.
Na swoim Facebooku wystawiał nie tylko auta, ale też drogie zabawki, m.in. Thermomix za ok. 5 tysięcy zł. Do uczestnictwa w publicznej loterii wystarczyło wpłacić niewielką kwotę (25-50 zł). Jeśli nie uzbierałaby się odpowiednia liczba darczyńców, to Zbigniew Stonoga miał zwracać pełne wpłaty. Jeśli był ukontentowany, wydawał nagrodę za pół darmo.
Prawdopodobnie "loteryjne" zarzuty dotyczyły tego, że nie posiadał zezwolenia na prowadzenie takiej działalności.
"Urządzanie gier losowych, zakładów wzajemnych, gier w karty i gier na automatach oraz prowadzenie działalności w tym zakresie jest dozwolone na podstawie właściwej koncesji, zezwolenia lub dokonanego zgłoszenia" – czytamy w Ustawie o grach hazardowych.
W jego loteriach nie było też prawdopodobnie szczypty losowości (regulamin Facebooka też tego wymaga). Stonoga sam sobie wybierał zwycięzców, o czym bez krępacji informował w postach.
Jakby tego było mało, biznesmen wprowadzał internautów w błąd, bo wystawiał na sprzedaż fikcyjne auta. Tzn. istniały naprawdę, ale nie były w jego posiadaniu. Do jednej z loterii wrzucił zdjęcie BMW z... Wikipedii (inne fotki brał m.in. z Allegro lub stron komisów). Można było dać się nabrać, bo kadr wyglądał "legitnie". Nawet jeśli pojazd miał niemieckie blachy.
To nie pierwszy raz
Przypomnijmy, że biznesmen dwa lata temu został skazany na rok bezwzględnego więzienia za oszustwo przy sprzedaży Lexusa. I już wcześniej organizował facebookowe loterie.
A śladów w internecie na brakuje. Choć kasowane są krytyczne posty z oficjalnego profilu, to zachowują się screeny, a w nich takie kwiatki, które po ocenzurowaniu trudno rozczytać. Na poniższym poszło o to, że internautka streściła kulisy całej procedury. Została zwyzywana od najgorszych.
Od kilku lat jego poczynania są monitowane przez internetowych społeczników.Lista kontrowersyjnych tematów jest całkiem spora. Opisywane są m.in. nieudane akcje charytatywne i loterie. Na poniższych zdjęciach widać, że nie zawsze wszystko przebiegało po jego myśli. A to ktoś się rozmyślił, a to pieniądze wyparowały.