
– Często się mówi, że "porządek w szafie, to porządek w głowie" i to nie są puste słowa. Jeżeli mamy uporządkowany dom, w którym każda rzecz ma swoje miejsce i łatwo ją znaleźć, to możemy skoncentrować się na realizowaniu własnych celów – mówi naTemat Maria Ernst-Zduniak.
Kiedy po transformacji ustrojowej sklepowe półki się wypełniły, zachłysnęliśmy się tą obfitością i zaczęliśmy kupować na potęgę. Niestety później okazało się, że wcale nie potrzebujemy tylu rzeczy, wielu z nich nawet nie używamy i nie wiemy co teraz z nimi zrobić. I tak, leżą w całym domu, zagracając przestrzeń i frustrując nas każdego dnia. Nie umiemy też się z nimi pożegnać.
Sądzę, że znaczna część osób tak deklaruje, bo nie ma wyjścia lub nie chce się do tego przyznać. Część osób rzeczywiście lubi mieć np. na biurku artystyczny nieład, w którym się lepiej odnajduje. Ja jednak wyznaję zasadę, że uporządkowany dom to uporządkowana głowa i życie.
Często nadmiar rzeczy jest spowodowany tym, że ich po prostu za dużo kupujemy. Możemy to zmienić, planując wydatki. Np. w jednym miesiącu kupimy tylko jedno ubranie lub sprzęt AGD i będziemy się tego trzymać. Zawsze. Jeśli idąc ulicą, zobaczymy za oknem wystawowym sukienkę, która wręcz krzyczy "kup mnie”, to wróćmy do domu, prześpijmy się i zastanówmy się, czy naprawdę jej potrzebujemy.
Na pewno nie próbujmy robić wszystkiego za jednym zamachem, czyli wszystkich pokoi na raz bo pewnie w połowie stracimy zapał. A często robiąc porządek, najpierw musimy zrobić spory bałagan.
