To nie jest łatwy czas dla związków, ale na całe szczęście komplikacje są tylko przejściowe. W rozmowie z naTemat psycholog i seksuolog Krzysztof Korona podkreśla, że odpowiedzialnym zachowaniem w czasie zagrożenia zakażeniem koronawirusem jest panowanie nad emocjami: –Teraz w wielu domach, w wielu związkach erotycznych, zwiększa się napięcie seksualne, uaktywnione owym "lękiem". Silniej myślimy o kwestiach prokreacji.
Krzysztof Korona (właściciel psychoNET.pl): Ludzki dotyk miał i ma moc leczenia strachu i dodawania siły. Przyjacielskimi uściskami rozpalaliśmy żołnierskiego ducha walki , a mężczyźni od wieków muskając ustami kobiecą dłoń starają się wzniecić w niej pożądanie. Instynktowne zachowania ludzi i zwierząt w sytuacji zagrożenia są trochę podobne. Przestraszone widokiem wilka stado owiec nie rozpierzcha się, tylko napierając na siebie nawzajem tworzy zwarty mur ze swoich ciał.
Obserwujący takie zachowania zoolog powie, że to typowa reakcja ucieczki zwierzęcia do środka gromady, żeby nie dać się schwytać wilkowi. Psycholog dopatrzy się w zachowaniu owieczek zaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa poprzez wzajemne dotykanie się własnymi ciałami.
Od tygodni wirus atakuje naszą świadomość, wpompowując do niej lęk przed zachorowaniem i śmiercią. W stanach zagrożenia, podobnie jak u zwierząt, także w nas narasta instynktowna potrzeba poczucia bliskość, przytulania się do siebie, podawania ręki, całowania, poklepania po plecach.
Łagodzenie lęku tylko przy pomocy słów nie zawsze jest skuteczne. Trudno jest uspokoić dziecko bez przytulenia go. Potrzebujemy rodzicielskiego dotyku do prawidłowego psychoseksualnego rozwoju i dotyku lekarza, czy pani pielęgniarki, która głaszcząc policzek wyciszy przerażone strachem serce, kiedy leżymy chorzy w szpitalu, zastanawiając się którymi drzwiami stąd wyjdziemy.
Każdy empatyczny dotyk w stanach zagrożenia ma kojąca moc. Zarówno dotyk wyrażający miłość rodzicielską, jak i ten związany z więzią erotyczną. Jeśli ktoś ma w sobie empatię, to ma również naturalną potrzebę obejmowania, przytulania, czy całowania. Wirus zaatakował najczulszy ludzki instrument, którym posługujemy się w procesie budowania więzi społecznych, miłosnych, rodzinnych, czy przyjacielskich.
Dziś zainfekowany wirusem umysł patrzy z przerażeniem przez okno na obejmujących się i podających sobie na powitanie ręce ludzi. Patrzy nie jak na owieczki szukające wsparcia, a jak na przysłowiowych "baranów", którzy nie mają świadomości kryjącego się za tym gestem śmiertelnego zagrożenia.
Nie jest jednak łatwo odzwyczaić się od takich gestów, gestów pocieszania i miłości.
Posłużę się pewnym porównaniem. Jeśli ktoś jest praworęczny i każemy mu pisać lewą ręką, to będzie musiał w tę czynność włożyć sporo wysiłku. Mózg pracuje na skróty. Przetwarzając w ciągu sekundy biliony informacji, stara się jak najszybciej wypracować reakcje nawykową, której nie musi kontrolować.
Jeżeli uformował się nawyk wyciągnięcia dłoni w momencie witania się i jest to gest bardzo mocno połączony z systemem sterującym emocjami, to trudno jest nam takie zachowanie wyhamować. Tak samo jak trudno nam nie odpowiedzieć tym samym gestem, na czyjąś wyciągniętą dłoń.
Choć epidemiolodzy nam tego zabronili, to nie jest nam łatwo zapanować na tym nawykiem. Największy problem z hamowaniem maja osoby z tzw. wysokim temperamentem, o których także mówimy że są cholerykami albo sangwinikami. Mamy tez całe narody z tzw. temperament "południowca".
Przykładem są Włosi i Hiszpanie To oni uwielbiają buziaczki na dzień dobry, na do widzenia i na poprawę humoru. Przytulanie się jest wręcz obowiązkowym rytuałem przy przeżywaniu radości i smutku, składaniu gratulacji i wstępem do… "czynności płcennych" jak opisywał prokreację dr Stanisław Kurkiewicz, pierwszy polski seksuolog.
Jakiś czas temu wróciłem z Portugalii. Także dla Portugalczyków, o których opowiadały mi świetne przewodniczki Dorota i Tamara, charakterystyczne jest to, że nie cierpią posługiwania się SMS-ami i długiego paplania przez telefon. Na pierwszego SMS-a odpiszą, ale już po drugim zaproponują "Spotkajmy się przy kawie, pogadamy". Życie bez bliskości, bez kontaktu face to face, dla nich nie istnieje.
Polacy uwielbiają być ze sobą blisko. Jest to reakcja wręcz wdrukowana w nasz mózg, jak i również podyktowana naszą kulturową tożsamością. Jesteśmy narodem, który przy pomocy gestów takich jak, całowanie, poklepywanie, przytulanie, podawanie rąk, zawsze okazywał uczucia innym.
Nigdy nie mieliśmy problemów z otwartym okazywaniem emocji. Przykładem jest historia polskiego pocałunku. Specyficzna narodową cechą polskich buziaków była ich siła i moc. W Polsce od wieków całowano siarczyście, ostro, żarliwie, gorąco, dawano gębusi na lewo i prawo ze szlachecką zamaszystością i rycerska skromnością.
Całujemy się z wielu powodów. Chociaż tak naprawdę nikt nigdy nie napisał tzw. kodeksu praw polskiego pocałunku, to jednak taki kodeks istnieje. Pocałunek w czoło z reguły ma charakter ojcowski, wyraża opiekuńczość i jest pozbawiony podbarwienia erotycznego. Pocałunek w oczy może oznaczać śpij spokojnie, pamiętaj o mnie. W policzki zwyczajowo całuje się przy powitaniach, pożegnaniach, życzeniach. Pocałunek w rękę oznacza szacunek, uniżoność, ale już w wewnętrzną stronę dłoni pieszczotę erotyczna, oraz pytanie, czy można więcej.
O dramatycznych okolicznościach erotycznych pocałunków opowiadał w jednym ze swoich wywiadów lekarz Marek Edelman, który brał udział w Powstaniu Warszawskim. Opisywał zachowania tych, którzy szli na pewną śmierć. Właśnie wtedy, w przerażających okolicznościach, widział jak kobiety i mężczyźni zrzucali z siebie ubrania, przytulali się do siebie i całowali.
W naszym mózgu ośrodek lęku, strachu i agresji, jest bardzo blisko ośrodka uaktywniającego reakcje seksualne. Im bardziej ktoś się boi, z tym większym prawdopodobieństwem u tych osób może pojawić się seksualne pobudzenie.
Tak jest skonstruowany mózg. Jak mówił w swoich wykładach prof. Jerzy Vetulani, mózg został wymyślony po to, aby się lepiej rozmnażać, aby zadbać o lepsze przekazywanie genów. Oczywiście powstał też, aby zapewnić człowiekowi lepszy dostęp do żywności, żebyśmy byli konkurencyjni wobec zwierząt. Przez przypadek jednak zaczął wytwarzać umysł, a więc stworzył "myślenie".
Skoro naturalną reakcją jest to, że w sytuacji zagrożenia myślimy o bliskości, to teraz musimy działać wbrew naszej naturze? Chyba nie ułatwia to sprawy.
Jeżeli przeżywamy sytuację zagrożenia życia, to mózg potrafi bez naszej świadomej kontroli odpalić biologiczny program "Przekaż geny". Uaktywnia umysł do produkcji seksualnych fantazji. To brzmi paradoksalnie, i ktoś, kto to czyta, może się łapać za głowę, ale tak jest. Tak zostały w procesie ewolucji skonstruowane nasze mechanizmy biologiczne. To dlatego ofiary wojny, to także ofiary seksualnych gwałtów dokonywanych przez "rozgrzanych walką na śmierć i życie samców".
Nie wiemy, co teraz dzieje się w wielu polskich związkach erotycznych, w których pojawiły się myśli o ataku wirusa i prawdopodobieństwie śmierci z powodu uduszenia. Nie można wykluczyć, że właśnie strach paradoksalnie spotęgował zakazaną przez epidemiologów potrzebę przytulania i rozładowania seksualnego napięcia.
Nie wiemy do końca, jakie będą skutki ataku wirusa, w świecie miłości erotycznej i innych związków uczuciowych. Zagrożenie śmiercią, o którym słyszymy w komunikatach, może stymulować szczególne młode organizmy do prokreacji. Musi jednak zostać włączony system hamowania, aby z powodu takiego działania nie stracić życia i nie zarażać innych. To prawdopodobny dramat, który teraz rozgrywa się w umysłach osób pozostających w miłosnych związkach.
Szczególną frustrację związaną z niekontaktowaniem się ze swoim partnerem muszą przeżywać ci, którzy są obdarzeni przez naturę większym libido, czyli osoby młode, które weszły w etap dojrzewania, lub w etap wczesnej dorosłości. W tym okresie najintensywniej pobudzany jest w ich organizmach popęd do rozmnażania.
Co więc mają robić?
Z jednej strony trzeba młodzieży, i nam samym, przypominać, że dzięki umysłowi mamy możliwość sterowania naszym zachowaniem. Uzbrojeni w smartfony potrafimy emotikonami wzbudzić emocje podobne do tych, które wywołane są poklepaniem po plecach, czy przytuleniem.
W toku ewolucji umysłu na szczęście zostaliśmy także wyposażeni w intelektualne mechanizmy obronne. To są te mechanizmy, które bronią nas przed niebezpiecznymi decyzjami. Im bardziej nasze emocje i uczucia podpowiadają nam: zbliż się do drugiej osoby, przytul ją, bo się boi, pociesz ją, tym bardziej – jeżeli system ten jest sprawny – pomoże nam wyhamować ten odruch, pomoże zachować dystans.
Silna potrzeba fizycznej bliskości, dotyku, przytulenia, podobnie jak silny popęd seksualny, w aktualnej sytuacji nie będzie ułatwiał nam sterowania własnym zachowaniem. Warto pamiętać, że wcześnie uruchomiony intelektualny mechanizm obronny osobowości potrafi skutecznie ochronić nas przed katastrofą. To trochę tak jak z hamowaniem samochodem. Przy niskiej prędkości skuteczniej zatrzymamy auto.
To nadal brzmi, jak coś skomplikowanego?
Intelektualne mechanizmy obronne osobowości to nic innego jak "rzetelna wiedza" na temat sposobów chronienia się przed zarażeniem. To "zespół myśli", który musimy zacząć hodować w naszym umyśle i odpowiednio często do nich zaglądać, aby pielęgnować je, jak kwiaty w doniczce.
"Pielęgnacja" oznacza przypominanie sobie o zasadach mycia rąk i twarzy, unikania tłumów i nie czytania i słuchania głupot, którymi karmią nas internet lub szarlatani. Chcesz stworzyć skuteczną intelektualna tarcze chroniąca cie przed wirusem, to przemyśl metaforę kominka.
Aby ogień nie zgasł, trzeba do niego dokładać drewno. Metafora to jeden z bardziej skutecznie działających sposób autopsychoterapii, czy zdrowego układania sobie w głowie tego wszystkiego, co mówią nam lekarze.
Jakie to mają być myśli?
"Jeśli chcesz zadbać o swojego przyjaciela, jeśli chcesz mu przekazać dobre uczucia, jeśli troszczysz się o niego, o jego i swoich bliskich, to kontroluj to, co dyktują ci emocje. Nie zbliżaj się do niego, nie podawaj mu ręki". Być może poklepiesz go po plecach i przytulisz jak minie czas zakażeń… To jeden z przykładów działania intelektualnego mechanizmu obronnego.
Aby ten hamulec zaczął działać skuteczniej, to tego wirusa warto zobaczyć w wyobraźni. Nie tak jak pokazują go media, w formie kuli z wypustkami, ale po swojemu. Zobaczyć go np. jak wroga, jak kosmitę, czy najeźdźce krzyżackiego, z którym teraz musimy walczyć by uchronić siebie, rodzinę i Polskę.
Tutaj mam dobrą wiadomość w przypadku Polaków. Polacy nie byli nigdy tchórzami. Historia wojen, jakie toczyliśmy, pokazuje to dobitnie. Mimo że nie mamy teraz wodza, który podobnie, jak w bitwie pod Grunwaldem udowodnił Krzyżakom, co znaczy męstwo Polaków i który zagrzewał do walki, zbudujmy naszego przywódcę, generała, w naszej wyobraźni.
Dzisiaj jedyną skuteczną walką z najeźdźcą pustoszącym rodziny, jest "wojna unikowa", bo nie dostarcza wrogowi "pożywienia" w postaci kolejnych ofiar. Unik w przypadku zagrożenia epidemiologicznego polega na tym, że właśnie nie podajemy ręki sąsiadowi, że nie przytulamy się do naszego partnera seksualnego, który mieszka ze swoją rodziną, nie gromadzimy się w kościele, nie pijemy wody z tej samej butelki i nie słuchamy tych liderów, którzy zbijają swój finansowy czy polityczny kapitał na nakłanianiu ludzi do gromadzenia się i ośmieszają przestrogi lekarzy.
Tego oczekujemy od Polaków, od naszych sąsiadów i przyjaciół. Zabijamy to wirusowe "bydło" nie tylko przez mydło, ale też poprzez kontrole naszej naturalnej potrzeby przytulania się podczas zagrożenia.
A czy są jakieś rady zwłaszcza dla młodych ludzi, o których pan wspominał? Nadal uważam, że nie tak łatwo ułożyć sobie wszystko w głowie i poczekać.
Zamiast iść na randkę, spotykać się, całować, zapewniając, że nam nic nie dolega, można przekazywać ciepło i emocje, w sposób, który mamy bardzo dobrze opanowany. Chodzi o internet, o świat cyfrowy.
Okazywanie w ten sposób uczuć, miłości, zaspokojenie popędu seksualnego, w kryzysowej sytuacji, jest tym, co przejściowo jest w stanie pomagać nam w walce z wirusem. Młodym ludziom, w szczególności dopiero tworzącym związki, trzeba powiedzieć: "Poczekaj chwilę. To jest próba, której poddane są relacje, próba przeczekania. Nie musisz uciekać z domu i randkować, nie musicie właśnie teraz trzymać się za ręce".
Istotne jest to, żeby młodzi wiedzieli, że w ten sposób ochronią swoją partnerkę, swojego partnera. Niech zostaną w domu i spotkają się na randce w cyfrowym świecie. Jest przecież tyle komunikatorów: Messenger, WhatsApp, Skype. Na szczęście wiemy też, że młodzież od wielu lat z tego korzysta.
Rodzice zakochanych nastolatków, aby nie doprowadzać do kryzysów w związkach, nie powinni odpędzać ich od telefonów. Jeśli nastolatek uważa, że jest to jedyna szansa na rozmowę, to trzeba mu na to pozwolić. Ich związki są bardzo kruche, a nastolatkowie przeżywają swoje miłości w bardzo dynamiczny sposób.
Poza tym posługiwanie się SMS-ami, tymi wszystkimi emotikonami, też jest wartością. Taką samą, jak podanie ręki, czy przytulenie. Możemy powiedzieć komuś, że o nim myślimy, wysyłając serduszko.
Kiedy będziemy mogli się dotykać, całować, uprawiać seks? Jest to pewnie kwestia kilku miesięcy. Epidemia nie minie z dnia na dzień. Nie będzie tak, że władza któregoś dnia ogłosi: ok nie ma zagrożenia.
Na początku możemy bać się tych wszystkich gestów, powrotu do normalności.
Optymalna sytuacja będzie taka, że będziemy do siebie wracali i nie będziemy bali się pytać siebie, czy jesteśmy zdrowi, czy nic nam nie dolega. Pytania o zdrowie do tej pory były traktowane jako niegrzeczne. Dzieci nie były uczone nigdy, żeby zapytać partnera: "Słuchaj czy nie masz HIV? Czy nie zakażę się żółtaczką?".
W tej chwili musi się to zmieniać. Ta sytuacja, która dopadła świat, sprawia, że pytanie o zdrowie partnera, jest pytaniem, które chroni nas i naszych bliskich. Nastolatkowie w wyniku tej nieodpowiedzialnej bliskości, mogą tworzyć zagrożenia u siebie w domu. O tym trzeba głośno mówić.
Trzeba mówić o tym, że zmieniły się pewne zasady. Dziś spotykając się powinniśmy powiedzieć nie tylko "Cześć", "Dzień dobry", ale też zapytać: "Czy wszystko jest w porządku? Czy nie kaszlesz? Czy nie jesteś zakażony?". To będzie wymagało przełamywania nawyków i myślenia pt. "Jeśli mnie pytasz tak, to oznacza, że mnie obrażasz". Nie o to chodzi.
A co z osobami, które mieszkają razem? Tutaj też powinna się szczególnie uważać?
Powiem tak, odpowiedzialność za partnera małżeńskiego i odpowiedzialność za własne dzieci oznacza, że zaczną się sypać wszystkie "rozwiązki". Tak nazywam wszystkie te relacje, które są poukrywane. Mają one to do siebie, że osoby w nich pozostające, nie informują siebie z kim się spotykają.
"Rozwiązki" mogą więc być zagrożeniem dla partnerów, z którym mieszka się w domu, z którymi się żyje, ma dzieci itd. Ci, którzy funkcjonują w ten sposób muszą przemyśleć, czy i jak dalej układać te relacje.
Okazuje się więc, że korzyść z tego wirusa może objawiać się zwiększoną odpowiedzialnością za swojego partnera również w wymiarze miłosnym. Ludzie zaczną w sposób bardziej odpowiedzialny podchodzić do potrzeby seksualnej. Być może w wielu związkach małżeńskich zakończy się walka o seks: "Jak nie byłaś/eś grzeczny w ciągu dnia, to nie będę cię przytulać".
Ludzie zaczną rozumieć, że potrzeba seksualna jest taką sama ludzką potrzebą, jak potrzeba jedzenia i picia. Jeśli więc nie jest odpowiednio zaspokajana, prowadzi do "rozwiązków".
Im dłużej będzie trwał stan, w którym lepiej się nie przytulać, nie uprawiać seksu, tym będzie trudniej?
Niekoniecznie. Odwoływałem się do pomocnego w tym przypadku narzędzia, jakim jest internet. Nie będę jednak wygłaszał teorii, że najlepsze jest teraz uprawianie cyberseksu. Cyberseks ma swoje zalety, ale ma też i wady. Aktualnie jedną zaletą jest bezpieczeństwo, ochrona przed zakażeniem wirusem. Wady, czyli zagrożenia, wynikają z uzależnienia lub z doprowadzenia do sytuacji, gdy tylko samozaspokojenie daje satysfakcję, a przecież w seksie chodzi o budowanie więzi miłosnej.
Jeśli podejdzie się do tego, jak do złamanej nogi, gdzie przesz gips trzeba liczyć się z utrudnieniami trwającymi kilka tygodni, to zobaczymy, że mówimy o kwestii przejściowej. Psychologowie, seksuolodzy, my doskonale znamy historie par, które zostały zmuszone do pozostawania w dłuższym okresie abstynencyjnym, gdzie jedna osoba pracuje w Londynie, a drugie w Warszawie. Takie pary dość często korzystają z alternatywnych form przekazywania sobie miłości. Nie tworzymy nic nowego.
We wszystkich najtrudniejszych sytuacjach życiowych sprawdza się coś jeszcze. Polacy kiedyś potrafili korzystać z tego najbardziej efektywnego lekarstwa w naprawianiu więzi międzyludzkich, ale robią to i dziś. Mowa o poczuciu humoru. Ktoś, kto potrafi z tego skorzystać, lekkim językiem i w dobrym tonie rozładować napięcie, ten poradzi sobie z każdą sytuacją kryzysową. Natomiast temu, kto boczy się na partnera, będzie trudno łagodzić kryzysy emocjonalne wywołane wirusem.
"I śmiech może być nauką, kiedy się z przywar nie z osób natrząsa” to motto Ignacego Krasickiego na szczęście już zostało podchwycone przez kabareciarzy, piosenkarzy, aktorów. Według mnie spełnia i będzie spełniać, mimo ludzkich dramatów, funkcję społecznego katharsis, chronić przed epidemiologicznym wypaleniem.