Dziwna sprawa, ale zawsze wiedziałam, że pójdę siedzieć za coś politycznego. Może to kwestia przekazu medialnego we wczesnym dzieciństwie w latach 80-tych. Zresztą mniejsza z tym. Pytanie było tylko: za co.
Dziś już wiem, że prawdopodobnie za kradzież swojej karty wyborczej. Wszystko zależy od interpretacji, jaką zastosuje ziobrowska prokuratura. 3 lata więzienia za nieoddanie karty zostały w ostatniej chwili wykreślone z projektu, ale kto wie czy władza nie podciągnie tego pod kradzież. A kradzież karty jest w tym projekcie zagrożona karą pozbawienia wolności do lat 3. Problem w tym, że nie ma jasnej definicji, co autor miał na myśli. Czy kradzież karty to np. wyciągnięcie jej ze skrzynki sąsiadowi, co nie stanowi problemu technicznego dla osób o giętkich dłoniach? Czy zachowanie własnej?
Tak czy inaczej nie zamierzam bowiem zwracać PiS–owi papierów, które mają mu umożliwić przyklepanie kopertowego prezydenta. Epidemiczny kandydat Andrzej Duda niecierpliwie przebiera nogami, gdy jego związani i zakneblowani rywale zostali zamknięci w koronawirusowej piwnicy. Honor? Przyzwoitość? Fair play? Bez żartów. Ten pociąg już dawno odjechał razem z peronem. Liczy się tylko długopis.
Uczestniczyć w tej farsie nie zamierzam: ani tradycyjnie, ani korespondencyjnie, ani w żaden inny sposób, który może jeszcze wpaść do głowy szeregowemu posłowi z Żoliborza. Nazwijmy to klauzulą obywatelskiego sumienia. W przeciwieństwie do Gowina i spółki mam bowiem kręgosłup i go używam. Są rzeczy, na które zgadzać się nie warto, choć na krótką metę może się to opłacać. Tak, także wtedy, gdy się jest u koryta.
Po pierwsze jako obrończyni życia (nie mylić z embriofetyszyzmem) nie będę narażać na zakażenie koronawirusem listonoszy oraz ich bliskich, a także innych osób, które zostaną zmuszone do dotykania tysięcy kart wyborczych, byle tylko znowu wsadzić długopis Kaczyńskiego do Pałacu. Po prostu nie. I jestem gotowa ponieść konsekwencje przewidziane pisanym na kolanie bezprawiem.
Po drugie nie przyjmuję zaproszenia do gry, gdy karty są znaczone. Konstytucja gwarantuje mi prawo do tajnego głosowania, a partia rządząca chce mnie go pozbawić. Wiem, że ustawa zasadnicza jest dla jej członków niczym wobec pstryknięcia palcami Jarosława Kaczyńskiego, ale obiektywnie nadal ważniejsza jest Konstytucja. A głosowanie korespondencyjne wprowadzane bez żadnego trybu daje władzy praktycznie wolną rękę w fałszowaniu wyników. Ja swojej do tego nie przyłożę.
Po trzecie ani mi się śni stwarzać pozory, że mamy do czynienia z wyborami, bo nie mamy. Prawdziwe głosowanie możliwe jest wtedy, gdy poprzedzają je miesiące kampanii. Wtedy wyborcy mają realny wybór – mogą usłyszeć, co każdy kandydat ma im do zaproponowania. Ziemia do PiS: kilka tygodni temu kampanię przerwała epidemia. To, co odbędzie się 10, 17, czy 23 maja, można nazywać wieloma, mniej lub bardziej cenzuralnymi określeniami, ale "wybory" z pewnością nie są jednym z nich.
A Jarosław Kaczyński tylko zaciera ręce. Co tam druga fala epidemii, co tam setki, czy tysiące ludzi, które umrą, by postawił na swoim. Facet, jeśli tak bardzo tego chcesz, skończ z tą farsą i wydaj edykt czy inną encyklikę, że Duda nowym prezydentem jest. Bo tak. Bo ty tak chcesz. A nie tchórzliwie, pokątnie, kombinujesz rękami swoich podwładnych. Chociaż nie, sorry, przecież ty nigdy nie ryzykujesz. Cenę zawsze płacą inni, a ty jesteś na to gotowy.