"Kierunek: Noc" to pierwszy belgijski serial Netflixa, ale tylko w teorii. W obsadzie znaleźli się przedstawiciele 7 krajów, zdjęcia w większości nakręcono w Bułgarii, a cała fabuła jest oparta na wątku z książki Jacka Dukaja "Starość aksolotla". Mówi on o pasażerach samolotu uciekających przed morderczą falą promieniowania idącą z kierunku Słońca. Serial nie jest pozbawiony wad, ale dostarcza tylu emocji, że przymykamy na nie oko i oglądamy go ciurkiem.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Nowa produkcja oryginalna Netflixa przypadkowo zgrała się z pandemią koronawirusa. Ekipa zdążyła ze zdjęciami niedługo przed jej wybuchem - tak, jak bohaterom historii udało się wystartować z lotniska w Brukseli przed nieprzewidzianym zjawiskiem astronomicznym.
Międzynarodowa mieszanka na pokładzie samolotu musi współpracować, by przetrwać w obliczu końca świata. Nasza sytuacja nie jest aż tak fatalna, ale na pewno każdy znajdzie w "Kierunku: Noc" pewien metaforyczny wymiar. To nie koniec atrakcji. Zapnijcie pasy i lecimy!
Podniebny thriller dla fanów "Lost"
"Kierunek: Noc" sięga po lekko zapomniany, a mocno eksploatowany pod koniec XX wieku gatunek filmowy - "thriller samolotowy". Ma wszystkie jego zalety, ale i niektóre słabości. Do największej z pewnością można zaliczyć pewne naciągane rozwiązania fabularne.
Kiedy nagle pojawia się problem, któraś z osób niespodziewanie posiada umiejętności mogące je rozwiązać. Samolotem podróżuje garstka osób, ale łącznie mają wszystko potrzebne do przeżycia - jedna z postaci ma wiedzę techniczną, druga astrofizyczną, trzecia medyczną itd.
Wszystko się jednak trzyma pewnej konwencji i nie wszystkim to musi akurat przeszkadzać. To tak, jakby w filmach akcji czepiać się tego, że kule nie imają się głównego bohatera. Inaczej, napisy końcowe wjechałyby po 5 minutach seansu.
Zacząłem od największej wady. Pora na największą zaletę, czyli nieustające napięcie. I to przez wszystkie 6 odcinków pierwszego sezonu. Rasowy thriller, nie mógłby się obejść bez trzęsienia ziemi na początku i późniejszego, narastającego dreszczyku emocji. Te sięgają poziomu stratosfery. "Kierunek: Noc" jest prawilnym dreszczowcem, który tylko chwilami zwalnia tempo.
Dlatego dobrze sobie zaplanujcie wieczór, bo nie będziecie chcieli przerwać oglądania. Nie przesadzam. Nie chodzi tu tylko o obowiązkowe wręcz cliffhangery na koniec odcinków, ale ogólnie intrygującą fabułę i skrywających swoje tajemnice bohaterów - i tych irytujących, i tych, którym kibicujemy. Pod tym względem, umiejscowiłbym "Kierunek: Noc" na jednej półce z "Zagubionymi" i "Domem z papieru".
Dużo polskich akcentów
Czytając "Starość aksolotla" (polecam szczególnie e-book, bo to powieść multimedialna z fotokodami i mnóstwem przypisów) wyobrażałem go sobie jako post-apokaliptyczne, cyberpunkowe anime z mechami. Wizjonerskie, dowcipne, filozoficzne, transhumanistyczne. Oglądając zwiastun nowego serialu Netflixa możemy się poczuć odrobinę zagubieni. "Kierunek: Noc" jest bowiem ekranizacją praktycznie jednego akapitu książki Jacka Dukaja.
Pierwszy sezon to jej swoisty spin-off, które może być idealnym wstępem do właściwej treści książki. "Starości aksolotla" bez potężnego budżetu i kreatywnych ludzi nie da się przenieść na ekran - większość akcji toczy się w cyberprzestrzeni. Od popularności wśród widzów będzie zależeć, czy zostanie pokazana w kolejnych odsłonach serii. Zainteresowanie ze strony Tomka Bagińskiego, producenta wykonawczego "Kierunku: Noc", jest ogromne - od lat stara się pokazywać światu twórczość Jacka Dukaja.
Dukaj i Bagiński to nie jedyni polscy reprezentanci na pokładzie nowego serialu Netflixa. Jednym z głównych bohaterów jest nasz rodak Jakub. W tę rolę wcielił się Ksawery Szlenkier ("Czas Honoru", "Krew z krwi"), który perfekcyjnie mówi po francusku (a to główny język serialu) i świetnie wypadł na ekranie. Reszty polskich akcentów nie będę zdradzać, ale wierzcie mi na słowo - przy jednym spadniecie z kanapy.
Pierwszy belgijski serial Netflixa wybija się ponad inne regionalne produkcje. Nie jest tak dobry jak niemieckie "Dark", ale jest o niebo lepszy od duńskiego "Rain", czy polskiego "1983" - co ciekawe, wszystkie obracają w klimatach postapo. Nie jest też nakręcony z takim rozmachem jak amerykański "Wiedźmin", na podstawie twórczości innego polskiego pisarza - Andrzeja Sapkowskiego. W tym przypadku, to akurat... plus.
Skromny budżet "Kierunku" pozwolił porzucić efekciarstwo i wybuchy, a taka fabuła aż kusi od pokazywania naziemnej apokalipsy na rzecz klaustrofobicznej atmosfery. Jeśli boimy się latać, to wrażenie jest jeszcze bardziej spotęgowane. W serialu oczywiście widzimy pożogę, ale z poziomu samolotu. Praca kamery również pozwala się poczuć się jak niewidoczny pasażer. Z kolei teatralny charakter kadłubowej scenerii umożliwia wydobycie z twarzy aktorów pełnego spektrum emocji. Tak więc z mniejszą ilością pieniędzy osiągnięto większy zysk.
"Kierunek: Noc" to serial wprost stworzony pod pandemiczną "majówkę", która w tym roku nie będzie się zbytnio różnić od ostatnich weekendów. Jest idealny do obejrzenia w jeden wieczór (pochłonięcie sezonu zajmie nam niecałe 4 godziny), polskie wątki są naprawdę sympatyczne i satysfakcjonujące, a buzująca od przedstawianych wydarzeń adrenalina daje nam na chwilę odetchnąć od zamartwiania się koronawirusem.