"My tu nie 'spędzamy czasu na plotkach i piciu kawy'" – pisze w liście do redakcji Onetu pracownica jednostki sanitarno-epidemiologicznej. Kobieta opisała sytuacje, z którymi codziennie się mierzy. Nie chodzi jej o współczucie, ale pokazanie jak pandemia wygląda z perspektywy sanepidu.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
"Pieniędzy za nadgodziny nie ma i nie będzie – mamy ponoć dostać dodatkowe wolne dni, ciekawe kiedy je wykorzystamy, skoro nie widać końca pandemii? Dziś w pracy odbierając telefon za telefonem, znowu nasłuchałam się, jaki to sanepid jest niekompetentny, że powinni nas zlikwidować, że nie chcemy robić testów, że ukrywamy dane, że nie chcemy pomóc i tak w nieskończoność" – pisze pracownica.
W swoim drugim liście pokazała "jeden dzień z życia pracownika sanepidu". Sporą część dnia spędza na wypełnianiu i wysyłaniu różnych tabel np. z osobami na kwarantannie. "Trzeba pamiętać, że zaszyfrowana tabela w Excelu do policji stołecznej, a do powiatowej trzeba szyfrować i wysyłać w Wordzie - dlaczego? Mnie nie pytajcie - takie jest polecenie" – tłumaczy.
Podała też wiele przykładów spraw i problemów, z jakimi dzwonią lub piszą w mailach Polacy. "'Proszę przesłać mi mój wynik…', 'Do tej pory nie wykonano mi testu…', 'Zgłaszam za dużą ilość osób w sklepie, a jest przecież zakaz gromadzenia się…', 'Czy muszę nosić maseczkę jak mam astmę...', 'Zgłaszam, że miałem kontakt z osobą u której potwierdzono Covid 19…" – wylicza.
Musi też wyjaśniać ludziom, że sanepid nie wykonuje testów, choć powszechnie się tak uważa. Pracownicy tylko typują osoby do wymazu. Nie mają próbkobiorców i laboratorium.
"Stacje powiatowe nie posiadają, ani personelu do pobierania prób, ani laboratorium, nie mamy też samych testów – bo po co nam one? Laboratoria znajdują się w stacjach wojewódzkich i tam są badane przez wykwalifikowany personel. Jako, że nikt nie przewidział sytuacji, w której potrzebne jest pobieranie setek wymazów dziennie, wojewódzka stacja nie ma wystarczająco dużo personelu i musi wspomagać się firmami zewnętrznymi" – tłumaczy kobieta.
Czytelniczka narzeka na rozproszenie wszystkich elementów. Czasem prosty błąd ludzki (np. źle wpisany PESEL) spowalniania cały proces. "Wszystkie dokumenty, które wysyłamy w tą długą i zawiłą drogę, wędrują poprzez skrzynki mailowe, przeróżne tabele, systemy informatyczne laboratoriów tam i z powrotem, a jeden głupi błąd na którymkolwiek z etapów może spowodować, że ten kruchy system zawiedzie" – wyjaśnia.
Odniosła się też do zarzutów o ukrywanie prawdziwych statystyk zachorowań w przekazach medialnych. "Nie mam nic do ukrycia, a stwierdzenia, że zatajamy prawdziwe dane i zaniżamy statystyki, można włożyć między bajki. Owszem, nie jesteśmy zbyt wylewni jeżeli chodzi o informacje, ale wynika to tylko z tego, że nie mamy czasu się tym zająć" – pisze.
Na koniec listu dodaje: "Mam nadzieję, że choć część z Was po przeczytaniu tego artykułu zastanowi się dwa razy zanim następnym razem będzie hejtować 'paniusie z sanepidu'".
Do niedawna cieszyłam się, że w końcu możemy zająć się czymś pozytywnym – pomagać ludziom, a nie tylko karać i wymagać. Niestety rzeczywistość okazuje się zgoła inna, system sprawia, że znowu czuję się jak ułomne narzędzie, zmuszone do wykonywania zadań, które nie leżą w mojej mocy i których sam twórca nie przewidział. Pasek wypłaty, który dziś przyszedł, nie poprawia humoru - kasjerzy znanych dyskontów wyśmialiby mnie, a mam wyższe wykształcenie ze specjalizacją i 14 lat stażu. Do stresu, jaki towarzyszy mi od początku epidemii dołącza teraz frustracja i złość.