Miały być superprodukcje poświęcone Polsce, a były i są tylko milionowe wydatki. Polska Fundacja Narodowa podpisała umowę z jedną z hollywoodzkich agencji, która miała pomóc w tworzeniu takich filmów z gwiazdami światowego formatu. Choć do promocji jednego dzieła agencja się przyłożyła – jak donosi Onet, chodzi o film dokumentalny z Mateuszem Morawieckim.
Agencja Rogers & Cowan, która reprezentuje gwiazdy kina, muzyki i sportu, została wynajęta przez Polską Fundację Narodową.
Miała ułatwić dotarcie do gwiazd, które mogłyby wystąpić w polskich filmach, ale żadna z nich nie zdecydowała się na występ w filmie. Skończyło się na spotach, w których pokazali się Mel Gibson i Liam Neeson. Skoro współpraca nie przyniosła oczekiwanych rezultatów wydawać by się mogło, że firmie Rogers & Cowan podziękowano, ale nic bardziej mylnego.
"Mimo fiaska produkcji filmowej, z PFN do agencji Rogers & Cowan pieniądze płyną szerokim strumieniem — w sumie ponad 1,5 mln dolarów (6 mln zł) w ciągu niespełna półtora roku. Większość tej kwoty to honorarium za zorganizowanie w USA pokazów filmu z Mateuszem Morawieckim jako przewodnikiem po Polsce. Poza tym agencja głównie rozsyła maile do mediów. W kosztach agencji znaleźliśmy też rachunek za catering na ponad pół miliona złotych" – czytamy w Onecie, który donosi o całej sprawie.
Polska Fundacja Narodowa to twór, który powołano do życia zaraz po tym, jak PiS wygrał wybory. Oficjalnym celem jej działania była promocja Polski i poprawienie jej wizerunku za granicą. Jednak jak informują media, był też cel nieformalny wyznaczony przez Jarosława Kaczyńskiego: przekonywanie Zachodu do kontrowersyjnych decyzji PiS. Na PFN obowiązkowo złożyło się 17 spółek skarbu państwa, dlatego budżet fundacji to aż 100 mln zł rocznie.
PFN miała też przekonać świat, że historia Polski warta jest ekranizacji jako źródło wielu tematów, które warto zmienić w superprodukcje. – Zbierzmy pieniądze na jeden lub dwa wielkie, hollywoodzkie filmy, które pokażą, jak naprawdę wyglądała wojna w Polsce – mówił Jarosław Kaczyński przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku.
Były więc pomysły i obietnice o realizacji filmów o rotmistrzu Pileckim i Ryszardzie Kuklińskim, czy też o Powstaniu Warszawskim. Ponoć trwały negocjacje, ponoć gwiazdy Hollywood były już gotowe do występu. Z ustaleń Onetu wynika, że "żeby zrealizować ten plan, PFN wynajęła w Hollywood agencję CMGRP, Inc., znaną pod nazwą Rogers & Cowan".
"Polska Fundacja Narodowa tradycyjnie utajnia szczegóły swych umów z kontrahentami, ale Onet ponownie poznał je dzięki prawu amerykańskiemu. W USA każda firma, która przyjmuje pieniądze od zagranicznego rządu, musi dwa razy do roku złożyć sprawozdanie do Departamentu Sprawiedliwości" – czytamy w artykule Andrzeja Stankiewicza.
"Promowanie Polski w społeczności hollywoodzkiej", "promowanie Polski na imprezach branży rozrywkowej", "pomoc w dotarciu do osób decyzyjnych w amerykańskim biznesie filmowym", takie m.in. cele postawiono przed Amerykanami.
W sprawozdaniu złożonym przez wynajętą agencję w grudniu ubiegłego roku, jest mowa głównie o rozsyłaniu maili do amerykańskich mediów. Firma Rogers & Cowan nie zareagowała na pytania Onetu o szczegóły jej działalności na rzecz promocji filmowej polskiej historii.
"W rejestrze odnaleźliśmy wszystkie rozliczenia między PFN a agencją Rogers & Cowan. Jak wynika ze sprawozdania, w ciągu niespełna półtora roku do agencji trafiło z kieszeni polskiego podatnika ponad 1,5 mln dol. (6 mln zł). I to mimo że nie padł jeszcze ani jeden klaps na planie filmowym i nie zanosi się na to, aby padł w dającej się przewidzieć przyszłości. Pieniądze płynące do Rogers & Cowan składają się z dwóch elementów: to honoraria oraz zwrot kosztów ponoszonych przez agencję" – podaje Onet.
4 mln złotych na współpracę z agencją wydano w kwietniu 2019 roku. Jak ustalił Onet, chodzi o wynagrodzenie za obsługę premiery dokumentu "Royal Tour" Petera Greenberga, filmu promującego Polskę, w którym występuje Mateusz Morawiecki.
"Premiera w tych destynacjach zwielokrotniła sukces produkcji kierowanej na rynek amerykański i zachodnioeuropejski. Organizacja każdej z ww. premier była olbrzymim przedsięwzięciem zarządczym, logistycznym, angażującym kilkadziesiąt podmiotów (scenografia, światło, dźwięk, catering, ochrona, kierowanie ruchem, audio video, etc.) oraz wymagającym obsługi prawnej, licznych zgód i zezwoleń. Dzięki agencji R&C premiera w Los Angeles była dokumentowana przez fotografów Getty Images (dostępne w sieci)" — tłumaczyła Polska Fundacja Narodowa.
SMS-y od Glińskiego
Dziennikarz Andrzej Stankiewicz na łamach portalu Onet.pl wielokrotnie opisywał Polską Fundację Narodową i jej finansowanie z budżetu państwa. Stankiewicz podpadł po tekstach na temat finansowania fundacji. To on nagłośnił, że PFN wydaje miliony dolarów na akcje w mediach społecznościowych, które ogląda kilka osób. Po swoich publikacjach dostawał smsy od samego wicepremiera Piotra Glińskiego.
– Pisał, że artykuły są prymitywne, sensacyjne, mają nieprawdziwe tezy, są pełne przekłamań, manipulacji, są nieuczciwe, nierzetelne i tak dalej. Kiedy przygotowywałem teksty o Polskiej Fundacji Narodowej, pisałem do niego, by zapytać, czy zareaguje na tę sprawę. Wtedy się nie odzywał – mówił w rozmowie z "kulturą Liberalną".
W odpowiedzi Stankiewicz napisał Glińskiemu, że "oczekiwałby rozliczenia się przez PFN z wydatkowania publicznych pieniędzy, nepotycznych układów, a stanowisko polskiego wicepremiera zobowiązuje do czegoś więcej poza rzucaniem epitetami i narodowościową segregacją dziennikarzy".