Ryszard Milewski się broni: To manipulacja i ohydna prowokacja. Ktoś chce ze mnie zrobić kozła ofiarnego
Michał Mańkowski
14 września 2012, 08:45·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 14 września 2012, 08:45
– To paranoja i ohydna prowokacja. Odwrócono sytuację i manipulowano rozmową, ktoś chce zrobić ze mnie kozła ofiarnego – bronił się w Kontrwywiadzie RMF FM prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszard Milewski, który padł w czwartek ofiarą dziennikarskiej prowokacji.
Reklama.
Sędzia wyjaśniał, że to, co obserwujemy właśnie w mediach to całkowite odwrócenie sytuacji. Jak mówił dostał dwa telefony i e-maila rzekomo z Kancelarii Premiera, a opublikowano jedynie jedną z rozmów.
– Już po otrzymaniu maila wiedziałem, że to jakaś gruba prowokacja. Od razu powiadomiłem prokuraturę i ABW. Nagle opublikowano całość i z poszkodowanego zamieniłem się w oskarżonego – bronił się Milewski zaznaczając kilkakrotnie, że o podejrzeniu przestępstwa zawiadomił jeszcze zanim prowokacja ujrzała światło dzienne, a nie dopiero po niej.
Manipulacja
Konrad Piasecki dopytywał dlaczego w takim razie nie pogonił swojego rozmówcy, który wydawał mu polecenia i po prostu nie powiedział: to nie pańska sprawa – Trudno pogonić kogoś kto podaje się za pracownika Kancelarii Premiera. Nikt mi jednak żadnych poleceń nie wydawał – stanowczo zaznaczał prezes wyjaśniając, że wszystkie nagrania zostały zmanipulowane.
– Były dwie rozmowy, jest jedno nagranie. Zapytano mnie o to czy mam zaufanych sędziów i odpowiedziałem: słucham, mając na myśli, że to sprawa sądu. Nie uzgadniałem telefonicznie składu sędziowskiego. Mogłem powiedzieć, że to nie jego interes, ale to byłoby niegrzeczne – mówił Ryszard Milewski, który jednocześnie żalił się, że wyroki feruje się jeszcze zanim cokolwiek się wyjaśni.
– Wnioskowałem o zabezpieczenie taśm i maila. Proszę sprawdzić jak rzeczywiście przebiegała ta rozmowa i wtedy minister może wnioskować o postępowanie dyscyplinarne. Dużo rzeczy, które mówiłem całkowicie pominięto – słyszymy.
"Nie uchylam się od odpowiedzialności"
Milewski wyraźnie zaznaczył, że nie uchyla się od odpowiedzialności. Chce jedynie, żeby poczekać i sprawdzić cały materiał dowodowy. – Jeżeli ktoś stwierdzi, że naruszyłem niezawisłość lub powagę urzędu to zrezygnuję, ale niech będzie to po przeprowadzeniu wszystkich procedur – deklarował. Według Milewskiego teraz próbuje się zrobić z niego kozła ofiarnego całej sprawy.
Konrad Piasecki dopytywał o maila, którego Milewski miał dostać rzekomo z Kancelarii Premiera. – To mail wyglądający na taki od ministra Arabskiego? Była tam sugestia, żeby wypuścić Marcina P.? – drążył dziennikarz. Prezes Sądu Okręgowego nie mógł zdradzić szczegółów, tłumacząc, że jest to objęte tajemnicą śledztwa.
Czytaj: Olejnik o prowokacji "GPC": Nigdy nie widziałam tak usłużnego sędziego
Sędzia odniósł się również do zarzutu, jakoby ustalał telefonicznie termin rozprawy. – Owszem powiedziałem o terminie, ale to nie jest żadna tajemnica. Przecież nawet dziennikarze dzwonią i pytają ciągle o terminy rozpraw. Ustalałem je już wcześniej - kończył Milewski.