W przepastnych zasobach internetu można znaleźć przeróżne wpisy sfrustrowanych Polaków. Między innymi tych, którzy hejtują innych rodaków za to, że ci wyjeżdżają na wakacje za granicę naszej wspaniałej ojczyzny. Nasuwa się więc pytanie: co kogo obchodzi, gdzie kto spędza wakacje? Otóż wiele osób, a problem jest rozleglejszy, niż się wydaje.
Najpierw straszyli uchodźcami, teraz koronawirusem
– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego ktoś chce mi mówić, gdzie mogę pojechać na wakacje, a gdzie nie – mówi mi 32-letni Marek. On wraz z żoną i dziećmi zdecydował, że poleci na tydzień do Włoch. – W końcu, dlaczego nie? Nie ma tam żadnych zakazów, przepisy koronawirusowe zostały złagodzone, samoloty tam latają... Dlaczego mamy nie skorzystać z okazji i nie przeżyć wymarzonych wakacji? – pyta.
Ale takich historii jest więcej! Na przykład 35-letnia Karolina, która przez dwa tygodnie przed wylotem do Grecji była codziennie hejtowana przez znajomych i rodzinę za taki kierunek wakacyjnego wypoczynku, a nie inny.
– Zawsze jeżdżę wszędzie sama. Jeszcze rok temu straszyli mnie uchodźcami. Dziś, chociaż zagrożenie nie jest tak duże, straszą mnie koronawirusem. Przecież gdyby istniało teraz duże zagrożenie, to odwołano by loty do Grecji, ale nikt tego nie robi – mówi mi zirytowana kobieta.
Niektórzy w obawie przed hejtem po prostu zatajają swoje plany wakacyjne. – Chciałam się pochwalić znajomym w pracy, że w końcu po 5 latach polecimy z mężem na zasłużony wypoczynek do Turcji. Trochę się obawiałam, bo mamy termin na koniec września, a długo nie było wiadomo, czy rząd pozwoli na bezpośrednie loty do tego kraju – wyznaje 42-letnia Gosia.
Nie może jednak pochwalić się nikomu, bo większość jej firmy wyznaje zasadę, że odpoczynek tylko w Polsce - nad morzem lub w górach i koniec. – Nie rozumiem tego ani trochę. Koronawirusa szybciej złapię w kolejce na Kasprowy lub do budki z żarciem w Ustce niż na prawie pustej plaży gdzieś na południu Europy – przyznaje rozżalona kobieta.
– Rozumiem, że niektórzy się martwią wirusem, ale może lepiej niech spojrzą na swoje podwórko? Na sprzedawcę w piekarni bez maski i przyłbicy? Na kolegę, który chwali się, że idzie na koncert lub koleżankę, która opowiada, jak to fantastycznie bawiła się na weselu? Tak też można złapać koronawirusa, tylko nikt takich osób nie ocenia, nie rozlicza. Pytanie tylko dlaczego – dodaje.
W Polsce nie jest lepiej
I konia z rzędem temu, kto na nie odpowie. Bo osoby, które decydują się na wyjazd, są przecież dorosłe. One same odpowiadają za swoje czyny. Nie mogę pojąć tych komentarzy pod postami na grupach wakacyjnych. Polacy pytają się teraz na nich przeważnie o sytuację koronawirusową w danym miejscu lub chcą wiedzieć, co mają zrobić, bo nie wiedzą, czy odwoływać dany wyjazd ze względu na obostrzenia.
Zdarza się, że takie wiadomości są hejtowane, bo "po co kupowałeś wakacje, jak teraz pytasz o koronawirusa?", "pandemia nie trwa od wczoraj, trzeba było myśleć", "teraz kasa przepadnie, jak nie uwzględniło się w planach wirusa" – tego typu komentarzy jest sporo.
Tylko dlaczego tak dręczymy innych? Przecież to nie nasze pieniądze, więc po co te drwiny? To nie my musimy się denerwować, to nie była nasza decyzja, więc skąd ten hejt? Dorośli ludzie decydują się na wyjazd i jeśli nikt nie chce im pomóc, to niepotrzebnie krytykuje. Być może to zazdrość kieruje niektórymi komentatorami...
Warto raczej spojrzeć, jak wspomniała o tym Gosia, na swoje podwórko. Te tłumy w kolejkach na Rysy czy rzesza plażowiczów nad Bałtykiem nie są przecież covidoodporne. Ale nikt nie stara się tam nawet zachowywać pozorów dystansu, a maseczka na twarzy jest bardzo rzadkim widokiem. Tak samo wygląda sytuacja na weselach - po każdym weekendzie resort zdrowia informuje o nowym ognisku koronawirusa po tego typu imprezie. Czy tych wszystkich ludzi też trzeba hejtować? No nie!
Ludzie chcą odpoczywać, bawić się, spotykać z innymi, podróżować. Jeśli nie stosują się do obostrzeń i zasad bezpieczeństwa, to im o nich przypomnijcie, ale dajcie im po prostu żyć.