Piotr Trojan jest 34-letnim aktorem, którego pierwszoplanowy debiut na srebrnym ekranie będziemy mogli oglądać w dramacie sensacyjnym "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy". Film Jana Holoubka ("Rojst") oparty jest na bulwersujących i niestety prawdziwych wydarzeniach, którymi żyła cała Polska. Tomasz Komenda spędził 18 lat w więzieniu za zbrodnię, której nie popełnił.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
"25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy" wchodzi na ekrany kin 18 września. Na łamach naTemat mogliście już przeczytać recenzję tego wstrząsającego filmu. Tym razem zapraszamy do obejrzenia lub wysłuchania 17. odcinka wideopodcastu "Poptajl". Z Piotrem Trojanem rozmawiam o kulisach tytułowej, niezwykle wymagającej roli, a także samej, wciąż niedokończonej sprawy. Poniżej znajdziecie fragment wywiadu.
Przez większość czasu widzimy ciebie na ekranie "straumatyzowanego" i pełnego bólu. Jak udało ci się to wyciągnąć z siebie? Niektórzy aktorzy wyobrażają sobie na przykład śmierć bliskich.
Staram się nie podkładać prywatnych wątków i podchodzić do tego zawodowo. Tak naprawdę dużą rolę odgrywa czas, jaki mamy na przygotowanie się do roli jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. Im więcej aktor poczyta, porozmawia, popróbuje, jak dobrych ma partnerów, czy ekipę, przy której czuje się bezpiecznie, tym na więcej może sobie pozwolić.
Wiedziałem, że po drugiej stronie jest Janek (Holoubek, reżyser – red.). Wiedziałem, że rozmawiam z Agatą (Kuleszą, aktorka wcielająca się w rolę matki, Teresy Klemańskiej – red.), która powie mi: Piotrek, nie idź tą drogą, spróbuj inaczej. To rodzaj prawdy, która polega na tym, że wystarczy się spotkać, patrzeć sobie w oczy i mówić. Wtedy nawet nie wiesz, kiedy zagrałeś scenę.
Czyli jak wyglądał ten proces przygotowania do filmu? Na pewno musiałeś się spotkać z Tomaszem Komendą.
Wszystko zaczęło się od castingów. Trwały bardzo długo. Najpierw wysyłaliśmy selftape, na którym nagrywaliśmy jedną z najbardziej hardcore’owych scen filmu. Miałem świadomość, jaka to jest trudna sprawa. Jednak jak pochłonąłem wszystkie dostępne materiały i przeczytałem książkę Grzegorza Głuszaka "25 lat niewinności. Historia Tomasza Komendy”, to wszystko bardzo to we mnie rezonowało. I przeniosło się na nagranie.
Janek dostał około 60 takich nagrań. Po pewnym czasie zaczęliśmy wspólne próby. Wtedy też poprosiłem o spotkanie z Tomkiem. Pojechaliśmy do Wrocławia.
I jak on się teraz czuje? Przepracował traumę?
Ciężko powiedzieć bo widzieliśmy się zaledwie chwilę. Wydaje mi się, że jest bardzo dobry, wrażliwy. I na tym polega jego siła. Ja też czuję, że jestem wrażliwy, ale nie czuję w sobie takiej siły. Rozmowa z Tomkiem bardzo mi pomogła w przygotowaniu do roli. Wszystkie książki i materiały, które przeczytałem lub obejrzałem nie dały mi tego, co realne spotkanie, spojrzenie sobie w oczy, podanie ręki.
Trwało to godzinę, oglądaliśmy zdjęcia, była z nami cała rodzina. Śmialiśmy, żartowaliśmy, ale były też łzy. Pamiętam jak trzęsły mi się nogi. Tomek też był zestresowany. Wydaje mi się, że teraz, po roku, jest jeszcze silniejszy.
A jak było... w więzieniu?
Kręciliśmy w więzieniach w Wałbrzychu i Zabrzu, ale część zdjęć powstała w studiu. To bardzo smutne miejsca. Pomimo tego, że są już zamknięte, nadal czuć w nich ten specyficzny zapach. Na ścianach są obrazki Jana Pawła II, obok zdjęcia gołych kobiet, a na drzwiach napisane "Poniedziałek biceps, wtorek triceps, tylko Bóg może nas sądzić".
Cele są niewielkie. Kiedy weszła do nich ekipa, od razu czujesz klaustrofobię. A spacerniak to kawał betonu, na którym chodzisz dookoła. Nie wiem, jak to komuś może pomóc.
Nauczyłeś się grypserki? Rozmawiałeś z prawdziwymi więźniami?
Tam są pewne zasady, które są dla mnie absurdalne. Na przykład nie można położyć gołej stopy na ziemi. Przy filmie mieliśmy konsultanta, byłego więźnia. On na tłumaczył, kiedy coś odbiegało od więziennych realiów, nie wyglądało lub nie brzmiało wiarygodnie.
Ile jest więc prawdy, a ile fikcji? Aż tak bardzo nie zagłębiałem się w historię Tomka Komendy, nie czytałem np. akt, ale wiele scen wydawało mi się wręcz nieprawdopodobnych. Czy film jest na faktach, czy tylko inspirowany prawdziwymi wydarzeniami?
Myślę, że fikcji jest bardzo mało. Nawet po przeczytaniu scenariusza pytałem reżysera, po co areszt, a potem różne więzienia? Po co tę historię rozbijamy na tyle elementów? Czy nie można tego zrobić prościej, że Tomek jest skazany i idzie do więzienia? Janek odpowiedział: "Bo tak było". I faktycznie dopiero przejście przez te wszystkie etapy, kolejne załamania i zwątpienia, pozwala widzom zrozumieć wielowymiarowości tej tragedii.
I rzeczywiście to robi wrażenie na widzu, bo naprawdę było tak, że Tomkowi zmieniono wyrok z 15 na 25 więzienia. Przez to każdy aspekt tej historii jest bulwersujący. Co według ciebie pokazuje ten film? Kulisy sprawy, czy może to, że polski wymiar sprawiedliwości źle działa, czy bardziej pokazanie tego, że człowiek jest zły?
Wydaje mi się, że dla nich było obojętne, kogo skażą. Przyszedł nakaz z góry i musieli znaleźć winnego. Przypadkowo padło na Tomka. Jego nigdy nie było w Miłoszycach, nawet nie wiedział, gdzie to jest, a w noc sylwestrową, kiedy miała miejsca ta zbrodnia, był na imprezie we własnym mieszkaniu. Tam były inne osoby, od których nie zebrano zeznań, bo stwierdzono, że były pijane.
Uważano, że Tomek się wymknął i pojechał PKS-em, ale nie było wtedy połączeń. To wszystko było niemożliwe. To sąsiadka wskazała Tomka. Zaraz po jego uwolnieniu zmarła.
Ciągle się mówi, że to mogło spotkać każdego z nas. I faktycznie, Tomek nawet nie był wcześniej notowany.
Jednak twierdzili, że mają twarde dowody. Pies wyczuł zapach, a przecież nie mógł być w zmowie. Ugryzienie na ciele odpowiadało zębom Tomka. Wszystko zostało spreparowane. Nic się nie zgadza. Nawet odległości pomiędzy zębami Tomka były inne. Każdy argument można właściwie podważyć. W Miłoszycach nikt też nie widział i nie słyszał o Tomku, a to mała miejscowość, w której się wszyscy znają.
Co ciebie najbardziej poruszyło lub zainspirowało w tej historii?
Wzrusza mnie ta relacja rodzinna, szczególnie Tomka z mamą. Również mam silną więź z mamą i braćmi. Kiedy poznałem jego braci, normalnych, fajnych facetów, pomyślałem sobie, a gdyby mojemu bratu coś się stało? Natychmiast miałem w sobie mnóstwo złości. Nie pozwoliłbym im nic zrobić. Moja mama nie przeżyłaby tego. Teresa przecież doskonale wiedziała, że jej syn jest niewinny i nic nie mogła zrobić.
Myślisz, że ten film sprawi, że osoby, które niesłusznie skazały Tomka, same zostaną skazane?
Wydaje mi się, że dużo osób jest w to zamieszanych. I trzeba o tym głośno mówić. Ci ludzie wciąż mogą pracować. Nie możemy pozwolić, by taka sytuacja się powtórzyła. Trzeba też mówić o Remiku (policjant Remigiusz Korejwo – red.), który poświęcił kawał swojego życia, by uratować Tomka. Musiał stanąć przeciwko swoim, podważyć to co mówiły sądy. Sprawa wciąż nie jest rozwiązana. Tomek nadal nie dostał odszkodowania, a odebrano mu najlepsze lata życia.
To też jest twoja pierwsza główna rola w filmie kinowym. Jesteś bardziej związany z teatrem. Miałeś niewielkie role, epizodyczne w serialach i filmach. Jak ci się podobało zagranie pierwszoplanowej roli?
To jest na pewno stres. Człowiek czeka na to od małego. Najpierw była szkoła, potem teatr. Chodziłem na castingi, byłem na końcowych etapach, ale zawsze role dostawał dużo bardziej popularny aktor. Nawet tutaj myślałem, że tak będzie. Już miałem pewne metody na odchorowywani tych castingów, bo wiedziałem, że na pewne rzeczy nie mam wpływu.
Zaciągam po śląsku, nie mam aparycji typowego amanta, nie jestem rozpoznawalny. I nic z tym nie zrobię. Poszedłem nawet do szkoły Wajdy na reżyserię, bo stwierdziłem, że trzeba zacząć robić coś innego. Jak ktoś ci wielokrotnie odmawia, to najwidoczniej się nie nadajesz.
Ale gdy już odebrałem telefon od Janka z propozycją to było dla mnie takie szczęście, że nie spałem po nocach. Leżałem wpatrzony w sufit i nie dowierzałem. Jednak chwilę potem pojawił się także olbrzymi stres. W końcu przychodzisz na plan gdzie nie znasz nikogo prócz reżysera i charakteryzatorki. Wszyscy na ciebie patrzą i zastanawiają się "kim jest ten koleś?". Ale tak jak wspominałem - miałem wsparcie i opiekę z każdej strony. Dzięki temu skupiłem się tylko na tej roli. Zrezygnowałem wtedy na pół roku z teatru i serialu.
Miałem też specjalną dietę, bo musiałem schudnąć do kilku scen 10 kilogramów, a i tak jestem dość szczupły. Głód był straszny. Uczyłem się też mówić w sztucznych zębach – brałem je na spotkania ze znajomymi. W pewnym momencie już nie zauważali, że mam je na sobie.
Jakie zrobiło na tobie wrażenie obejrzenie gotowego filmu?
Z jednej strony pewien smutek, że praca z tą ekipą to już przeszłość. Z drugiej strony satysfakcja bo nie myślałem nawet, by coś zagrać inaczej. Teraz jednak czas skupić się na kolejnych tematach.