Do sądów lawinowo spływają sprawy: a to za brak maseczki, a to za złamanie zakazu poruszania się czy udział w zgromadzeniu w czasie pandemii. Najczęściej schemat jest ten sam: obywatel nie przyjął mandatu, a policja wniosek o ukaranie go skierowała wyżej. W sumie od początku pandemii takich było prawie 7 tys. I choć resort zdrowia zaznacza, że funkcjonariusze słusznie działają karząc obywateli, to wielu sędziów uważa, że wystawiane mandaty są bublem prawnym.
Lucyna Łukian z Obywateli RP nie może zliczyć, ile mandatów ostatnio dostała. Wszystkie za udział w zgromadzeniach w czasie pandemii. Żadnego nie przyjęła.
– Będzie z 10. Karano nas z artykułu 54. Kodeksu wykroczeń, że niby nie zachowujemy zaleceń związanych z pandemią. Choć podczas zgromadzeń mieliśmy maseczki, trzymaliśmy odstępy. Czekam na rozprawy w Sądzie Rejonowym – mówi.
Takich jak ona było więcej. Ale Wojciechowi Kinasiewiczowi i Tadeuszowi Szczęśniewiczowi, też z Obywateli RP, Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia postępowanie umorzył.
Chodziło o manifestację z 26 marca. Wtedy kilka osób zebrało się przed warszawską Rotundą, by podziękować lekarzom za ich pracę w czasie pandemii, a później przed Sejmem żądali wprowadzenia stanu nadzwyczajnego.
– Było nas może z 10 osób. Zachowaliśmy odstępy, mieliśmy środki dezynfekujące, maseczki – mówi Tadeusz Szczęśniewicz.
Policjanci ich wylegitymowali. Sprawa trafiła do sądu. Reprezentujący Obywateli RP adwokat Radosław Baszuk tłumaczy, że policja wnioskowała o ukaranie ich z artykułu 54 Kodeksu wykroczeń.
– Chodzi o przepisy porządkowe wydane na podstawie ustawy za udział w nielegalnym pokojowym zgromadzeniu. My to kontestujemy. Kategorycznie twierdzimy, że nie istnieje taka koncepcja prawna jak nielegalne zgromadzenie – mówi adwokat Baszuk.
2 lipca sędzia Adam Pruszyński postępowanie umorzył. Uzasadnienie tej decyzji tłumaczył na siedmiu stronach. – Mówił, że nie dopatrzył się szkodliwości społecznej czynu, stwierdzając, że zachowane zostały wszystkie wymogi bezpieczeństwa sanitarnego. Istotne jest również to, że sąd odniósł się, że niedopuszczalne jest podwójne karanie. I że w "szumowskich" przepisach mowa jest o organizacji, a nie uczestnictwie w zgromadzeniu – mówił tuż po ogłoszeniu wyroku Kinasiewicz.
Sędzia Adam Pruszyński zauważył też, że uczestnicy zgromadzenia z 26 marca "dostosowali się do zaleceń sanitarnych wprowadzonych w związku z ogłoszeniem stanu epidemii, m.in. mieli środki higieniczne i zachowywali bezpieczną odległość od siebie, co zostało odnotowane przez obecnych na miejscu funkcjonariuszy policji".
I przypomniał, że artykuł 57 Konstytucji daje każdemu wolność organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich. Wyjaśnił, że "zgodnie z art. 57. Konstytucji ograniczenia wolności zgromadzeń może przewidywać wyłącznie ustawa”.
Idę do sądu
Wiadomo, że do sądów lawinowo spływają mandatowe sprawy i kary administracyjne nałożone przez policję w ostatnich miesiącach.
– Od momentu, kiedy został wprowadzony obowiązek zasłaniania ust i nosa policjanci pouczyli 132,5 tys. osób niestosujących się do tego obowiązku, 17,9 tys. ukarali mandatami karnymi, zaś w przypadku 6,9 tys. osób skierowali wnioski do sądów – mówi nam insp. Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji.
Funkcjonariusze jako podstawę wskazują artykuł 54 Kodeksu wykroczeń. Przewiduje on grzywnę za wykroczenie przeciwko "wydanym z upoważnienia ustawy przepisom porządkowym o zachowaniu się w miejscach publicznych”.
Mowa o rządowych rozporządzeniach, które z powodu epidemii koronawirusa wprowadzały liczne ograniczenia, zakazy i nakazy (np. zakrywania ust i nosa czy zakaz przemieszczania się).
54 Kodeksu wykroczeń: "Kto wykracza przeciwko wydanym z upoważnienia ustawy przepisom porządkowym o zachowaniu się w miejscach publicznych, podlega karze grzywny do 500 złotych albo karze nagany".
– Ale przepis ten nie jest samoistną podstawą do nałożenia grzywny, ponieważ odsyła do przepisów porządkowych o zachowaniu się w miejscach publicznych. I tu z kolei wskazywane są poszczególne rozporządzenia, które były wprowadzane przez Radę Ministrów na podstawie ustaw anty-covidowychm – tłumaczy nam adwokat Michał Wawrykiewicz.
Od początku pandemii pojawiały się wątpliwości, czy policja wlepiając na prawo i lewo mandaty za nienoszenie masek, działa zgodne z prawem. Andrzej Szary, szef policyjnych związkowców w Wielkopolsce, na antenie TOK FM mówił wprost: – Niech pani nie oczekuje od policjanta, by prowadził na ulicy dywagacje, czy ustawa i rozporządzenie są zgodne z konstytucją.
Prawnicy wytykają szereg błędów i nieścisłości. Mówią też o ustawie o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych.
– Wspomniana ustawa pozwala jedynie na wprowadzenie "obowiązku stosowania środków profilaktycznych” dla osób chorych i podejrzanych o zachorowanie. Z kolei wprowadzony rozporządzeniem nakaz noszenia maseczek jest powszechny. Dotyczy więc znacznie szerszego grona osób niż pozwala na to ustawa, przez co wykracza poza delegację ustawową – tłumaczy prawnik z Gdańska Dawid Suszyński.
Rozwiązaniem byłoby – powtarzają prawnicy – wprowadzenie stanu nadzwyczajnego. Wówczas obowiązek zakrywania ust i nosa byłby zgodny z delegacją ustawową.
Kościan: nie miał maseczki
– Wmanewrowano nas w coś, co najchętniej nazwałabym bublem prawnym. Złamano zasady prawidłowej legislacji, a teraz na gwałt szuka się argumentacji, żeby uzasadnić rozporządzenia ministra zdrowia i Rady Ministrów – mówiła w rozmowie z dziennikarzem "Gazety Prawnej” sędzia Sądu Rejonowego w Słupsku Joanna Hetnarowicz-Sikora.
Sama już kilka razy odmówiła wszczęcia postępowań, np. w sprawie mężczyzny, który na początku kwietnia podróżował samochodem, a policja uznała, że nie podał on istotnego celu.
Nie wiadomo, ile covidowych mandatów uchylono. W mediach opisano kilka głośnych przypadków.
Jeden z pierwszych to lipcowy wyrok Sądu Rejonowego w Kościanie. W kwietniu pan Sebastian z gminy Czempiń wybrał się z rodziną na przejażdżkę rowerową. Nie przyjął mandatu w wysokości 500 zł, który miał dostać za naruszenie zakazu przemieszczania i niezakrywania ust i nosa. Uznano, że naruszył on artykuł 54 Kodeksu wykroczeń i policja skierowała do sądu wniosek o ukaranie go.
Sędzia Agnieszka Olszewska odmówiła jednak wszczęcia postępowania. Podkreśliła, że zakaz przemieszczania się wprowadzono bezprawnie. Powołała się też na art. 52 Konstytucji, który gwarantuje obywatelom wolność poruszania się. I ograniczyć ją można tylko w drodze ustawy, nie rozporządzenia.
"Mając na uwadze powyższe ustalenia, brak jest podstaw prawnych umożliwiających ustanowienie zakazu przemieszczania się po terytorium RP bez wprowadzenia stanu nadzwyczajnego oraz umożliwiających ustanowienie powszechnego obowiązku zakrywania ust i nosa. W związku z tym należało odmówić wszczęcia postępowania" – podsumowała sędzia.
Sędzia Olszewska uznała też, że nakaz noszenia maseczek jest nielegalny. Z ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu chorób zakaźnych u ludzi wynika, że "obowiązek poddania się badaniom lekarskim oraz stosowaniu innych środków profilaktycznych“ mają osoby chore i podejrzane o zachorowanie. Zaś nakaz noszenia maseczek miał "charakter powszechny".
"Dziennik Gazeta Prawna“ informuje, że w Kościanie zapadły już kolejne decyzje o odmowie wszczęcia postępowania w podobnych sytuacjach.
Wrocław: do apteki w czasie zakazu
Piotr Sobota z Biura RPO apelował, by w sytuacjach, gdy obywatel ma wątpliwości, nie przyjmował mandatu. – Uchylić mandat jest trudniej – powtarzają prawnicy.
Jeśli ktoś poczuł się niesłusznie ukarany, ma tydzień na wysłanie do sądu rejonowego wniosku o uchylenie. Z takiej możliwości skorzystała 70-latka z Wrocławia.
Skończyły jej się leki i postanowiła pójść po nie do apteki. Był kwiecień i obowiązywał zakaz przemieszczania się. – Przechodząc została – jak zeznaje – wręcz zaatakowana przez kobiety, które twierdziły, że są strażniczkami miejskimi. Przetrzymywały panią 1,5 godziny i po tym czasie moja klientka przyjęła mandat – opowiada nam adwokat Marcin Małolepszy.
To on w imieniu klientki złożył do Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieście wniosek o uchylenie mandatu.
– Przedstawiliśmy sądowi argumentację, że przepisy tego rozporządzenia nie mają żadnego umocowania i na ich podstawie nie można egzekwować chociażby obowiązku w postaci nakładania kar, mandatów. Rozporządzenie to jest niezgodne z ustawą zasadniczą. Nie mamy wprowadzonego żadnego stanu nadzwyczajnego, klęski żywiołowej – mówi adwokat Małolepszy.
Sąd uchylił mandat. W uzasadnieniu wyroku napisał zaś: "mandat został nałożony za czyn nie będący czynem zabronionym jako wykroczenie; za takie bowiem nie może być uznane naruszenie zakazu – korzystania z terenów zieleni (parku) – który został ustanowiony w drodze rozporządzenia, nie zaś ustawy".
Jednolita linia?
Czy śladem tych sędziów pójdą i inni, czy zaczyna się kształtować jednolita linia orzecznicza w kwestii mandatów covidowych? Adwokat Michał Wawykiewicz sądzi, że tak będzie.
– Wydaje mi się, że sądy mają ewidentną podstawę do odmowy wszczynania postępowań wobec obywateli. I myślę, że w takim kierunku będzie zmierzało orzecznictwo. A to dlatego, że prawa jednostki powinny być dla sądu przy ocenie tego typu sytuacji priorytetem. Państwo może wkraczać w sferę naszych praw i obowiązków w sposób tak restrykcyjny tylko w sytuacjach wyraźnie wskazanych przez konstytucję – tłumaczy nasz rozmówca.
Adwokat Suszyński jest innego zdania: – Sędziowie są niezależni, więc wyroki w tych sprawach na poziomie sądów rejonowych mogą się znacznie różnić od siebie. Stan ten będzie trwał zapewne dopóki sprawy te nie zaczną trafiać do wyższych instancji.
A konstytucja mówi, że takie ograniczenia czy zakazy mogą być wprowadzane wyłącznie w razie obowiązywania stanów nadzwyczajnych. Rozporządzenia mogą wyłącznie precyzyjnie wykonywać zakres kompetencyjny wskazany w ustawie, nie mogą wykraczać poza niego.