"Zacofani", "przesądni", po prostu "ciemni", a do tego "agresywni" i za "wszelką cenę narzucający się innym". To tylko kilka głosów o katolikach. Krok po kroku, niepostrzeżenie, to oni stają się najbardziej poniżaną i dyskryminowaną grupą w Polsce? Wielu z nich ma właśnie takie wrażenie.
"Gość Niedzielny" zafundował swoim czytelnikom smutną refleksję: pomimo że jego rozpowszechnianie płatne ogółem bije na głowę pozostałe tygodniki opinii, to nawet konserwatywny "Uważam Rze", pomija go w swoich zestawieniach rankingowych, z dumą uznając się za lidera. Dlaczego? Bo jest tygodnikiem katolickim, a nie opinii.
Podczas debaty o koncesji na nadawanie na multipleksie cyfrowym dla TV Trwam podniosło się wiele głosów, że przez takie decyzje KRRiT, "katolicy są wykluczani i dyskryminowani". Mówił o tym m.in. poseł Mariusz Błaszczak.
Ks. Marek Dziewięcki, krajowy duszpasterz powołań, w rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną zapowiadał wręcz czasy "chrystofobii".
Podobne sygnały płyną jednak nie tylko od kościelnych liderów, ale też zwykłych wierzących. Zwracacie na to uwagę nawet w komentarzach w naTemat. Tak, jak Gosia: "A ja właśnie nie widzę nagonki na ateistów. Widzę nagonkę na wierzących. Przynajmniej w internecie. Wierzący są wyśmiewani, uważani za głupich. Ja to tak widzę" – napisała pod tekstem "Ateizm nie jest chorobą".
Krok po kroku, niezauważalnie, przechodzimy na drugą stronę barykady?
Wrażenia staną się faktem?
Co do tego nie ma wątpliwości Tomasz Wiścicki, dziennikarz miesięcznika "Więź". – Przyznawanie się do wiary jest źle oceniane w pewnych środowiskach, które można ironicznie określić "młodzi, wykształceni, z dużych miast". Jeśli wśród uczestników tak zwanego wyścigu szczurów ktoś zadeklaruje postępowanie zgodne z zasadami religii katolickiej, to raczej nie wyjdzie na tym najlepiej – przyznaje i przekonuje, że jego zdaniem katolicy są po prostu wypychani z głównego nurtu.
– Póki co to tylko wrażenia, bo przecież chrześcijaństwa nikt nie zakazuje. Ale za granicą już widać, że trzymanie się wiary, prowadzi na społeczny margines. W Wielkiej Brytanii zakazano jednej parze adopcji, bo przyznała otwarcie, że zamierza przekazywać dziecku chrześcijański światopogląd, między innymi w kwestii związków homoseksualnych. Tam też eliminuje się chrześcijan z zawodów medycznych, stosując ultimatum: nie uczestniczysz przy aborcji, to fora ze dwora. Do nas to jeszcze nie doszło, ale – jak pokazują te przykłady – bardzo łatwo przejść ze sfery odczuć do sfery faktów.
O odczuciach mówi też ojciec Paweł Gużyński, przeor klasztoru dominikanów. – Z obserwacji mogę potwierdzić, że problem jest przez wiele osób artykułowany. Jakaś grupa osób faktycznie przeżywa to w ten sposób. Ale subiektywne odczucia mają to do siebie, że nie zawsze są prawdziwe i w tej samej sytuacji jedna osoba może się śmiać, a drugiej zrobi się przykro.
Długa lista przykrości
Co sprawia, że – przynajmniej części katolików – przykro jednak się robi? Lista jest długa i zawiera pozycje ze świata kultury, nauki, polityki i biznesu.
– Znam uznanego artystę – katolika, któremu w ostatnim czasie najpierw odmówiono finansowania kolejnego projektu, a później, niezależnie, z jego promowania wycofała się agencja marketingowa. Bo "Bo katolicyzm jest teraz źle widziany" – mówi ojciec Maciej Zięba, dominikanin.
– Tym, którzy deklarują się jako niewierzący zaczęło się wydawać, że świeckość państwa oznacza przyjęcie w nim światopoglądu świeckiego, "naukowego". I choć nauka służy do opisywania rzeczywistości, a nie wysnuwa wniosków etycznych, na wejściu bywamy traktowani jak idioci, bo ludzie wykluczają nas z rozmowy, mówiąc: "jesteś katolikiem, z tobą nie rozmawiam, jesteś nienaukowy" – dodaje o. Gużyński.
– Skandale dobrze się sprzedają, a w kraju chrześcijańskim, te na tle religijnym są wyjątkowo chwytliwe. Dlatego jednym z telewizyjnych jurorów był Nergal, jawny satanista. Nie wnikam, czy to, co mówi jest szczere, czy nie, ale tak się kreuje. Więc znów: ktoś zrobił to dla pieniędzy, a chrześcijanie poczuli się obrażeni – przekonuje Tomasz Wiścicki.
Katolicy, którzy ze świecznikiem mają niewiele wspólnego, w rozmowach wspominają też o tym, że kiedy obrażani są Żydzi lub geje, podnosi się słuszne oburzenie. Wszyscy jednak milczą, kiedy wyzwiska spotykają katolików.
– Święte oburzenie mediów wywołał wyrok dla Dody jako zamach na wolność słowa. Ale kiedy pół roku wcześniej skazano gościa za obrażenie słowne geja sprawa przeszła bez echa – napisał jeden z katolików, którzy czują się dyskryminowani. – W Polsce panuje totalna asymetria. Tolerancja tak, ale dla naszych poglądów.
Zimna wojna sprzyja polityce
Do fermentu wokół katolicyzmu przykładają się też politycy, którym zimna wojna z Kościołem jest po prostu na rękę. – Konflikty na tle wiary, stają się konfliktami politycznymi – przekonuje Tomasz Wiścicki. – TV Trwam nie dostała koncesji nie ze względu na jej chrześcijański charakter, ale na politykę właśnie. Jan Dworak zachował się jak funkcjonariusz partyjny, który nie przyznał miejsca na multipleksie, bo telewizja kojarzy się z PiS. Ale ci ludzie, którzy ją oglądają, odebrali to jako dyskryminację na tle religijnym.
O. Maciej Zięba przyznaje, że co prawda sam nie stanąłby w szeregach osób broniących TV Trwam, albo żądających odwołania koncertu Madonny, a osoby które to robią to zaledwie niewielka grupa, ale denerwuje go wykorzystywanie jej w bieżącej polityce.
– Na atakowaniu Kościoła zarabia każda partia. Do PiS przyklejają się ci, którzy widzą w nim obrońców wiary, do SLD i Ruchu Palikota ci, którzy są zdecydowanymi przeciwnikami Kościoła. Do PO ci, którzy się boją klerykalnego PiS. W atmosferze walki politycznej znacznie łatwiej jest zdyscyplinować armię wyborców. "Zimna wojna religijna" przynosi jednak bardzo złe skutki dla społeczeństwa – buduje podziały, wzmaga kryzys zaufania, rodzi wzajemną agresję. A im mniej współpracy, bezinteresowności, solidarności i troski o dobro wspólne, tym gorzej żyje się nam wszystkim. – mówi i zwraca uwagę, że sam rząd czasem stosuje mechanizm, że jeśli trzeba odwrócić uwagę od trudnego tematu, to można podrzucić do dyskusji jakiś problem związany z finansowaniem Kościoła. – I nawet jeśli w grę wchodzi minimalny ułamek budżetu państwa, ludzie i tak będą rozmawiać o przymusowej składce na "nowy samochód proboszcza".
Ojciec Zięba przekonuje, że w ten układ dodatkowo wpisują się media, które o Kościele piszą wtedy, kiedy jakiś ksiądz ma kochankę, a nie gdy robi coś pożytecznego. – W ten sposób robi się z Kościoła instytucję pazerną, pełną hipokryzji i nastawioną wyłącznie na własne korzyści. Gdybym więc uwierzył w obraz
Kościoła, który obecnie kreuje większość mediów, sam bym się z niego wypisał – przekonuje.
Nastolatkowie i rodzice
Nieco inaczej na sprawę patrzy Halina Bortnowska, filozof i publicystka miesięcznika "Znak". Jak przyznaje, w swoim środowisku nigdy nie spotkała się z dyskryminacją, czy gorszym traktowaniem z racji wiary. Przyznaje jednak, że katolicy sami mają wpływ na to, jak są postrzegani.
– W katolickim środowisku pogłębia się rozdrobnienie, ci, którzy dawniej robili wiele rzeczy razem, przestają ze sobą rozmawiać – mówi.
Rację takiemu stwierdzeniu przyznaje o. Paweł Gużyński. – Dużo jest takich sytuacji, w których sami prowokujemy niechęć, odwołam się choćby do Krakowskiego Przedmieścia i cyrków z krzyżem. Jedna taka wpadka powoduje, że wiele osób zaczyna podchodzić do nas, katolików z dystansem – mówi. – Albo przypadek klauzuli sumienia dla farmaceutów: co w takiej sytuacji zrobi mądry katolik? Albo zgodzi się na kompromis, zatrudni się w normalnej aptece i w swoim sumieniu będzie tłumaczył, że nie jest bezpośrednim sprawcą grzechu, albo założy własną działalność i nie będzie sprzedawał środków antykoncepcyjnych. Ale nie będzie destabilizował rynku, szantażując kogoś własnymi dylematami moralnymi. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że nie jesteśmy właścicielami państwa.
W sprawie pojawia się jeszcze jedna refleksja. Być może ci, którzy najgłośniej wypowiadają się o dyskryminacji katolików, po prostu nie mogą znieść tego, że Kościół, który dawniej dominował w Polsce, dziś traci swoje wpływy, a katolicki sposób na życie nie jest już jedynym?
– Z całą pewnością przyzwyczailiśmy się do naszej dominującej roli. Teraz ją tracimy i musimy się z tym jakoś ogarnąć – przyznaje o. Gużyński. – Ale ci, którzy teraz podnoszą głowy i mówią, że Polska to nie tylko wierzący, robią to w stylu nastolatka, który buntuje się przeciwko rodzicom. Więc pewnie, trzeba nastolatka uszanować, ale nie damy mu przecież zniszczyć naszego dobytku?
robi się z Kościoła instytucję pazerną, pełną hipokryzji i nastawioną wyłącznie na własne korzyści. Gdybym więc uwierzył w obraz
Kościoła, który obecnie kreuje większość mediów, sam bym się z niego wypisał
Przyznawanie się do wiary jest źle oceniane w pewnych środowiskach, które można ironicznie określić "młodzi, wykształceni, z dużych miast". Jeśli wśród uczestników tak zwanego wyścigu szczurów ktoś zadeklaruje postępowanie zgodne z zasadami religii katolickiej, to raczej nie wyjdzie na tym najlepiej
o. Maciej Zięba
dominikanin
W Polsce bardzo widoczną grupą są ci, którzy protestują przeciwko
nieprzyznaniu koncesji TV Trwam, koncertowi Madonny, tego, co dzieje
się wokół ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej. Oni odczytują te
sytuacje jako straszne szykany. To są realne problemy, ale nazywanie tego
prześladowaniem Kościoła w Polsce to bardzo gruba przesada. Mniejszość,
niewielka mniejszość, bo mówimy o 2-3 % polskich katolików, która tak mocno
to nazywa jest bardzo głośna, radykalna w żądaniach i stale obecna w
mediach. Także ci, którzy chcą "dokopać" Kościołowi, eksponują te
najbardziej skrajne zachowania. W rezultacie opinia publiczna przyjmuje, że
jest to głos Kościoła w Polsce i wszystkich katolików uważa za ideologów i
ekstremistów - to tworzy wokół całego Kościoła bardzo niemiłą otoczkę i
potem faktycznie wielu zwyczajnych katolików, czuje po prostu nieprzyjazną
atmosferę. Choćby, słysząc w codziennym życiu, że ich wiara to "obciach", czy też że należą do "katolickiego skansenu"