– Trzeba myśleć o sobie przez całe życie, trzeba kochać samego siebie. Zajmuj się sobą, jak najbardziej ukochaną osobą – mówi Mariola Bojarska-Ferenc, dziennikarka, ekspertka work-life balance, fitness i wellness. W swojej najnowszej książce podpowiada, jak osiągnąć sukces nie zapominając przy tym o życiu i pasji. Mówi też skąd brać siłę, gdy życie rzuca kłody pod nogi.
Na półki trafiła pani jubileuszowa dziesiąta książka pt. "Trener życia". Od ponad 30 lat przekazuje nam pani wiedzę dotyczącą zdrowego i dobrego życia. I chyba udało się?
To wyjątkowa dla mnie książka, która tym razem ma charakter coachingowy i jest o tym, jak zwyciężać w życiu i w pracy. Czy to w ogóle możliwe? Nie poddawaj się! Zwycięzcy się nie poddają – to moje motto. Taką siłą chcę zarażać kobiety. W dzisiejszych czasach siła i determinacja są w szczególnej cenie.
Kobiety mają moc, co widać! Zdrowie psychiczne jest tak samo ważne jak fizyczne. Dlatego w "Trenerze życia" koncentruję się również na psychologicznych aspektach: jak osiągnąć cel, spełniać marzenia, walczyć o siebie w życiu i nie bać się porażek, a life balance jest tego uzupełnieniem. Trzeba nauczyć się wypoczywać, by mózg pracował na największych obrotach i nie wypalał się.
Przez wszystkie lata mojej aktywności sama wielu rzeczy się uczyłam, kolekcjonowałam doświadczania, którymi się dzielę. Działam już 35 lat na rynku dziennikarskim. Pracę zaczynałam od redakcji sportowej. W telewizji komentowałam zawody w gimnastyce artystycznej, a chwilę później zajęłam się szeroko pojętym fitnessem, który jest częścią work-life balance.
Kiedy weszłam na tę drogę, było dla mnie bardzo istotne, aby zgłębić wiedzę i dokształcać się u najlepszych. Dlatego zapisałam się do dwóch największych na świecie amerykańskich organizacji, które zajmują się rozwojem zdrowia i fitnessu IDEA i ECA.
Wielokrotnie odwiedzałam również kongresy organizacji szwajcarskiej, szwedzkiej i francuskiej. To było niesamowite znaleźć się jako jedyna Polka pośród 7-9 tysięcy uczestników z fitnessowego świata! Jak słyszysz w takiej sytuacji swoje nazwisko i POLSKA to jest dreszcz.
To właśnie szkolenia zagraniczne sprawiły, że dziś jestem ekspertem w dziedzinie work-life balance. Tam nauczyłam się nowych trendów, obserwowałam badania naukowe, nowości, uczestniczyłam w wykładach fizjologów i dietetyków, poznawałam niezwykłych profesorów i trenerów, z którymi dzieliłam się doświadczeniami, tam zgłębiłam wiedzę na temat life balance o którym pisze w "Trenerze życia". I dalej jeżdżę i uczę się mimo, że mam za sobą ponad 40!
Dzięki moim kontaktom najlepsi trenerzy światowego fitnessu pojawiali się w moich programach telewizyjnych, które wówczas codziennie prowadziłam w Drugim Programie Telewizji Polskiej. Rozwijałam się razem ze swoimi obserwatorami, widzami i czytelnikami.
Pilates, body balance i jeszcze wiele innych form fitnessu... to pani pokazywała je jako pierwsza Polkom i Polakom?
Tak. Kiedy zaczynałam, miałam duże ograniczenia, nie było social mediów, promowałam zdrowie w telewizji, w prestiżowych magazynach Twój Styl, a potem Pani. Jestem bardzo szczęśliwa, że Polacy mi zaufali – zostało sprzedanych 3 miliony płyt i gazet z Callanetics. Zaprezentowałam w mediach ponad 200 form ruchu.
Jeździłam do Ameryki na kongresy fitness po to, aby nauczyć się techniki ruchu, trendów w fitnessie. Część z nich często nie została u nas na dłużej, bo rynek nie był jeszcze gotowy. Trochę wyprzedzałam czas.
Lata temu ludzie nie byli przyzwyczajeni do regularnych ćwiczeń nie zdawali sobie sprawy z tak wielkiego ich wpływu na zdrowie. Dziś więcej czytamy, zaglądamy do klubów fitness również w innych krajach, młodzież jest otwarta na nowości. Ja przecierałam szlaki w tym temacie.
Pilates pokazałam równo w 2000 roku, minęło więc 20 lat i niestety mamy w naszym kraju jedno studio, może dwa. Zaprezentowałam Polkom także drums alive, fit jogę, bo w tamtym czasie ludzie poszukiwali czegoś na pograniczu jogi i fitnessu.
Kolejna metoda to body art, którą stworzył Robert Steinbacher. To wspaniałe, że w niektórych fitness klubach w Polsce już są takie zajęcia i że polskie trenerki wybrały się na kursy do samego mistrza. Robert współpracował przy moich programach telewizyjnych, był stałym gościem. Właśnie takie "perły", jak on, zapraszałam, by pokazać Polakom światowe trendy w fitnessie....
Staram się cały czas zaskakiwać swoich odbiorców. To jest szacunek dla nich. Nigdy nie powiem stop! Wyniosłam ze sportu takie przekonanie, że tylko ciężką pracą można osiągnąć cel i sukces, że nic nie ma na zawsze, a sukces nie jest pewny i nawet jeśli uda się go osiągnąć, to nie wiadomo, jak długo będzie trwać.
Trzeba cały czas trzeba nad sobą pracować i rozwijać się.. Nigdy nie chciałam zawieść osób dla których byłam czy jestem autorytetem. Dlatego ciągle się szkolę i sprawia mi to frajdę.
A jakie są pani autorytety?
Zawsze była nią Jane Fonda. Naśladowałam ją, kiedy byłam studentką, a potem, gdy stałam się trenerem fitness. Kiedy byłam młodą dziewczyną zafascynowała mnie Oprah Winfrey i dalej jestem w niej zakochana. W jej programach, show otwarcie mówiło się o wielu intymnych sprawach, o porażkach, o problemach, a Polacy niechętnie o tym wówczas mówili. Dopiero dzisiaj otwierają się i dobrze, bo należy umieć rozmawiać o wszystkim to oczyszcza umysł.
Dlatego w swojej najnowszej książce "Trener życia" opowiadam otwarcie o tym, jak budowałam swoja pewność siebie, o swoich przeżyciach i problemach z których często wychodziłam zwycięsko, bo zamiast załamywać się, wyciągałam odpowiednie wnioski.
Sukces, jak mawia założyciel IBM, podobno mierzy się ilością porażek, nie wolno więc się ich aż tak bać, trzeba wyciągać wnioski i traktować je jak naukę. Droga do sukcesu to trochę jak układanie puzzli i wiele elementów może przybliżyć nas do spełnienia marzeń: rozwój, motywacja, wytrzymałość, cierpliwość, pewność siebie, poczucie własnej wartości itp.
I właśnie z tym ostatnim, czyli poczuciem własnej wartości, jest najgorzej. Zależy ono od wielu elementów: osób którymi się otaczasz, porównań społecznych, czy bilansu sukcesów i porażek. Czasami na poczucie wartości niszczy ktoś bliski, mama, tata, mąż lub szef w pracy.
W książce podaje kobietom techniki, jak wzmocnić własne poczucie wartości, jak być silną, mądra kobietą, mającą swój kręgosłup moralny, a nie kukiełką. Czasami warto dostać w życiu po tyłku, ale zachować siebie. Z punktu widzenia dojrzałej kobiety muszę przyznać, że fajnie jest śmiać się do lustra, a nie inaczej... Bać się osoby, którą widzimy.
Kogo chce pani inspirować, do kogo kieruje książkę?
Staram się zainspirować kobiety nowoczesne, które maja apetyt na sukces, myślą o rozwoju i o tym, żeby zrobić więcej i lepiej, ale nie zapominając przy tym o sobie. Wspieram się historiami ze swojego życia, anegdotami z telewizji i zdradzam trudne chwile, które sprawiły, że jestem dzisiaj jak skała.
Młodzi często poszukują work-life balance, bo obserwują starsze pokolenia i ludzi, którzy tak mocno zapędzili się w drodze do sukcesu, że zapomnieli o sobie, o wewnętrznym rozwoju, o zdrowiu i często doprowadzili do tzw. wypalenia zawodowego. Staram się pogodzić te wszystkie elementy i nauczyć life balancu, by pracować ale nie zwariować.
Z tym work-life balance wcale nie jest tak łatwo. W teorii wszystko jest jasne, ale gorzej z praktyką.
Oczywiście są tacy co twierdzą, że jest czas na pracę, a dopiero w dojrzałości na inne rzeczy. To bzdura! Budzimy się potem bez pasji, rodziny, przyjaciół, wypaleni zawodowo i życiowo. Żyje się tylko raz kochani. Coraz częściej słyszy się o syndromie wypalenia zawodowego.
Jestem ambasadorem Stowarzyszenia Kobiet Onkologii Polskiej "Rakmisja", dlatego biorę udział w szkoleniach lekarzy onkologów, podczas których podpowiadamy im, jak działać, aby do tego wypalenia nie doszło. To oczywiście może dotyczyć wszystkich zawodów.
Onkolodzy mają przez cały dzień kontakt z trudnymi przypadkami, przyzwyczajają się w jakiś sposób do pacjentów, a wiadomo, że wszystkich nie da się uratować i wiadomo, że te lęki i depresje przechodzą również na nich. To przekłada się na inne obszary życia np. na relacje rodzinne. Dlatego to dbanie o siebie w każdym zawodzie, znalezienie czegoś poza pracą, jest tak ważne.
Ludzie różnych zawodów, którzy koncentrują się wyłącznie na osiągnięciach zawodowych często zapominają, że istnieją wakacje, nie mają kiedy przeczytać fajnej książki, nie uczęszczają w wydarzeniach kulturalnych, bo żyją tylko awansem lub zarobkami.
To jest dla nich tak ważne, że życie im umyka i często też staja się mało interesujący dla otoczenia. Zostają sami, jak palec. Ileż razy słyszymy o depresjach, samobójstwach, rozpadach rodzin ludzi sukcesu z tego powodu. Są pieniądze, ale nie ma szczęścia, satysfakcji. To bolesne.
Dlatego namawiam w książce do zdrowego egoizmu, do sprawiania sobie przyjemności, małych rytuałów, które cieszą i pozwalają nie zapominać o sobie. Ty jesteś najważniejsza! Nie trzeba zawsze sprostać oczekiwaniom wszystkich to niemożliwe.
Pani kiedyś też tak się zapędziła?
Moja pierwsza teściowa, która była bardzo zawodowo pochłonięta – 25 lat spędziła w Afryce, gdzie robiła różne projekty dla Nigerii – nauczyła mnie trochę innego podejścia do działania. Podkreślała, że ważne jest to, aby mieć jeden dzień w tygodniu, czy nawet parę godzin w tygodniu, tylko dla siebie i dla przyjaciółek. Ona robiła takie 5 o'clock w Nigerii, babskie spotkania.
Uznałam, że nie mogę zapominać, że, oprócz pracy, jest też życie. Życie jest jednak pełne niespodzianek, nieobliczalne. Później też miałam takie momenty, że pracowałam po 12-15 godzin dziennie.
Oczywiście, że do tej ciężkiej pracy zmusiły mnie również bardzo trudne i niespodziewane wydarzenia życiowe, o czym w mojej książce. Chciałam zarobić, jak najwięcej, w związku z tym pracowałam ciężko, a po 3 dniach pracy, wracałam z planu zdjęciowego wyczerpana.
Po pracy nie potrafiłam wypowiedzieć żadnego zdania, wypluwałam słowa, jak małe dziecko. Moi znajomi nie do końca w to wierzyli i któregoś dnia zmusili mnie do pójścia na przyjęcie. Po 10 minutach próby rozmowy ze mną, powiedzieli: "Idź do domu, bo naprawdę jesteś strasznie zmęczona".
Zdałam sobie sprawę, że wariuję, że życie gdzieś mi przelatuje. Mam dwóch synów, więc mój mąż przejął część obowiązków, aby zbalansować moją nieobecność. Mimo wszystko doszłam do wniosku, że muszę powiedzieć stop.
Bałam się, że tak się zapędzę w pracy, że stracę przy okazji wszystko inne, co jest dla mnie ważne. Postawiłam na egoizm i trzymałam się kilku zasad: żyje się tylko raz, a wiec celebruje chwile, raz w tygodniu koniecznie kontakt ze znajomymi, randki z mężem.
Jeśli nie podtrzymuje się relacji z innymi, to one powoli umierają, dlatego dbam o to, ale też potrafię się położyć i nie myśleć o niczym. Reset jest potrzebny, to nie strata czasu, to kumulowanie energii do działania. Wypoczęta pracujesz ze zdwojona siłą. Nieprzespane noce to jak praca po alkoholu, mało wydajna.
Czy sukces bez tego balancu można w ogóle nazywać sukcesem?
Czym jest sukces? Dla każdego ma on inny wymiar. Jeśli mówimy o pracy, to największą sztuką jest się w niej nie zatracić. Jest wiele osób, które osiągnęły sukces zawodowy, a są niesamowicie nieszczęśliwe, nieciekawe w towarzystwie. Cały czas mówią tylko o sprawach wyłącznie zawodowych, zamęczają słuchaczy. Zapomnieli o sobie i balansie życiowym. Przypominam, że żyje się po to, by żyć.
Życie nie krąży tylko wokół pracy, trzeba dbać o siebie, wizerunek, zdrowie, mieć fajne relacje z innymi i rozwijać pasje, zwiedzać świat. Wspinając się po szczeblach do kariery, warto pamiętać też, że te szczeble mogą gdzieś się złamać i lepiej jeśli nie zostanie się wtedy samemu.
A co jest pani pasją
Moją pasją jest sztuka. Mam męża architekta, który rozkochał mnie nie tylko w sobie ale i stylu lat 20 – Art déco. Gdziekolwiek nie jesteśmy to naszą drogę zaczynamy od zwiedzania muzeów i wystaw. Drugą naszą pasją jest dobre jedzenie, dlatego podążamy na świecie szlakiem dobrych restauracji i ciekawych, lokalnych.
Rozmawiałam ostatnio z młodym człowiekiem, który powiedział mi, że w życiu najpierw jest czas na walkę o pieniądze, a dopiero później można zająć się rozwojem. To nie jest prawda. Jeśli ktoś najpierw myśli o pieniądzach, to nigdy nie zajmie się swoim rozwojem.
Najprzyjemniejsza jest, droga nie sam cel. Przecież nie wiemy, ile takie nasze intensywne życie będzie trwać. Koronawirus pokazał, jakie to wszystko kruche. Wielu ludzi odeszło i pewnie nie zdążyli zrobić tego, co chcieli.
Często odwlekamy ten moment, kiedy zajmiemy się swoim rozwojem. Mówimy, że jeszcze chwila, że zrobimy jeszcze jedno i wtedy już na pewno znajdziemy czas dla siebie. A potem znowu znajdujemy kolejną rzecz do zrobienia...
Tak, a później w miedzy czasie dostanę zawału... Takich ludzi, których dopiero zawał zatrzymał, czy inna choroba, jest mnóstwo. Wtedy zdają sobie sprawę, że muszą pomyśleć o sobie, bo życie jest przecież takie piękne i nie chcieliby go stracić. Jednak o tym trzeba pomyśleć wcześniej, a nie będąc w moim wieku. O jakość życia trzeba dbać przez cały czas.
Byłam chora na Covid-19. Żyję dzięki temu, że budowałam odporność przez całe życie, miałam i fizyczną, i psychiczną siłę do walki. Gdybym o siebie nie dbała, to nie wiem, jakby się ta choroba skończyła i nie wiem, czy byśmy ze sobą teraz rozmawiały.
Trzeba myśleć o sobie przez całe życie, trzeba kochać samego siebie. Nikt cię tak nie pokocha, jak ty sam/sama siebie. Zajmuj się więc sobą tak, jak najbardziej ukochaną osobą. Rozpieszczaj się, do tego zachęcam. To działa uwierz.
Psycholog Rick Hanson twierdzi, że nasz mózg uczy się również w małych powtarzających się codziennościach, wystarczy 20-30 sekund powtarzać sobie dobre rzeczy o sobie, by poczuć się lepiej. Stworzyć dobry nawyk.
W swojej książce zachęcam, by się trochę zatrzymać. Warto napisać na kartce pod koniec każdego dnia, co zrobiłam dziś dobrego dla siebie. Taką technikę stosuje też moja ulubiona Oprah Winfrey. Jeśli okaże się, że nic, to może trzeba zaplanować, co jutro zrobię dla siebie?
Trzeba spełniać nie tylko wielkie marzanie. Chodzi przecież o to, żebyśmy byli szczęśliwi w życiu. Tego szczęścia można się nauczyć, robiąc małe rzeczy. Mnie szczęście sprawia to, że chodzę na balet klasyczny, kupiłam sobie piękne stroje i czuje się jak baletnica. Uspokaja mnie muzyka klasyczna, mam fantastyczne trenerki, inspiratorki i ciągle się czegoś uczę, bo życie to ciągły rozwój.
Jest pani zwolenniczką postawy: "idę pod prąd", czy to też kosztowało panią sporo w życiu?
Bardzo dużo. Nie wiem skąd mi się to wzięło, być może ze sportu. W sporcie uczą nas tego, że po to ćwiczymy, trenujemy, żeby wygrywać. Oczywiście sport uczy też pokory, przegrywania. Wiesz, że jeśli coś pójdzie nie tak, to trzeba włożyć jeszcze więcej pracy, żeby stać się lepszym.
Przeniosłam to na życie zawodowe i muszę powiedzieć, że w pracy telewizyjnej bardzo często szłam pod prąd. Jeśli uważałam, że robię coś dobrze, to nie bałam się konfrontacji z kierownictwem. Różnie się to kończyło i nieraz byłam oddalana, usuwana na rok lub dwa, ale walczyłam o siebie.
Podejmowałam trudne decyzje, bo mam silny kręgosłup moralny. Dochodziło do spięć, bo szefowie w telewizji nie rozumieli, dlaczego ważny jest przekaz dotyczący zdrowego stylu życia i zawsze chcieli moje programy ograniczyć do minimum. Nie mogłam się przebić przez mur, żeby zrobić program o zdrowiu, o jakim marzyłam. Z moją producentka Ania wylewałyśmy morze łez.
Bywało, że czułam, że słowa, które wypowiem, będą moimi ostatnimi w tej firmie, ale okazywało się też niejednokrotnie, że bycie niegrzeczną dziewczynką skutkowało, szefowie stwierdzali: "Ale ona jest zdeterminowana". Jakoś przełamywałam tę barierę i pozwalali mi działać. Telewizja to moja miłość, przyznaję ,że nie potrafię bez niej żyć. Choć teraz mam taka sytuację i tęsknie za mikrofonem.
Nigdy niczego nie dostałam wszystko osiągnęłam ciężką pracą. Moje życie to ciągła wspinaczka, chyba taki los. Niełatwo jest być kobietą w tym biznesie. Często mówi się o wsparciu innych kobiet, ale w moim życiu bywało różnie. Kobiety często mi pomagały, za co je szanuje, ale bywały i takie, które często przeszkadzały w mojej pracy. To okropne uczucie i przemilczę. Staram się pamiętać tylko najfajniejsze chwile, a te złe nauczyły mnie wiele….
W takich momentach poczucie wartości raczej nie jest na dobrym poziomie. Wiem, że jestem solidna, przykładam się do pracy, znam się na tym, a nie ma żadnej zwrotnej, więc pojawia się myśl: "widocznie się nie nadaję"?
To nie ja! Poczucie wartości buduje się przez całe życie. Zastanawiałam się skąd u mnie jest takie duże poczucie wartości i sięgnęłam do swojego dzieciństwa. W tej książce mówię o kwestiach, które sprawiły, że dziś jestem kobietą silną.
Przeżyłam naprawdę dużo. Mogłam się załamać, mogłam wejść na złą drogę, ale największą siłą, pomocą w budowaniu mojej wartości, były moja mama i mądra trenerka.
Miałam poczucie, że rodzice we mnie wierzą, więc nie chciałam ich zawieść. Nie każdy miał szczęście urodzić się w fajnej rodzinie otaczać się pozytywnymi ludźmi.
Jeśli jednak coś działo się w dzieciństwie nie tak, i wiem, że to jest trudne, to warto z pomocą psychologa odciąć się i zacząć nowe życie. Mój obecny mąż także daje ogromne wsparcie. To samo moje najbliższe otoczenie. Za każdym razem, kiedy popadam w bezsilność, słyszę: Kto jak nie ty Mery?
Rolą rodziny, dobrego partnera, jest wspieranie nie tylko, kiedy jest dobrze, ale właśnie głównie kiedy jest źle. Nie kochamy za coś a pomimo... Rozmawiam z wieloma kobietami w Polsce. Partnerzy niektórych z nich dołują, mówią im, że do niczego się nie nadają, dlatego powinny siedzieć w domu. Sami robią karierę, więc wygodniej im, kiedy kobieta ogarnia wszystko.
I ta kobieta naprawdę myśli, że się nie nadaje. Traci pewność siebie, poczucie wartości. Staram się pomóc i takim kobietom i dodać im skrzydeł. Dlatego w "Trenerze życia" jest mnóstwo kobiecych podpowiedzi. Każda z nas zasługuje na szczęście, wsparcie. Trzeba się dzielić swoimi doświadczeniami.
Czyli jest pani kobietą niezależną?
To zawsze była dla mnie najistotniejsza sprawa – niezależność finansowa, bo ona daje mi wolność myślenia i świadomość, że mogę "wszystko". Życie pisze różne scenariusze: mąż odchodzi do innej lub my odchodzimy od niego, umiera, bankrutuje choruje i co wtedy? Dlatego warto budować swoja niezależność, by nie obawiać się jutra, mieć wewnętrzny spokój, czuć, że podołam...
Ma pani konkretne rady dla kobiet, jak zacząć myśleć o sobie inaczej?
Na szkoleniach proszę kobiety o wymienienie swoich 10 pozytywnych cech, a one często po 3 wysiadają a nawet płaczą. Mówią, że nie mają o sobie nic więcej dobrego do powiedzenia.
Jeśli czujesz się niepewnie, jeśli masz wątpliwości w czym jesteś dobra, to spróbuj napisać to na kartce, zapytaj bliskich ,osoby zaufane. Być może przyjaciółka, partner, podpowie ci, jakie są twoje mocne strony. Każdy w czymś jest dobry. Kartkę przyklej na lustro, lodówkę i czytaj każdego dnia. Uwierz, że właśnie tak jest!
Nawet jeśli w życiu upadniesz, zatrzymaj się na chwilę i wyznacz sobie nowy cel, zastanów się w czym jesteś dobra, co chcesz robić w życiu. To pomoże wyjść na prostą. Najgorsze jest załamanie się.
Nie bój się łez, przyznania do chwili słabości czy prośby o pomoc, ale później wyznacz sobie cel i weź się do działania. Kto jak nie ty!
Tracąc pracę w telewizji przeniosłam wiele rzeczy do Internetu. Nagrywam filmiki fitnessowe, rozmawiam z lekarzami, specjalistami, robię reklamy napisałam mnóstwo książek, robię szkolenia dla firm z work-life balance, dla lekarzy itp. Sukces osiągają ci, którzy tego chcą, którzy tego pragną!
Zadbaj o relacje międzyludzkie. Jeśli mamy ogarnięte, życie rodzinne i jeśli mamy wsparcie, to czujemy się lepiej i z przyjemnością pracujemy, walczymy o sukcesy zawodowe.
Zadbaj kompleksowo o siebie. Często kobiety myślą o fitnessie wyłącznie, w kategorii zgrabna i piękna. Wystarczy popatrzeć na social media a tam ciągle jakaś akcja "chudniemy przed wakacjami", "chudniemy przed gwiazdką", a zdrowie to nie jest akcja.
Kolejną rzeczą, na którą zwracam uwagę, jest wizerunek. Może kiedyś nie było to takie ważne. Jeśli jednak mamy przed sobą dwie osoby tak samo wykształcone i z taką samą wiedzą, jedna z nich jest zadbana, a druga nie, to zawsze wybierzemy tę druga. Reprezentujesz nie tylko firmę ale i swój dom.
Kochane nie każda z nas urodziła się ze "skrzydłami", ale pozwólmy im wyrosnąć jak mawiała słynna projektantka COCO CHANEL.
Nie próbuj sprostać oczekiwaniom wszystkich, to nie możliwe.
Nie staraj się być idealna. To nuda! Grzeczne dziewczynki stoją w miejscu, a niegrzeczne idą do przodu.
Kręgosłup moralny. Nie wszyscy muszą Cię kochać lepiej niech Cię szanują…
Stwórz listę zalet i dobrych stron.
Najważniejsze jest zdrowe, regularne odżywianie.
Ważne ,by uprawiać różne formy fitnessu i traktować ćwiczenia, jako prewencję różnych dolegliwości, a przy okazji czerpać z tego przyjemność. Jeśli czerpiemy z tego przyjemność, to chce nam się przychodzić na takie zajęcia i prawdopodobnie będziemy to robić długotrwale.