– Dobrze pamiętam, że za mówienie o tym, iż Jan Paweł II krył księży gwałcicieli, wielkim oburzeniem i uciszaniem reagowała Monika Olejnik, Katarzyna Kolenda–Zaleska, a nawet Tomasz Sekielski – mówi Janusz Palikot. Choć kilka lat temu odszedł z polityki, teraz uważnie przygląda się protestom kobiet przeciw zakazowi aborcji embriopatologicznej. – Zaczęła się wielka, obyczajowa rewolucja – mówi naTemat.
Anna Dryjańska: Jest pan zazdrosny o Ogólnopolski Strajk Kobiet? Internauci piszą, że pańskie antyklerykalne działania to był pikuś w porównaniu do obecnych protestów.
Janusz Palikot: Absolutnie nie jestem zazdrosny. Przyglądam się temu co się dzieje z dużym zainteresowaniem. Na naszych oczach wyrastają liderki i liderzy, którzy ukształtują politykę w najbliższych latach. Mówię tu zarówno o protestujących kobietach, jak i o członkach parlamentu, którzy im towarzyszą.
Władza zabrnęła za daleko w chamstwie i narzucaniu społeczeństwu swojego fanatyzmu religijnego. Teraz usłyszeli odpowiedź na własnym poziomie, czyli wypierdalać.
Część komentatorów jest zdania, że to protestujące kobiety wprowadziły chamstwo do sfery publicznej.
To PiS zmienił etykietę w sferze publicznej. Od lat ostentacyjnie promuje chamstwo, by zrujnować kulturę komunikacji między ludźmi i zniszczyć to co jest między nimi właściwe i piękne. Gdy partia Jarosława Kaczyńskiego osiągnie swój cel, trudno już będzie odróżnić ludzi o dobrych i złych intencjach.
Oczywiście politycy PiS łamią zasady cywilizowanego sporu, ale się do tego nie przyznają. Równolegle jednak wyzywają i obrażają tych, którzy ośmielają się z nimi nie zgadzać. Zaczęli tuż po wygranych wyborach w 2015 roku.
Są też i tacy, którzy za upadek politycznych obyczajów obwiniają pana.
Stosowałem komunikację, która przed laty mogła szokować, ale to wszystko było w określonym celu, a nie po to, by kogoś stłamsić czy pognębić.
Na konferencji prasowej pokazałem pistolet i wibrator nie po to, by wywołać pustą sensację, ale żeby zwrócić uwagę na problem, czyli to, że policjanci molestują seksualnie zatrzymane kobiety.
Z kolei świński łeb był rekwizytem, który miał zilustrować problem korupcji w piłce nożnej, ustawiania wyników i oszukiwania kibiców. To nie było szokowanie dla szokowania.
Co pan myśli patrząc na protesty przeciwko zakazowi aborcji embriopatologicznej?
Uważam, że w tym wszystkim nie chodzi tylko o aborcję. Na ulicy wybuchły emocje z ostatnich 5 lat, a może nawet i dłużej. Katolicy mają dość tego, że są traktowani przez kler jak chłopi pańszczyźniani.
Są zirytowani poniżaniem, jakiego doświadczają ze strony księży przy okazji religii w szkole, ślubów i pogrzebów. Po drodze były filmy braci Sekielskich demaskujące wykorzystywanie seksualne dzieci przez kler. Ten gniew się w ludziach odkładał się i nawarstwiał.
Podobnie ludzie tłumili upokorzenia związane ze szczuciem kleru na osoby LGBT, kobiety, a także uprawianie w świątyniach prawicowej polityki, z agitacją członków PiS włącznie.
Dużą rolę w rozhuśtaniu nastrojów ma też pandemia koronawirusa, wielkie emocje związane z tym, że rząd sobie z nią nie radzi. Jest strach, że ludzie będą masowo lądować w kostnicy albo na bruku, bo z powodu lockdownu bankrutują całe branże.
Do tego doszła kwestia nominacji Przemysława Czarnka z KUL na ministra edukacji narodowej, a kropką nad i była tak zwana decyzja tak zwanego trybunału. Sytuacja przekroczyła punkt bez powrotu. Nastąpiła eksplozja. Zaczęła się wielka, obyczajowa rewolucja, jak na Zachodzie w 1968 roku.
Mówi pan tak, jakby wszystko było już przesądzone.
Bo jest. To jednak nie będzie łatwe. Istnieje ryzyko zmęczenia protestujących, nie wiadomo co władza dalej zrobi w związku z epidemią, jest też banalny, ale istotny czynnik pogody, która może sprzyjać manifestacjom lub nie. Tama została jednak przerwana.
Nawet jeśli nastąpi spowolnienie na kilka lub kilkanaście miesięcy, podobnie jak w roku 1988, to na horyzoncie jest przełom. Jest blisko, a wraz z jego nadejściem wyłaniają się nowe bohaterki i nowi bohaterowie, w tym ci wyrośli z ruchu rolników.
Nie ma pan w sobie żalu, że ta rewolucja, jak pan to określa, zaczęła się, gdy pan od kilku lat jest już poza polityką?
Nie. Sam jednak czuję się jej częścią, choć na wcześniejszym etapie. Dobrze pamiętam, że za mówienie o tym, że Jan Paweł II krył księży – gwałcicieli, wielkim oburzeniem i uciszaniem reagowała Monika Olejnik, Katarzyna Kolenda–Zaleska, a nawet Tomasz Sekielski.
30 lat temu liberalne elity dziennikarskie zawarły bowiem fałszywy kompromis z tą rzekomo lepszą twarzą Episkopatu, reprezentowaną przez takich hierarchów jak Pieronek czy Życiński. To był pakt według pomysłu Leszka Kołakowskiego, który został rozpropagowany przez KOR i Adama Michnika.
W ramach tego pseudokompromisu elita dziennikarska dyktowała, o czym na temat Kościoła można mówić, a o czym nie. Co wolno społeczeństwu, a czego nie. A teraz społeczeństwo krzyczy "wypierdalać!”, bo ludzie chcą sami o sobie decydować. W tym młode kobiety, które przez całą szkołę uczestniczyły w lekcjach religii. To szok nie tylko dla biskupów, ale i części medialnego salonu.
PiS apeluje do protestujących: trochę kultury, porozmawiajmy.
To kolejny przykład niesamowitego chamstwa ekipy rządzącej. Przez lata pozbawiali młodych ludzi edukacji seksualnej, kobietom odebrali dostęp do antykoncepcji i aborcji, wyzywali i szczuli na kolejne grupy zawodowe, a teraz nagle chcą rozmawiać. Nie ma sensu z nimi gadać.
W internecie co jakiś czas wypływa filmik z pana wystąpieniem sejmowym w 2014 roku. Ostrzega pan co zrobi Kaczyński, gdy zdobędzie władzę. Pamięta pan?
Tak, zresztą nawet jakbym zapomniał, to co dwa tygodnie dostaję do niego link od osób, które dopiero co się na to natknęły i są zdumione, że przewidziałem jak PiS będzie niszczył nasz kraj. Miałem jeszcze sporo innych merytorycznych wystąpień, jednak one jakoś nie przebijały się wtedy do mediów, które były skupione na wyrywaniu z kontekstu pistoletu i wibratora. Cóż, widocznie tak musiało być.
Planuje pan wrócić do polityki?
Nie mam takiego zamiaru. Najbliższe 2–3 lata zamierzam poświęcić rozpędzeniu moich obecnych projektów, tak aby potem wymagały tylko doglądania. Nie mogę zawieść inwestorów, którzy włożyli swoje pieniądze w Tenczynek Okovitę i inne alkoholowe start–upy. To byłoby niepoważne.
A po tych 2–3 latach?
I biznes i polityka nauczyły mnie, by nigdy nie mówić nigdy.