Służby specjalne zbierają informacje mające kompromitować działaczy opozycji. Wybrane materiały są przekazywane do prorządowych mediów. Trwa to od początku rządów PiS – twierdzą informatorzy "Gazety Wyborczej".
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Cały system ma nazywać się "wirówką Wąsika" od nazwiska Macieja Wąsika, posła PiS, zastępcy koordynatora służb specjalnych oraz szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego.
– Nazywamy to "wirówką Wąsika". Kiedy pewne informacje pojawiają się w TVP albo w "Gazecie Polskiej", koledzy wyłapują fragmenty notatek, które robili. Wiedzą też, kto był gorliwy w szukaniu haków, a kto robił to byle jak – powiedział "Gazecie Wyborczej" były analityk z centrali Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Analityk zgłosił się do "Wyborczej" po publikacjach prorządowego portalu wPolityce.pl, który 3 listopada podał, że Marta Lempart i "jej ówczesna partnerka Katarzyna K." starały się w przeszłości, bez powodzenia, o pracę w ABW.
Informacje były bardzo precyzyjne, zawierały lata aplikacji i przebieg procesu rekrutacji. Pod tekstem był podpis – zespół wPolityce.pl. A w ciągu 30 lat istnienia służb specjalnych nie zdarzył się ani jeden wypadek wycieku takich danych. Jak podaje źródło "GW", po tej publikacji w ABW wszczęto śledztwo wyjaśniające, jak doszło do wycieku.
– Teczka kandydata do służby w ABW jest objęta klauzulą niejawności i chroniona. Bez względu na to, czy ktoś został przyjęty, czy nie, przysługuje mu taka sama ochrona jak czynnym funkcjonariuszom. Nie chodzi tylko o daną osobę, ale o cały proces rekrutacji – wyjaśnił płk Paweł Białek, wiceszef ABW w latach 2007-2012.
Podkreślił, że sprawa powinna być przekazana do prokuratury. Zawartość teczki kandydata jest tajna także dlatego, że trzeba w niej podawać najbardziej wrażliwe dane o sobie i najbliższych: o chorobach, nałogach, majątku, nieformalnych związkach czy orientacji seksualnej.
"Wyborcza" zadała serię pytań Stanisławowi Żarynowi, rzecznikowi koordynatora służb specjalnych, a w przeszłości... dziennikarzowi wPolityce.pl. Dziennikarze chcieli wiedzieć, czy sprawa została przekazana do prokuratury i "czy podobne jak w sprawie Lempart notatki ABW sporządza na temat innych osób z kręgu opozycji?". Odpowiedzi się nie doczekali.
Zadali pytania nieprzypadkowo: z informacji "Gazety" wynika, że tak jest. Służby mają kompromitować przeciwników władzy. Dane mają zbierać ze wszystkich dostępnych baz – pisze Wojciech Czuchnowski. Chodzi o bazy policyjne, Krajowy Rejestr Karny, informacje operatorów telefonów, dane ZUS czy inspekcji pracy.
W nich mają być nie tylko nazwiska podejrzanych osób, ale także obywateli, którzy nie popełnili żadnego przestępstwa, ale byli z podejrzanym w relacjach towarzyskich, partnerskich czy rodzinnych. W przypadku Marty Lempart wyciekły nawet informacje z inspekcji pracy. Prorządowa "Gazeta Polska" napisała między innymi, że jest oskarżona o zablokowanie kontroli inspekcji pracy w swojej firmie.
Na podstawie informacji z CBA TVP przez cały 2019 r. prowadziła też kampanię przeciwko posłowi KO Krzysztofowi Brejzie, który wcześniej ujawnił między innymi skandal z premiami dla ministrów rządu Beaty Szydło – podaje "Wyborcza".