Bogdan Zdrojewski, minister kultury w rządzie PO–PSL, nie zostawia suchej nitki na podziale pieniędzy z Funduszu Wsparcia Kultury, który zaproponował resort Piotra Glińskiego. – Wykaz beneficjentów stał się tabloidowym rankingiem artystów, źródłem żalów, pretensji i sensacji – mówi naTemat polityk Koalicji Obywatelskiej.
Anna Dryjańska: Przygląda się pan awanturze wokół Funduszu Wsparcia Kultury?
Bogdan Zdrojewski: Tak. To spora wpadka MKiDN z poważnymi konsekwencjami. Patrzę na to ze smutkiem, ale bez zdziwienia. Spodziewałem się, że to przedsięwzięcie może się tak skończyć. Każdy, kto ma wiedzę o kulturze, mógł przewidzieć konsekwencje, jak tylko zapoznał się z zaproponowanym algorytmem.
Dziś wykaz beneficjentów stał się tabloidowym rankingiem artystów, źródłem żalów, pretensji i sensacji. Pieniądze zostały podzielone w sposób mechaniczny, dość prostacki, a w efekcie nieadekwatnie do sytuacji i potrzeb świata kultury.
Czyli co, ostatnie tygodnie spędził pan czekając, aż minister Gliński wejdzie na minę?
Oczywiście że nie. Z jednej strony cieszyła zapowiedź samej pomocy. Z drugiej niepokoiła opieszałość. Mamy już drugą połowę listopada. W Senacie już wiosną proponowaliśmy konkretne mechanizmy rekompensat w ustawie "covidowej” (z tytułu poniesionych kosztów odwołanych nagle przedsięwzięć artystycznych), ale PiS te propozycje po prostu odrzucił w Sejmie.
Rząd zmarnował ponad pół roku, a przecież w MKiDN musi być wiedza o kondycji instytucji artystycznych, stratach poniesionych w wyniku pandemii i trudnej sytuacji wielu artystów.
Niestety na brak efektywnej, dobrze adresowanej pomocy nakładają się decyzje niekonsekwentne, nieadekwatne do sytuacji i w związku z tym przeważnie niezrozumiałe.
Poza spektakularnym, nagle przyjętym zakazem wstępu do lasu, mieliśmy potem otwarte stadiony i zamknięte teatry, filharmonie etc. A potem odwrotnie: zamknięto dla publiczności stadiony, a przynajmniej częściowo otwarto kina, teatry, sale muzyczne!
Dziś nikt nie jest w stanie wyjaśnić, skąd rząd czerpie wiedzę do proponowanych decyzji, podobnie jak trudno wyjaśnić cel niezwykle chaotycznych obecnych działań pomocowych.
Chaotycznych? W sobotę minister Piotr Gliński napisał na Twitterze, że o wszystkim zdecydował algorytm i sztywne kryteria, które są odporne na polityczne sympatie i antypatie.
I rozum! To jest właśnie główny problem z tym projektem. Zastosowany algorytm miał zapewnić święty spokój i gwarantować obiektywizm. Przyniósł gigantyczny rozgłos, przekonanie o nieadekwatności pomocy i szkody dla wszystkich stron uczestniczących w tym projekcie.
To bardzo ogólne zarzuty. Jakie ma pan konkretne zastrzeżenia do mechanizmu podziału tych 400 mln?
Jest ich sporo. Po pierwsze wielkim błędem było wrzucenie wszystkich podmiotów działających w obszarze kultury do jednego worka. Przede wszystkim tych, co działają w oparciu o ustawę o prowadzeniu działalności kulturalnej z tymi, co prowadzą po prostu działalność gospodarczą.
Po drugie niewłaściwe było przyjęcie kryterium porównania roku poprzedniego do obecnego. Obszar kultury to nie fabryka guzików. Po trzecie problemem jest faktyczny brak związku działań pomocowych ze skutkami pandemii. Po czwarte przyjęcie kryteriów eliminujących wiele grup rzeczywiście poszkodowanych, pozostających bez środków do życia. Po piąte...
Zacznijmy od początku. Co jest złego w tym, że wszyscy artyści, firmy i instytucje znaleźli się w jednym worku?
To, że się udaje, iż potrzebują takiego samego wsparcia. Że maja taką samą sytuację i identycznie reagują na skutki pandemii. Inne są cele działania np. spółek komandytowych, a inne np. instytucji samorządowych.
Króciutko i ilustracyjnie podam kilka przykładów dyskwalifikujących kryterium porównania roku poprzedniego do obecnego. Mamy np. zespoły muzyczne, które w ubiegłym roku mogły mieć jubileusz aktywności artystycznej. Miały sporo koncertów, wydały nowe płyty, partycypowały w jakiś wydawnictwach i sporej działalności reklamowej. Ten zaś rok chciały już potraktować ulgowo. Ale i odwrotnie. Ubiegły rok mógł być czasem przygotowań, z niskimi jeszcze kosztami, a obecny czasem benefitów.
Znam teatr, który w ubiegłym roku remontował swoją scenę główną. Miał niskie przychody. Artyści klepali biedę. Ten rok miał być dla nich odbiciem.
Są podmioty przygotowujące projekty, festiwale, premiery przez kilkanaście miesięcy. Nabywają prawa autorskie do wykonania dzieła na określony czas. Koszty ponieśli, a wpływów nie mają.
Mamy artystów koncertujących intensywnie w ubiegłym roku, z nowymi nagraniami, zyskującymi rozpoznawalność, którzy w czasie pandemii królują w reklamach! I tym podobne, i tak dalej. Gdzie jak nie w MKiDN, powinna być ta wiedza?!
Czas pandemii nie na wszystkie podmioty działa niekorzystnie. Także w gospodarce. Producenci maseczek, płynów dezynfekcyjnych i np. respiratorów mają się teraz szczególnie dobrze.
Podobnie jest w biznesie związanym z kulturą. Tu także można odnaleźć podmioty o skromnych stratach, bądź nawet utrzymanych dochodach. Szczęśliwców, którzy rok 2020 przeznaczyli na przygotowania, i pechowców, którzy właśnie teraz powinni odzyskiwać nakłady z ubiegłego roku.
Prostacki algorytm wyprowadził z równowagi prawie wszystkich, a zaszkodził wszystkim, także beneficjentom.
Dostrzega pan jakąś pozytywną stronę tej sytuacji? Ma pan jakąś radę dla ministra Glińskiego?
Cieszy sama chęć pomocy i kwota 400 mln, która nie jest symboliczna. Można też docenić chęć uniknięcia zarzutów politycznych. Ale na tym zalety się kończą. Pomagać też trzeba umieć.
Rząd dobrze zrobił, że pod wpływem krytyki zamroził wypłaty dla artystów?
Tak, pod warunkiem że rozpisze nowy konkurs. Przyjrzałem się "efektom" tego konkursu i nie widzę możliwości jego naprawienia. Rekomendowałbym jego szybkie unieważnienie, podzielenie 400 mln na kilka oddzielnych konkursów (dla instytucji samorządowych, NGO, agencji eventowych...), poważną korektę kryteriów, elektroniczny pobór wniosków, krótkie terminy zgłoszeń (wszyscy są przygotowani, znają swoje straty) i rozstrzygnięcie na początku grudnia.