"Bohaterem" sejmowego wieczoru był oczywiście Mateusz Morawiecki, który wygłosił mowę w stylu wstępu do Polexitu. Ale głośno było także o Grzegorzu Braunie z Konfederacji, który wszedł na mównicę bez maseczki.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Po wystąpieniu Mateusza Morawieckiego, które spokojnie mogłoby się znaleźć w historii gomułkowskiej propagandy, na mównicę wszedł Grzegorz Braun. Od razu zareagował wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty.
– Ja grzecznie proszę. Niech pan zobaczy, nkt na pana pierwszy raz nie krzyczy, nie grozi karą finansową. Ja tylko proszę. Jest miło, jest pan premier. Proszę założyć maseczkę – tłumaczył Czarzasty niczym niesfornemu dziecku.
To jednak nie skutkowało. Wtedy Czarzasty próbował wezwać na pomoc Janusza Korwina-Mikke. – Czy mogę prosić o pomoc posła Korwina-Mikkego? Proszę pana, jak starszego kolegę posła. Mógłby pan dać maskę posłowi Braunowi? Niech pan to zrobi – prosił błagalnym głosem wicemarszałek Czarzasty.
Korwin-Mikke miał przygotowaną rezerwową maseczkę, ale ostatecznie schował ją do kieszeni. Braun udawał, jakby nic się nie działo. – Czy ja mogę już zabrać głos? – dopytywał. – Jak pan założy maskę – odpowiedział Czarzasty.
– Proszę pana o rozsądek. Znamy pana książkę, jest cudowna. Mógłby pan założyć maskę i nas nie ośmieszać? Wszystko biorę na siebie – mówił polityk Lewicy. Nie poskutkowało nawet przytoczenie odpowiedniego zapisu regulaminu Sejmu, czego domagał się Braun.
Cała sytuacja skończyła się tak, że Czarzasty wykluczył Brauna z obrad i ogłosił przerwę. Polityk Konfederacji zabrał książkę pt. "Fałszywa epidemia" i oddalił się w nieznanym kierunku.