"Co kupujesz chłopakowi/mężowi/córce na Gwiazdkę?" – to pytanie na kobiecych grupach i forach powraca co roku jak bumerang. Dziewczyny dzielą się inspiracjami, polecają sklepy, ale pytanie "A co wy chciałybyście dostać?" właściwie się nie pojawia. O wymarzonych pandemicznych prezentach, ale i rzeczach, o których marzyły jeszcze rok temu, opowiedziało nam osiem kobiet. Pomysły są różne, ale łączy je jedno – zmieniły się o 180 stopni.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Laura, 25 lat
– Chciałabym dostać bilet lotniczy, najbardziej marzy mi się Nowy Jork. Termin mógłby być i na za rok, chodzi o to, żeby mieć, na co czekać. Oglądałabym filmy, które były tam kręcone i jarała się, że też tam będę. Rok temu nie ucieszyłabym się z biletu, to znaczy nie na Gwiazdkę. Uznałabym, że to za mało osobisty prezent, trochę jak pieniądze w kopercie.
W zeszłe Boże Narodzenie Laura wyjechała z mamą do Lizbony. Fajnie było zobaczyć takie słońce w grudniu, ale sporo narzekały – głównie dlatego, że wzięły za lekkie ubrania, a do tego część restauracji była pozamykana ze względu na święta. Gdyby Laura wiedziała, że będzie siedziała w domu kolejny rok, bardziej doceniłaby ten wyjazd.
Magda, 31 lat
– Nie mam pojęcia, co chciałabym dostać w tym roku. Zwykle nie mam z tym problemu, bo lubię pierdoły i mam listy prezentowych marzeń. Teraz jakoś nie potrafię. To zabrzmi super tandetnie, sentymentalnie i kiczowato, ale chyba chciałabym mieć po prostu spokojne, rodzinne święta. Jestem maniaczką Bożego Narodzenia, ale w tym roku paraliżuje mnie strach, że ja albo moi bliscy zachorują.
Magda udekorowała już mieszkanie, na dniach kupuje choinkę, ogląda nawet filmy świąteczne, ale jest inaczej, niż w poprzednich lat. Rodzina już od kilku tygodni pyta, co chciałaby dostać. Myślała, ale nie wymyśliła, powiedziała więc, że pościel.
– Cały czas myślę o tym, że mogę zostać w Wigilię sama, że nie pojadę do rodziny, że moi rodzice zakażą się wirusem i trafia do szpitala. Może to brzmi bezsensownie, ale naprawdę boję się, że skoro to 2020, w święta stanie się coś okropnego. Ten strach nie odpuszcza – mówi.
Aneta, 34 lat
– W zeszłym roku bliscy wciąż pytali, co chcę na Gwiazdkę. W efekcie tak dużo myślałam, co mogłabym dostać, że nie myślałam, czego naprawdę bym chciała. Zażyczyłam sobie trochę na siłę szczotkę prostującą włosy. Polecam, nie powiem, ale już bardziej ucieszyłam się z książek Tokarczuk, koronkowych majtek i poradnika ogrodniczego, bo były niespodzianką.
Aneta zawsze ma nadzieję na prezent idealny. Taki, o którym sama nigdy by nie pomyślała, a mimo to sprawiłby jej ogromną radość.
– Marzenie prezentowe mam jedno. Chciałabym dostać planszówkę opartą o postaci z "Harry’ego Pottera". Kocham planszówki, kocham książki Rowling, ale chodzi też o to, że w pandemii zdałam sobie sprawę, że brakuje mi w życiu takich prostych rytuałów z mężem i synem.
Martyna, 29 lat
– Wcześniej uważałam, że każdy prezent musi być wyjątkowy i bardzo osobisty. Teraz zeszłam na ziemię. Niedługo przeprowadzamy się do nowego mieszkania, dlatego w tym roku mam bardziej praktyczne pomysły na prezenty. Nie wymyślam już drogich perfum i biżuterii, marzą mi się za to ładne garnki i sztućce. Chociaż żeby nie odzierać świątecznych prezentów z ich magii, umówiliśmy się też na drobne upominki. Książek i świeczek zapachowych w lockdownie nigdy dość – opowiada Martyna.
Pandemia nauczyła ją jednego – niczego nie można brać za pewnik. Sama jest tego najlepszym przykładem. Ślub miała brać w maju. Nie udało się. Kolejny termin mieli wyznaczony na wrzesień. Co prawda ceremonia się odbyła, ale ze względu na obostrzenia, wesele byli zmuszeni przełożyć na luty. Jeśli i tym razem pandemia pokrzyżuje im plany – odpuszczą. Do trzech razy sztuka.
Czytaj także: 15 praktycznych prezentów pod choinkę do 50 zł. Znamy pomysły młodych Polaków
Oliwia, 27 lat
– W zeszłym roku wymyśliłam sobie dużą paletkę cieni do powiek, ale taką z górnej półki. Lubię się malować, ale wcześniej miałam tylko zwykłe, rossmannowe kosmetyki. Oglądałam porównania palet na YouTubie, sprawdzałam, jak wyglądają na żywo w Sephorze. Cieszyłam się na ten prezent, jak bym była w podstawówce i miała dostać wypasioną Barbie – śmieje się Oliwia.
Paletki użyła do tej pory tylko raz – na Sylwestra. Chociaż cienie są świetnej jakości, są też tak mocno napigmentowane, że malowanie samych oczu zajmuje Oliwii pół godziny. Inaczej kończy się plamami na powiekach. Przed pracą nie chciała marnować czasu, no a potem zaczął się lockdown i w ogóle przestała się malować.
– Właściwie od liceum dostawałam na gwiazdkę kosmetyki albo ubrania. Teraz ani jednego ani drugiego nie potrzebuję, bo i tak siedzę cały dzień w dresie. Marzy mi się za to ekspres do kawy. Nienawidzę rozpuszczalnej, nie będę wychodziła na miasto po kawę na wynos, a do ekspresu w pracy nie mam dostępu, bo od marca nie chodzę do biura.
Kamila, 36 lat
– Moje pomysły na prezenty napawają mnie smutkiem. Bo najbardziej chciałabym dostać taki odkurzacz, który sam sprząta i Thermomix, który sam gotuje. Marzenia w stylu pani domu z lat. 50, wiem, ale odkąd pracujemy z domu mam wrażenie, że podłogi są non stop brudne. Thermomix chciałam mieć już dawno, trochę na zasadzie fanaberii, ale ostatnio przestałam jakoś lubić gotować, więc po prostu by mi się przydał.
W zeszłym roku Kamila chodziła na świąteczne targi i miała całą listę rzeczy, które by ją ucieszyły. Czapka z wełny alpaki, album fotografii Helmuta Newtona, czarki do matchy w biało-błękitne mazy, oplątwy – rośliny, które rosną bez doniczki, a zamiast je podlewać wkłada się je raz na dwa tygodnie do miski z wodą.
– W trakcie pandemii dawałam sobie sama sporo prezentów, bo miałam zaległości w obdarowywaniu siebie. Kupiłam rower i pianino – dwie rzeczy, o których marzyłam od bardzo dawna. Poza blenderem, który spaliłam, gdy podczas pierwszego lockdownu postanowiłam jeść zdrowo, mam wszystko, czego mi potrzeba. A że potem spaliłam jeszcze jeden blender, nie obraziłabym się, gdybym dostała kolejny.
Innych prezentów Weronika w tym roku wymyślić jakoś nie potrafi.
– Jestem introwertyczką, więc zawdzięczam pandemii ciszę, spokój i czas na jakościowe bycie ze sobą. Z drugiej strony, zaczęłam dostrzegać, jak dużą mam potrzebę bliskości. Dlatego, oczywiście poza blenderem, chcę na święta oklepanego banału: czasu z przyjaciółmi i rodziną, wspólnego śpiewania, picia wina i rozmów. Pierniczkami, skarpetkami, świeczkami i dobrymi książkami też nie pogardzę.
– W ubiegłym roku marzyłam o aparacie bezlusterkowcu, żeby zabierać go w podróże i robić lepsze zdjęcia niż te z telefonu. Okazało się, że w 2020 mogłam fotografować co najwyżej swoje 4 ściany i twarz. A do tego aparat nie jest mi potrzebny.
– Chciałabym, żeby w 2021 roku było nudno. Żebyśmy pod choinką znaleźli nudną przeciętność. Żadnych wielkich wzlotów, żadnych spektakularnych upadków. I dla mnie i dla ludzkości w ogóle. Po latach pompowania produktywności, wyjątkowości i propagandy sukcesu, czas zacząć doceniać przeciętność. Nie obrażę się, jeśli dostanę w tym roku nudny sweter i banalne czytadło.