Operacją przeciwko Romanowi Giertychowi kierował funkcjonariusz CBA wyrzucony za wykradanie dokumentów – podała "Gazeta Wyborcza". Jak twierdzą informatorzy "GW", był on głównodowodzącym działaniami w ramach zatrzymania Giertycha, Ryszarda Krauzego i 10 innych osób.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Jak informuje poniedziałkowe wydanie dziennika, chodzi o o Artura Ch. z wrocławskiego CBA, zwolnionego dyscyplinarnie za wynoszenie tajnych informacji z biura. Do pracy przywróciło go Prawo i Sprawiedliwość. – Był teraz spiritus movens całej operacji przeciwko Giertychowi, Ryszardowi Krauzemu i innym – ujawniają informatorzy "GW". – Zwyczajnie szczuł centralę CBA na figurantów – dodają.
Zatrzymania Krauzego Ch. miał dokonać osobiście. "GW" potwierdziła to w kilku niezależnych źródłach. Artur Ch. to jeden z najbardziej zaufanych ludzi szefa MSWiA i byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, a także jego współpracowników – Macieja Wąsika i Ernesta Bejdy.
W CBA Artur Ch. pracuje niemal od początku, w 2015 roku został jednak dyscyplinarnie zwolniony. – Gdy w prawicowych mediach zaczęły pojawiać się materiały z naszych postępowań, kierownictwo nabrało podejrzeń, że mamy "kreta". Okazało się, że za przeciekami stoi właśnie Artur, który przekazywał zaprzyjaźnionym dziennikarzom materiały z afery podsłuchowej – powiedział "Wyborczej" jeden z ówczesnych funkcjonariuszy Biura.
Arturowi Ch. postawiono zarzuty prokuratorskie ujawnienia tajnych informacji. Po przejęciu władzy przez PiS sprawę przeciwko niemu umorzono. Do służby przywrócił go nowy szef CBA Ernest Bejda.
– Z mojej inicjatywy wszczęte zostało przeciwko niemu najpierw postępowanie dyscyplinarne, a następnie sprawa w Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie, związana z ujawnianiem osobom niepowołanym tajnych informacji – powiedział w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Paweł Wojtunik, szef CBA w latach 2009-2015.
– Artur Ch. nie jest jednak, w mojej ocenie, funkcjonariuszem o potencjale pozwalającym mu na samodzielne prowadzenie tego typu postępowań. Sprawa najpewniej została mu zatem powierzona, jako osobie cieszącej się dużym zaufaniem kierownictwa biura i nadzorujących jego prace polityków – dodaje Wojtunik.
O komentarz do sprawy "Wyborcza" poprosiła też samego Artura Ch. Nie chciał się jednak wypowiadać, poza lakoniczną odpowiedzią "bez komentarza".