Jarosław Gasik, znany restaurator z Wrześni, zmarł 11 grudnia. Według nieoficjalnych doniesień miał popełnić samobójstwo. Czy z powodu lockodownu?
Jarosław Gasik, znany restaurator z Wrześni, zmarł 11 grudnia. Według nieoficjalnych doniesień miał popełnić samobójstwo. Czy z powodu lockodownu? Fot. Facebook / Restauracja Esplanada

Polskę obiegła informacja, że miał popełnić samobójstwo przez lockdown. Tak mieli sugerować pracownicy jego restauracji we Wrześni, jednak nikt oficjalnie tego nie potwierdził. Jarosław Gasik zmarł 11 grudnia. Jego śmierć wywołała wstrząs. – Nie mamy potwierdzenia, że ma bezpośredni związek z jego sytuacją ekonomiczną. Ale mówił, że było ciężko – słychać we Wrześni.

REKLAMA
Jarosław Gasik miał 56 lat. Od 1992 roku prowadził wraz z żoną restaurację Margeritta w centrum Wrześni. Blisko 700 opinii z Google'a oceniło ją na 4,5 gwiazdki. "Chyba najlepsza restauracja we Wrześni", "Przemiła obsługa, ciekawe wnętrze i przede wszystkim pyszne jedzenie" – czytam ostatnie komentarze.
A to był tylko początek.
– Był największym restauratorem na naszym terenie. Margeritta to był ich pierwszy lokal, najlepszy w mieście. To było małżeństwo urodzonych restauratorów, obserwowałem ich od 30 lat jak zaczynali. Ludzie pracy, skromni. Taka historia od pucybuta do milionera – mówi naTemat Waldemar Śliwczyński, redaktor naczelny "Wiadomości Wrzesińskich".
Prywatnie znali się i przyjaźnili od lat. – Wiadomość o jego śmierci wywołała wstrząs. Jest bardzo duże zaskoczenie i wielki żal. Przypuszczam, że lockodown był główną przyczyną, ale nie mogę tego twierdzić, bo tego nie wiem – zastrzega.

Czy przedsiębiorca zmarł przez lockodown

Z Jarosławem Gasikiem rozmawiał w środę, dwa dni przed jego śmiercią.
– Przygotowywaliśmy materiał o ciężkiej sytuacji restauratorów i hotelarzy. Kontaktowała się z nim moja dziennikarka. Udzielił jej informacji, powiedział, ile zwolnił osób. Jednak chwilę po rozmowie z nią zadzwonił do mnie i poprosił, żeby jednak o tym nie pisać. Dziś cieszę się, że uwzględniliśmy jego prośbę i odstąpiliśmy od tematu. Bardzo mu współczuliśmy, bo wiedzieliśmy, że ma bardzo trudną sytuację – mówi Waldemar Śliwczyński.
Nikt nie wie, co się naprawdę stało. Wbrew doniesieniom niektórych mediów, w głośnej dziś sprawie policja nie dostała zgłoszenia na adres restauracji.
– Było to 11 grudnia, mieliśmy zgłoszenie o godz. 11.47. Przybyły na miejsce lekarz wykluczył udział osób trzecich. Prokurator zlecił wydanie zwłok rodzinie i nie wykonywanie dalszych czynności procesowych w naszym zakresie – podaje tylko sierż. szt. Adam Wojciński, oficer prasowy Komendanta Powiatowego Policji we Wrześni.
Ale spekulacje o takiej przyczynie śmierci nie ustają. To pracownicy jego restauracji mieli sugerować, że mógł odebrać sobie życie z powodów finansowych wywołanych pandemią. O tym mówi się najczęściej. Tak reagują internauci i media.
– Takie jest przypuszczenie – przyznaje w rozmowie naTemat powiatowy radny z Wrześni Waldemar Bartkowiak.
Dodaje: – Jarosław Gasik był słynny na całą Wrześnię i ogólnie był lubiany. To człowiek, który dorobił się wszystkiego własnymi rękoma, uczciwy. Żaden typ kombinatora.
Wraz z żoną mieli też opinię dobrych pracodawców, którzy dbali o pracowników.

Wyremontował Pałac na Opieszynie

Gasik był właścicielem nie tylko Margeritty. W 2006 roku kupił Pałac na Opieszynie, dawną siedzibę dziedziców Wrześni, i zrobił z niego piękne, luksusowe miejsce z salami bankietowymi. W sierpniu oficjalnie otworzyli restaurację Esplanada. W październiku gościł w niej Robert Makłowicz.
"Specjalizujemy się w organizacji przyjęć weselnych, komunijnych, jubileuszowych, targów, wytwornych bali, a także studniówek do 500 osób. Zapraszamy również do organizacji bankietów biznesowych, spotkań integracyjnych i konferencji" – czytam na stronie. Na zdjęciu profilowym na FB napis: "Tutaj spełniają się marzenia".
Obiekt wyremontował praktycznie od podstaw. Lokalne media donosiły o postępach prac. Widać było, że to również ważne wydarzenie dla miasta. Na otwarcie czekał jeszcze hotel.
– Na początku pałac dość długo stał. Wyglądało na to, że wszystko jest w dobrym stanie, ale tylko z zewnątrz. Trzeba było wszystko zrobić na nowo. Jarek remontował pałac przez siedem lat. Kilka tygodni temu jego żona Benia wszystko nam pokazywała. Byli wtedy o krok od otwarcia hotelu, trwały ostatnie prace wykończeniowe. Ale przyszedł lockodown i musieli wszystko zamknąć. Mówił, że jest ciężko – mówi nam Waldemar Śliwczyński.
W Pałacu na Opieszynie był 11 października. Na Booking.com jest informacja, że hotel obsługuje jego gości od 26 października. – Wszystko zrobili na bardzo wysokim poziomie. Zrobili gruntowny remont. Właściwie zostały tylko ściany zewnętrzne. Wszystkie stropy, dachy, zrobili na nowo. Mało tego. Podkopali się pod fundamenty i 2,5 metra poniżej zrobili piwnicę, która ma z tysiąc metrów. Porobili windy. W przyszłości w tych piwnicach miało być SPA. Wyobrażam sobie, ile to musiało kosztować. Ale on nie był szaleńcem. Z pewnością zrobił takie kalkulacje, żeby móc wszystko spłacić – opowiada.
Dodaje, że nawet trochę czuł się winny. To on kilkanaście lat temu powiedział restauratorowi, że pałac jest na sprzedaż. – Miałem kontakt z hrabią Romanem Mycielskim, który go odzyskał. Po wojnie w budynku było państwowe technikum weterynaryjne, do którego chodził Jarek Gasik. Gdy szukał miejsca na inwestycję, powiedziałem mu o pałacu. A on: ja nawet nie potrzebuję go oglądać, ja tam chodziłem do szkoły. Dałem mu telefon i tak to się zaczęło – wspomina.

Gasik grał w Milordzie

Nie jest tajemnicą, że był gitarzystą grupy Milord. Nasz rozmówca w latach 80. był jej menadżerem.
– Dwukrotnie występowaliśmy wtedy w Opolu, raz w Debiutach, raz w Premierach. W 1989 roku grupa zakończyła swoją działalność. Ale on cały czas tęsknił. Kilka lat temu skrzyknął kolegów na nowo i nagrali swoje stare utwory, wydali płytę. Byłem wtedy na imprezie. W jednym z pomieszczeń piwnicy pałacu Jarek miał mieć swój azyl, miał tam zrobić swoje studio – opowiada.
Co teraz? 14 grudnia odbył się pogrzeb Jarosława Gasika. Kondolencje w sieci płyną strumieniami.
Trwa również zbiórka dla rodziny. "Niestety restrykcje z powodu pandemii i zastój w branży gastronomicznej nie pozwoliły doprowadzić inwestycji do szczęśliwego finału. Pan Gasik właściciel obiektów w dniu 11.12.2020 r. nagle zmarł, dlatego zbiórka jest podyktowana chęcią pomocy jego żonie i rodzinie" – czytamy.
– Mam nadzieję, że uratują ten obiekt. To byłaby bardzo duża strata dla wszystkich – uważa nasz rozmówca.