To najlepsze Audi, jakie można sobie kupić. RS7 łączy wszystko i urywa... głowę
Michał Mańkowski
21 grudnia 2020, 11:59·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 21 grudnia 2020, 11:59
Znane powiedzenie mówi, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. To prawda, ale od każdej reguły są wyjątki. I takim wyjątkiem jest Audi RS7, będące dziś najciekawszym wyborem z całej gamy Audi. Oto dlaczego.
Reklama.
RS7 to trzecia odsłona modelu sygnowanego przez Audi cyferką 7. Chwilę po świetnym "zwykłym" A7 przyszło nieco rozczarowujące usportowione S7. Widocznie Audi postanowiło serwować te modele w kratkę, bo RS7, czyli najmocniejsza odsłona tego modelu, to cudo. Cudo, z którego nie chce się wysiadać. I w sumie nic dziwnego, bo kosztuje mniej więcej tyle, ile 3-pokojowe mieszkanie w Warszawie.
RS7 z cywilną A7-ką tak właściwie łączy tylko numer w nazwie. W praktyce to auto jest wizualnie o kilka długości z przodu. Tu wszystko jest "bardziej": ładniej, ostrzej, brutalniej, potężniej.
Jest nisko zawieszone, ma poszerzone nadkola, ogromną i potężną osłonę chłodnicy bez obramowania, którą otacza kratownica w kształcie charakterystycznych plastrów miodu. Do tego dochodzą duże wloty powietrza utrzymane w podobnej stylistyce. Pozioma linia na dole zderzaka subtelnie podkreśla całość.
Taki front auta przyciąga spojrzenia i... straszy, gdy tylko pojawi się w lusterku kierowcy przed nami. Z boku nie jest już tak brutalnie. To dynamiczna sylwetka z przyjemnie opadającym tyłem. Jest muskularnie, a całość dopełnia tylny spoiler chowany w pokrywie bagażnika. Tuż pod nim mamy z kolei pas świetlny ciągnący się przez całą długość od jednego reflektora do drugiego.
Jeśli jakimś cudem żadne z tych rozwiązań nie uświadomiło przechodniom, że "to nie jest zwykłe Audi", argumentem kończącym powinny być dwie bazooki, które wraz z czarnym dyfuzorem czekają z tyłu. Są wielkie, prawdziwe (żadne tam atrapy jak w S7) i tylko czekają, żeby móc wydrzeć się ile Bozia siły dała.
Drą się głośno, ale niestety Bozia (a dokładniej unijna Bozia) postanowiła trochę przytemperować jej możliwości i ze względu na normy WLTP wydech i jego możliwości w najnowszych RS-ach – choć i tak potężne – nie są lepsze od tego, do czego przyzwyczaiły nas poprzednie generacje. Mówiąc wprost: nie "popierdzisz" sobie tak bardzo, jakbyś chciał.
Z jednej strony wizualną, a z drugiej technologiczną perełką są natomiast same światła. To opracowane w technologii Matrix LED laserowe reflektory, które pełnią funkcję zarówno estetyczną, jak i praktyczną. Praktyczna jest taka, że jeżdżenie w nocy w końcu staje się przyjemne. Widzicie wszystko na "set" metrów do przodu, a wiązka światła wędruje dokładnie tam, gdzie musi przy okazji nie oślepiając innych uczestników ruchu.
Z kolei estetyczna to dynamiczne kierunkowskazy i wszystkie świetlne animacje pojawiające się podczas otwierania czy zamykania samochodu. To swoiste "dzień dobry" i " do widzenia", które mówi nam samochód.
W środku jest już dużo bardziej "po bożemu". Nie licząc serii akcentów wizualnych (m.in. kierownica i dźwignia zmiany biegów obite alcantarą, sportowe fotele czy akcenty RS) dostajemy zestaw znany z A7.
W praktyce to przestronne i wygodne auto, którym chcesz łykać kolejne setki kilometrów niezależnie od tego, gdzie siedzisz: z przodu czy z tyłu. Kabina jest bardzo dobrze wyciszona także przy wyższych prędkościach, a kierowca jest otoczony technologią, którą nie tylko czuć (systemy wspierające kierowcę, haptyczne ekrany dotykowe), ale i widać (wirtualny kokpit, który za kierownicą może pokazywać np. gigantyczną mapę).
To typowe auto gran turismo, w którym zapakujesz się bez strachu o brak miejsca (bagażnik może nie jest za wysoki, ale bardzo głęboki). Komfortem podróży nie ustępuje flagowym limuzynom, a jednocześnie osiągami śmieje się w twarz wszystkim dookoła. To przecież skrajnie sportowy wóz ukryty w ok. 5-metrowej budzie wygodnej limuzyny.
Zawieszenie precyzyjnie wyłapuje wszystkie nierówności i na komfort jazdy nie wpływają też potężne 21 (standard) lub 22-calowe (opcja za dopłatą) felgi. Jeśli chcesz, Audi RS7 będzie nudnym wozidłem, które grzecznie i po cichu pokonuje kolejne kilometry ze spalaniem w granicy 11l/100 km. Ale tylko jeśli chcesz.
Równie dobrze możesz chcieć czegoś zupełnie innego. Wtedy zapinasz tryb Dynamic, skrzynię wrzucasz w tryb sportowy, opcjonalnie włączasz jeden z predefiniowanych trybów RS i... hulaj dusza piekła nie ma.
4-litrowy silnik o mocy 600 koni mechanicznych i momencie obrotowym na poziomie 800 Nm nie zostawia pola na jakiekolwiek niedomówienia. Przekonał się o tym jeden z nadgorliwych kierowców na autostradzie, który praktycznie "całował" mnie w zderzak, gdy mijałem parę ciężarówek. Strasznie się spieszył, mrugał światłami.
Do czasu.
Nie wiem, czy był burakiem, czy nie widział co przed nim jedzie, czy może jedno i drugie, ale jeden ruch prawą stopą sprawił, że jego widok w lusterku był tylko wspomnieniem. Zapał opadł mu w ciągu sekundy i zrezygnowany sam zjechał na prawy pas.
Do setki docieramy po zaledwie 3,6 sekundy. To wynik, którym mogą chwalić się dużo mniejsze i typowo sportowe samochody. Tutaj wciąż mówimy o sporej i ciężkiej limuzynie, która w przypadku ostrej jazdy spali właściwie tyle benzyny, ile w nią wlejesz.
Ale nie chodzi tylko o zwykły start na prostej. Zapas mocy jest dostępny właściwie w każdym zakresie prędkości i niezależnie, jak szybko jedziesz, auto zawsze dynamicznie odbija się do przodu.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepiać, to (poza lekkim niedosytem względem dźwięku z wydechu) byłaby to momentami nieco leniwa skrzynia biegów. To akurat dość częste w Audi, auto w niektórych trybach potrzebuje chwili na zrozumienie intencji prowadzącego.
Kierowca ma do dyspozycji całą gamę wskaźników sportowych. Od temperatury poszczególnych podzespołów, by widzieć, jak bardzo są rozgrzane, przez możliwość mierzenia czasów okrążeń, po wbudowany pomiar przyspieszenia.
Cena za taką przyjemność? Od 611 tys. złotych, ale Audi przyzwyczaiło już do tego, że zabawa konfiguratorem bardzo szybko i bardzo łatwo winduje cenę. A tu dorzucę np. ceramiczne hamulce (+50 tys. zł), tam reflektory laserowe (+14 tys. zł). Do tego np. 22-calowe felgi (+13 tys. zł), sportowy układ wydechowy (+8 tys. zł). W efekcie cena kończy się, gdy z przodu zbliża się ósemka.
Jako wielki fan A7, nie mogę nie polubić RS7. To auto kompletne, który łączy dwa tak różne światy: sportowy wygląd i osiągi z byciem komfortową limuzyną. W RS7 nie musimy iść na kompromisy.