Wygląda na kawał porządnego SUV-a, ma niezły zasięg i osiągi. Nowe Audi e-tron sportback da wam dużo frajdy z jazdy, ale pod warunkiem, że w ogóle… odważycie się nim wyjechać z parkingu.
I wcale nie żartuję. Gadżet, który znalazł się w tym samochodzie, całkowicie mnie pochłonął, a jednocześnie przyprawił o masę nerwów na drodze. Mowa o kamerach zamiast lusterek, znanych już z pierwszej wersji e-trona. To zupełny odlot, jednak najpierw skupmy się na samym aucie.
E-tron sportback wygląda nowocześniej niż jego starszy brat. To dalej dwa potężne SUV-y z napędem "eko", jednak ten w najnowszej wersji zyskał sportowego ducha i sylwetkę coupe. W lepszą stronę w Audi pójść nie mogli, bo wszystkie ich auta z dopiskiem "Sportback" naprawdę potrafią przyciągnąć wzrok.
O tym, co dokładnie zmieniło się w wyglądzie, przeczytacie w naszym tekście sprzed kilku miesięcy, kiedy mój redakcyjny kolega miał okazję bliżej poznać nowego e-trona podczas premiery.
Po zajęciu miejsca za kierownicą poczułem się trochę jak w SQ8, które testowałem w ubiegłym roku. E-tron co prawda jest mniejszy, ale w środku i tak mamy mnóstwo przestrzeni.
Od razu zauważyłem w sumie… pięć ekranów. Mamy dwa duże wyświetlacze w centralnej części, wirtualny kokpit, a do tego po bokach dwa malutkie ekrany z obrazem z lusterek.
Mój testowy e-tron był z pakietem S line, więc miałem jeszcze podniesiony poziom komfortu. W okolicach przedniej szyby i tak nie zabrakło jednak plastiku. Mnie to nie przeszkadzało, ale kogoś może razić w oczy.
Chociaż wersja sportback ma wyraźnie ściętą linię dachu, to nawet pasażerowie z tyłu mogą podróżować bardzo komfortowo. Do dyspozycji jest też ogromy bagażnik o pojemności 615 litrów, a po złożeniu foteli – 1655 litrów. Przywiozłem e-tronem dwie choinki i miałem miejsce na kolejne trzy. Równie łatwo zapakowałbym kilka dużych walizek czy paczki z meblami.
Żeby jednak wyjechać e-tronem w jakąkolwiek trasę, trzeba ogarnąć, jak się jeździ z tymi dziwnymi lusterkami. A to nie jest wcale tak oczywiste, że wsiadacie i od razu łapiecie, o co w tym chodzi. W Audi mieli jednak swoje powody, by wypuścić na rynek auta z takim gadżetem.
Wystające kamery zamiast klasycznych lusterek znacząco wpływają na aerodynamikę. W pojeździe elektrycznym to kluczowa sprawa, bo przekłada się na większy zasięg. Dochodzi też kwestia wyznaczania trendów. Kiedy przez kilka dni podróżowałem e-tronem, dosłownie każdy gapił się właśnie na te "lusterka". Nawet nie byłem zdziwiony, bo przecież elektrycznych Audi jeździ po naszych drogach jak na lekarstwo.
E-trona testowałem przez pięć dni, z czego trzy dosłownie uczyłem się jeździć od nowa. Obraz z lusterek na ekranie wymusił na mnie zmianę przyzwyczajenia – zerkania za szybę. Poza tym musiałem inaczej oceniać odległość między autami, a do tego nauczyć się, gdzie jest tzw. martwe pole. W zatłoczonej Warszawie miałem z tym duży problem.
Najtrudniej było jednak w nocy. Światła samochodów jadących za mną momentami zamazywały obraz z kamer. W czasie deszczu czy mglistego dnia pewnie jest jeszcze gorzej, ale nie miałem okazji tego sprawdzić.
A śnieg, błoto czy kurz? Jest za dużo czynników, które jednocześnie mogą popsuć całe pole widzenia. Te kamery nie pozwalają jeździć ze spokojną głową, ale jedno udało mi się potwierdzić. Przy dobrej pogodzie, da się z nimi żyć. Tylko pytanie… po co się męczyć?
Nie jest tak, że te lusterka zaliczyłem do wad. I wcale nie popsuły mi ogólnego wrażenia dotyczącego auta, po prostu przyzwyczaiłem się do nich. A kiedy już przemieszczałem się w miarę pewnie, sprawdziłem, na ile wydajny jest e-tron sportback.
Audi chwali się, że zasięg na jednym ładowaniu wynosi ponad 400 km. I gdyby tak było, to z marszu zapisałbym się do fanklubu tego modelu. Tak naprawdę przy normalnej jeździe zrobicie jednak nieco ponad 300 km. Bo przecież nie wyzerujecie baterii – trzeba jeszcze dojechać do ładowarki. Dane z broszurki rozjeżdżają się z tym, jak jest naprawdę, ale raczej i tak nie ma co narzekać.
Te 300 km to już zapas do planowania dalszych tras, bo nie oszukujmy się: e-tron sportback jest długodystansowcem. Aż się prosi, by wykorzystać go za rogatkami miasta. I nie chodzi tylko o to, że mamy do czynienia z bardzo komfortowym autem.
Do testów miałem nowe Audi w wersji 55 quattro, czyli tej mocniejszej. Dostarcza ona najlepszych wrażeń, których możemy spodziewać się po elektryku. A to dzięki mocy 408 KM i momentowi obrotowemu rzędu 664 Nm. Do setki rozpędzicie się w 5,7 sekundy, a maksymalnie pojedziecie 200 km/h.
Codzienne życie z e-tronem sportback w mieście może być przyjemne, ale pod warunkiem, że potraficie sprawnie parkować – bez klasycznych lusterek w popołudniowym szczycie to wyzwanie. Momentami po prostu trzeba zaufać elektronice.
Poza tym musicie być cierpliwi, bo ładowarki, choćby w centrach handlowych nie zawsze są dostępne. A założenie przy użytkowaniu elektryka jest takie, że jedziecie na zakupy i podłączacie się do prądu, by odzyskiwać energię.
Jeśli zaczniecie sami szacować, że dojedziecie do celu z 10-procentowym zapasem, możecie się niemiło rozczarować. Dlatego lepiej kontrolować poziom naładowania auta.
Ładowarek o mocy 150 kW praktycznie w Polsce nie ma, więc zapomnijcie o ładowaniu od 5 do 80 proc. w 30 minut. Jest u nas jednak coraz więcej "elektrycznych stacji" o mocy 50 kWh, które pozwalają solidnie podładować się już w dwie godziny.
Jazda elektrykiem w Polsce wygląda tak, że trzeba łapać energię wszędzie, gdzie jest to możliwe. Także we własnym garażu, bo w Audi chętnie sprzedadzą wam potrzebny do tego sprzęt (można też ze zwykłego gniazdka, ale w jedną noc odzyskacie zaledwie 20 proc. mocy).
A jak prowadzi się e-tron sportback? Dla mnie wrażenia z jazdy były bardzo podobne do wspomnianego już SQ8. Tyle że tutaj było żwawiej i jeszcze bardziej nowocześnie. W nowym Audi działają bez zarzutu wszystkie kluczowe systemy bezpieczeństwa.
Z kolei poszczególne tryby jazdy znacząco wpływają na zachowanie auta na drodze. Oczywiście najbardziej kusi ta usportowiona opcja Dynamic, ale do jazdy na co dzień wybierałbym Comfort. Oszczędność energii przede wszystkim.
Co ważne, te kontrowersyjne kamery zamiast lusterek, to nie jedyny "kosmiczny" dodatek w e-tronie sportback. W moim aucie były jeszcze światła, które według mnie są bezkonkurencyjne. Cyfrowe Digital Matrix LED działają trochę jak projektory filmowe, a ich inteligentne funkcjonowanie widać najlepiej na nieoświetlonych drogach za miastem. Byłem w szoku, jak skutecznie doświetlają pole widzenia.
Ceny e-trona sportback startują od 319 700 zł, ale wersja z dopiskiem "S" kosztuje już ponad 426 tys. zł. W zamian dostajecie Audi, które jest czymś pomiędzy Q5 a Q7. No i rzecz jasna jeździcie na zielonej energii.
Zwolennicy stylu eko nie będą zadowoleni z mojego podsumowania, ale gdybym miał wybierać, może wziąłbym po prostu Q8 w wersji 50 TDI? Osiągi trochę gorsze, ale cena podobna. No i nie dostajecie zawału, kiedy zasięg baterii spada, a w pobliżu nie ma żadnej ładowarki.
Jeśli jednak elektromobilność to naprawdę przyszłość, e-tron sportback jest jednym z jej najlepszych wyznaczników. I wiadomo, że Audi nie powiedziało w tej kwestii ostatniego słowa.
Audi E-tron sportback S line 55 quattro na plus i minus:
+ Bardzo komfortowe wnętrze
+ Realny zasięg pozwala wyjechać w trasę
+ Światła Digital Matrix LED
+/- Kamery zamiast lusterek. Każdy musi to sprawdzić na sobie
- Plastikowe elementy w środku