Kiedy zobaczyłem newsa o aktorce mającej zagrać w prequelu "Wiedźmina", od razu usłyszałem głos Geralta z gry mówiący: "Zanosi się na burzę...". Jednak obsadzenie czarnoskórej Jodie Turner-Smith w roli elfki wywołało wręcz trzęsienie ziemi w fandomie. Czy słusznie? Na to pytanie odpowie Adam Flamm, autor książki "Wiedźmin. Historia fenomenu".
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Netflix ogłosił jedną z aktorek, która zagra w prequelu "Wiedźmina" - "Blood Origin"
Jest nią czarnoskóra Brytyjka Jodie Turner-Smith ("Queen & Slim", "After Yang", "Nightflyers"), która wcieli się postać elfki Éile
W fandomie wybuchła burza. Fani zarzucają Netflixowi polityczną poprawność i atak na słowiańskie wartości
Autor książki "Wiedźmin. Historia fenomenu" tłumaczy, dlaczego się mylą, a elfy nie musza być białe
Niemal identyczna burza miała miejsce dwa lata temu, jeszcze przed premierą "Wiedźmina" Netflixa. W świat poszła plotka, że serialowa Ciri niekoniecznie będzie mieć blade lico. Finalny casting rozwiał wszelkie wątpliwości - w przyszywaną córkę Geralta wcieliła się Freya Allan - biała niczym śnieg.
Obecna burza w fandomie jest wielowymiarowa. Z jednej strony widzowie narzekają na rzekomą nadmierną polityczną poprawność Netflixa, która przejawia się obsadzaniem czarnoskórych aktorów w swoich serialu - wystarczy spojrzeć na niedawne premiery "Lupina" (główny bohater jednak tylko zaczytywał się w powieściach o przygodach słynnego złodzieja Arsena Lupina) i "Bridgertonów" (w brytyjskiej rodzinie królewskiej są czarnoskórzy arystokraci, ale to alternatywna wersja "naszej" historii).
Z drugiej strony saga Andrzeja Sapkowskiego jest mylnie kojarzona z fantasy osadzonym w realiach średniowiecznej Polski. Sam autor sagi o Geralcie wielokrotnie podkreślał, że "Wiedźmin" nie jest słowiański. A fani jego książek dobrze wiedzą, że pisarz czerpał z wielu kultur i mitologii.
– Wiedźmin Geralt nosi wprawdzie całkiem "słowiańskie” imię, pobrzmiewają "słowiańskie” nuty w ono- i toponomastyce. Jest leszy i kikimora, ale jest też andersenowska syrenka i Bestia wzięta od Jeanne-Marie Leprince de Beaumont. Wypada raz jeszcze powtórzyć: cykl o wiedźminie to fantasy klasyczna i kanoniczna, słowiańskości w niej, jak rzekł Wokulski Starskiemu, tyle co trucizny w zapałce – ironizował w wywiadzie dla "Wyborczej".
Z trzeciej strony, każdy gdy słyszy słowo "elf", od razu ma przed oczami "aryjskiego" Legolasa z "Władcy Pierścieni". Problem w tym, że nie ma jednego archetypu elfa. Owszem, w mitologii nordyckiej, którą inspirował się J R. R. Tolkien, przypominały ludzi, ale już w folklorze niemieckim były psotnymi chochlikami. W wierzeniach słowiańskich elfów z kolei nie było wcale - były za to rusałki i wiły, którym bliżej było do demonów, niż spiczastouchych humanoidów.
W świecie Forgotten Realms, znanym z kultowego systemu RPG "Dungeons & Dragons", oprócz stereotypowych elfów, istnieją też np. drowy - mroczne elfy zamieszkujące Podmrok o obsydianowej bądź mahoniowej skórze. Za to w popularnej serii gier "The Elder Scrolls" elfy, a właściwie Merowie, mają niemal pełną paletę kolorów: jedni są szarzy, drudzy zieloni, a inni żółci. Tak naprawdę nie ma jednej cechy, która łączyłaby wszystkich przedstawicieli tej rasy w różnych uniwersach.
Kolor skóry nie ma w książkach Sapkowskiego żadnego znaczenia. Niestety w naszym świecie tak nie jest
A jak jest w uniwersum wykreowanym przez Andrzeja Sapkowskiego? Zapytałem o to Adama Flammy, autora wydanej z zeszłym roku książki "Wiedźmin. Historia Fenomenu". Na co dzień wykłada w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu oraz pracuje w Stowarzyszeniu Badania i Rozwoju Gier GameUP.
– Andrzej Sapkowski w swojej wiedźmińskiej twórczości stosuje koncepcję Never-never landu, w której kolor skóry nie jest aż tak istotny. Odgrywa wręcz rolę marginalną, ważniejsza jest przynależność rasowa - to z nią związane są problemy rasowe, ksenofobia i rasizm wielokrotnie krytykowany przez autora w jego książkach – mówi w rozmowie z naTemat.
Jak wyglądają elfy u Sapkowskiego?. – Opisywane są ich ubrania, broń, usposobienie, rzadko kiedy kolor skóry. Jak już mówiłem wcześniej - nie ma on większego znaczenia. Mówimy w końcu o literaturze fantasy, gdzie wiele rzeczy jest umownych, ma wręcz znaczenie metaforyczne – zauważa Flamma.
Sapkowski nie stworzył tak szczegółowego uniwersum jak Tolkien - z własnymi językami, a nawet mitologią. Polski pisarz skoncentrował się na historiach i postaciach, przez co twórcy adaptacji mają duże pole do popisu.
– Wiele rzeczy jedynie zarysował lub wzmiankował, zatem Netflix ma sporo możliwości, by przedstawić swoją wersję pewnych wydarzeń, zwłaszcza jeśli mówimy o prequelu historii znanej fanom sagi czy opowiadań. A że mówimy o wydarzeniach, które mają doprowadzić do Koniunkcji Sfer, przestrzeń do własnej interpretacji twórców od Netflixa jest tym większa. Jodie Turner-Smith to zdolna aktorka, zatem jestem ciekaw jak poradzi sobie w produkcji estetyce fantasy – przyznaje mój rozmówca.
Jakie ma zdanie na temat burzy w fandomie? – Cóż, przykro, gdy obserwujemy takie sytuacje. Ale pamiętajmy, że fani "Wiedźmina" bardzo często mają swoje wyobrażenia dosłownie wszystkiego, co dotyczy tego uniwersum, które jest dla nich bardzo ważne. I, niestety, czasami fani zapominają o tym, że w koncepcji świata, jaką przyjął pan Andrzej Sapkowski, wszystko jest możliwe, ponieważ to świat zlepiony z wielu nawiązań do różnych opowieści i tekstów kultury z całego świata – przypomina na koniec.
Jednak najbardziej zastanawiające w tej całej awanturze o kolor skóry jest to, jakie wnioski wyciągnęli fani wiedźmińskiego uniwersum. Zarówno tego książkowego, jak i tej z gier studia CD Projekt Red. Jednym z głównych przesłań jest piętnowanie rasizmu i nietolerancji - z wrogością z tego powodu mierzył się i Geralt, który był przecież mutantem, jak i właśnie elfy. Skoro ktoś tego nie zrozumiał, to nie ma nic do gadania w kwestii obsady, bo na dobrą sprawę nie może się nazywać prawdziwym fanem "Wiedźmina".