Minęła trzecia rocznica śmierci Agnieszki Kotulanki. Tomasz Stockinger opowiedział w gorzkich słowach "Faktowi" o współpracy z aktorką oraz o jej chorobie. Oboje wcielali się w małżeństwo Lubiczów w najdłużej emitowanym polskim serialu "Klan".
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Agnieszka Kotulanka zmarła na krwotoczny udar mózgu 20 lutego 2018 roku. Aktorka od lat od lat zmagała się z chorobą alkoholową. Była to przyczyna, dla której producenci serialu "Klan" zrezygnowali ze współpracy z aktorką, dając jej "czas na uporządkowanie spraw osobistych". Próbowała kilkukrotnie, jednak za każdym razem wracała do nałogu. Początkowo w ogóle nie podejmowała terapii.
Odejście z "Klanu" tylko pogłębiło depresję aktorki, która przy alkoholu próbowała zapomnieć o nieudanym małżeństwie z Jackiem Sas-Uhrynowskim i nieszczęśliwej miłości – aktorka była zakochana w Pawle Wawrzeckim. Doszło do tego, że jej bliscy uznali, iż próbuje zapić się na śmierć. Do internetu trafiały zdjęcia Agnieszki Kotulanki pijącej alkohol na ulicy, zaraz po wyjściu ze sklepu, prosto z butelki.
Tomasz Stockinger opowiedział "Faktowi" o współpracy z utalentowaną aktorką. – Wszystko miała. Nie tylko talent, ale też urodę, rodzinę, dzieci, przyjaciół, publiczność. Dalej mogła z nami pracować i być z nami przez ten czas. Jak przestała grać, minęło już siedem lat – przyznał aktor.
Opowiedział też o chorobie alkoholowej Agnieszki Kotulanki. Wyznał, że wszyscy jej bliscy wiedzieli, z jakim problem się zmaga.
– To się działo przez tyle lat na naszych oczach i ona nie mogła zawrócić z tej drogi. No niestety, jakiś procent ludzi nie daje rady. I padło też na Agnieszkę. Na tym polega cała groza choroby alkoholowej. To nie są igraszki, to jest choroba śmiertelna i tak się okazało w przypadku Agnieszki. No cóż. Wielki żal pozostał – powiedział.
Tomasz Stockinger przyznał, że próbowano jej pomagać na różne sposoby. Niestety bezskutecznie.
– Z tego, co ja wiem, to wszyscy starali się to robić, łącznie z produkcją serialu. Przede wszystkim przymykając oko na jej kolejne wpadki, gdy była niezdolna do zdjęć, czy nie była w formie. Produkcja bardzo pracowała nad tym. Wielokrotnie były rozmowy z nią i lekarzem. Ale się nie udało. Cała ta historia niestety powinna być takim ostrzeżeniem dla wszystkich, którzy lekceważą chorobę alkoholową – stwierdził aktor.