Senator PSL Jan Filip Libicki waha się, czy swoim głosem poprzeć czynnego polityka PiS Bartłomieja Wróblewskiego jako kandydata na Rzecznika Praw Obywatelskich. Mimo że ostateczną decyzję ma ogłosić na początku kwietnia, już teraz dla wielu jest "zdrajcą"; "drugim Kałużą".
Senator PSL Jan Filip Libicki w ostatnich dniach buduje napięcie, jak Hitchcock w swoich filmach. Kiedy opozycyjni senatorowie jednogłośnie zapowiadają, że nie poprą Bartłomieja Wróblewskiego, kandydata PiS na Rzecznika Praw Obywatelskich, Libicki lawiruje. Nie mówi tak, nie mówi nie.
Szumnie zapowiada, że swoją decyzję ogłosi między 9 a 12 kwietnia. I już wszystko zaplanował:
– Zakładając, że pan Wróblewski zostanie wybrany 30 marca, najpierw o swojej decyzji poinformuję Władysława Kosiniaka-Kamysza, a następnie pana Wróblewskiego, który poprosił mnie o poparcie. 14 albo 16 kwietnia będziemy głosować nad tą kandydaturą w Senacie. Najbardziej z egoistycznego punktu widzenia by mi odpowiadało, gdyby pan Wróblewski przepadł w Sejmie, bo miałbym rozwiązany dylemat i nie byłoby tematu. Bo muszę szczerze przyznać, że to najtrudniejsza decyzja w moim politycznym życiu – tłumaczy nam senator Jan Filip Libicki.
Nie wyklucza, że w głosowaniu poprze posła PiS, jednego z autorów wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o uznanie aborcji ze względu na wady letalne płodu za niezgodną z konstytucją, bo – jak wyjaśnia – "w kwestii aborcji embriopatologicznej stoi po jego stronie".
– Gdyby pan Wróblewski nie stał za wnioskiem TK ws. aborcji, to już dziś powiedziałbym, że go nie poprę i zagłosuję przeciwko jego kandydaturze, pomimo że go długo znam – tłumaczy Libicki.
W sieci już rozlegają się głosy, że senator Libicki szuka dobrej "wymówki dla ewentualnej zdrady" (prof. Wojciech Sadurski). Padają pytania, czy politykiem kieruje koniunkturalizm czy konserwatyzm. Niektórzy już złośliwie nazywają go "drugim Kałużą".
– Gdybym był koniunkturalistą, to już od półtora roku byłbym marszałkiem Senatu – śmieje się senator Jan Libicki.
Jednocześnie wspomina, że takie propozycje składali mu różni wysłannicy liderów koalicyjnych PiS, m.in. Ryszard Terlecki. Jesienią 2019 roku PiS walczył o senacką większość, a przejście w swoje szeregi proponował – jak donosiły wówczas media – m.in. Tomaszowi Grodzkiemu, Janowi Libickiemu czy senatorowi Ryszardowi Boberowi.
Żaden z wymienionych polityków nie dał się namówić. Dzisiaj senacka większość to senatorowie: Koalicji Obywatelskiej (43), PSL (3), Lewicy (2), koło senatorów niezależnych (3) i niezrzeszony Stanisław Gawłowski. PiS w izbie wyższej parlamentu ma 48 senatorów.
Prawie pewne jest, że Wróblewskiego poprze Lidia Staroń. Jeśli na taki sam krok zdecyduje się Jan Libicki, to walka będzie wyrównana: 50 do 50. Ale wystarczy, że jeden senator przypadkowo zagłosuje niezgodnie z koalicyjną linią lub się spóźni, wtedy Rzecznikiem Praw Obywatelskich może zostać Bartłomiej Wróblewski.
– Jeżeli senator Libicki mimo wszystko zdecyduje się głosować za Wróblewskim, to będzie oznaczało, że pozostała 50 senatorów będzie musiała być bardzo zdyscyplinowanych. I to wystarczy, by pan Wróblewski nie został RPO. Natomiast będzie to ważne głosowanie i atmosfera też napięta, bo ta większość jest jednak skromna – mówi nam Marek Borowski, wicemarszałek Senatu.
Przekonać Libickiego
Dlatego senatorowie opozycji robią wszystko, by odwieść Libickiego od pomysłu zagłosowania za kandydaturą Bartłomieja Wróblewskiego. Marek Borowski poprosił go o rozmowę. – W tym albo następnym tygodniu mamy się spotkać w tej sprawie – mówi nam wicemarszałek Senatu.
Jeden z senatorów Koalicji Obywatelskiej dorzuca: – Wiem, że na forum Senatu, ale i wewnątrz samego PSL-u podejmowane są próby wpłynięcia na Libickiego.
Miłosz Motyka, rzecznik PSL, tłumaczy, że nie stosują żadnej strategii wpływania na senatora, prócz rozmowy.
– Jesteśmy przekonani, że senator Libicki w przypadku posła Bartłomieja Wróblewskiego zachowa się tak, jak podczas głosowania za kandydaturą Piotra Wawrzyka, który także był czynnym politykiem aparatu władzy. Po wszystkich naszych rozmowach – niezależnie od tego, jakich tematów one dotyczyły – zawsze dochodziliśmy do konsensusu i jestem przekonany, że teraz będzie podobnie – mówi nam Motyka.
A co jeśli senator PSL poprze posła PiS? – Nie przewiduję tego. Myślę, że pan Libicki zagłosuje przeciwko Bartłomiejowi Wróblewskiemu, pozostanie w klubie i będziemy kontynuowali bardzo dobrą współpracę – odpowiada rzecznik PSL.
Parę dni temu Libicki na antenie RMF FM oświadczył, że jeśli opowie się za kandydaturą Wróblewskiego, to pozostanie senatorem niezależnym. – Żeby nie robić kłopotów PSL-owi – dodał.
Wierny sobie
"Czy senator Libicki ma świadomość, jak bardzo chce zaszkodzić Polsce, Polakom? To będzie jego moralna porażka. Będzie nikim, straci twarz”; "Pan senator Libicki wraca do swojego matecznika. Okręty opozycji toną, trzeba się ewakuować"; "Drugi Kałuża" – na Twitterze aż wrze.
Tymczasem Libicki ze spokojem tłumaczy, dlaczego nie można mu przypiąć łatki "drugiego Kałuży".
– Po pierwsze, pan Kałuża do ostatniej chwili trzymał w tajemnicy swoją zmianę frontu, a ja mówię otwarcie od tygodnia, że się nad tym zastanawiam. A druga różnica jest taka, że pan Kałuża za swoją zmianę frontu został wynagrodzony stanowiskiem wicemarszałka województwa śląskiego. A ja pani deklaruję jasno, że nawet gdybym poparł pana Wróblewskiego, to żadnego stanowiska z rąk PiS nie przyjmę, bo bardzo krytycznie oceniam ich rządy – mówi Libicki.
Takie porównanie oburza też wielu innych polityków. – Jest za mocne – mówi jeden z senatorów Koalicji Obywatelskiej.
– To kłamstwo. Senator Libicki kieruje się wyłącznie własną wrażliwością i poglądami, które w kwestii aborcji są zbieżne z posłem Wróblewskim. I tylko dlatego senator Libicki rozważa poparcie posła PiS. Natomiast żadnych powodów merkantylnych nie ma – zastrzega Miłosz Motyka.
Wtóruje mu Marek Borowski: – Senator Libicki pozostaje wierny opozycji demokratycznej, natomiast jest bardzo przywiązany do idei zakazu aborcji. I w związku z tym każdy, kto głosi taki pogląd, działa w tym kierunku, zyskuje jego uznanie.
Sam Libicki nieraz mówił o tym, że "w kwestii aborcji embriopatologicznej stoi po stronie posła Wróblewskiego". Sam siebie nazywa "niepisowskim konserwatystą", choć członkiem PiS był przez parę lat (zrezygnował w 2009 po skreśleniu z list do europarlamentu Marcina Libickiego).
I wielokrotnie przestrzegał przed PiS-em. Przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku, kiedy Władysław Kosiniak-Kamysz spotykał się z Mateuszem Morawieckim, Libicki mówił: "Byłem w PiS i wiem, na co go stać. Wszystkich przed nim ostrzegam".
Ale Bartłomieja Wróblewskiego, który stał się twarzą zakazu aborcji w Polsce, bronił. Na Twitterze pisał: "Wyeliminował tak zwaną aborcję eugeniczną, przeciw której byłem przez całe swoje życie. I nadal jestem".
I trudno mu tu odmówić konsekwencji. W lutym Libicki deklarował: "Jeśli Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy w sposób instytucjonalny będzie współpracować ze Strajkiem Kobiet, to nie będę mógł jej wspierać. Szkoda, bo w to wielkie dzieło angażują się miliony Polaków i to chyba jedna z niewielu rzeczy, która naprawdę nas łączy”.
Wcześniej, bo 18 czerwca 2018 roku po sześciu latach, Libicki opuścił szeregi Platformy Obywatelskiej (szybko z otwartymi ramionami do PSL przyjął go Władysław Kosiniak-Kamysz). Zrobił to w geście solidarności z trojgiem posłów, których wyrzucono z PO za załamanie dyscypliny partyjnej w głosowaniu nad projektami dotyczącymi aborcji.
– Oni chcieli wprowadzić na drodze ustawowej to, co na drodze skargi do TK wprowadził poseł Wróblewski. Mówiłem wtedy jasno, że to dla mnie rzecz niezwykle istotna i jestem gotów zaryzykować swoje dalsze bycie senatorem dla tej sprawy – wskazuje Jan Filip Libicki.
Jednocześnie przyznaje, że są kwestie, które zniechęcają go do poparcia Wróblewskiego, m.in. fakt, że jest on czynnym politykiem.
RPO nie zajmuje się tylko aborcją
I to jeden z argumentów podnoszonych przez senatorów, którzy chcą, by Libicki szerzej spojrzał na kandydaturę Wróblewskiego.
– RPO nie zajmuje się walką o liberalizację czy zakaz aborcji, tylko obroną praw obywateli w ramach istniejącego prawa, o ile jest ono ustanowione zgodnie z Konstytucją. Wysuwanie na stanowisko RPO osoby, która jest czynnym politykiem, jest delikatnie mówiąc nieporozumieniem, a mniej delikatnie – niezwykłą arogancją – zaznacza Marek Borowski.
O tym samym mówi wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz: – To głosowanie polityczne, personalne, które nie ma nic wspólnego ze sprawami światopoglądowymi, czyli np. z aborcją. Dlatego powoływanie się senatora Libickiego na ten argument jest chybione.
Senatorowie Koalicji Obywatelskiej zauważają, że Libicki ma swoje pięć minut. – Z punktu widzenia politycznego zrozumiałe jest, że próbuje to maksymalnie wykorzystać – mówi jeden z nich.
Kolega z koalicyjnej partii dorzuca: – Moim zdaniem senator Libicki jest zbyt mocno skupiony na sobie. Wydaje mi się, że tu wcale nie chodzi o przywiązanie do jakichś wartości, tylko o zaznaczanie swojej osoby. Rys narcystyczny w polityce szkodzi, a egoizm bywa destrukcyjny dla całego projektu.
Większym zarzutem wobec jego osoby jest to, że używa swojej wiedzy po to, by budować argumentację dla PiS-u do bezprzykładnego i okrutnego ataku na TK i na pana prezesa Rzeplińskiego osobiście.