
Od lat gra w piłkę, choć nie potrafi. Do kadry szkoły łapał się tylko wtedy, gdy była epidemia grypy. W kadrze klasy grał, bo chodził do humanistycznej. Tomasz Sianecki - dziennikarz, który rzadko zmienia barwy klubowe. Przyzwyczajony do tego, że relacjonuje piłkarskie porażki. Rozmawiamy o sporcie, ale też o dziennikarzach, którzy jego zdaniem stali się dzisiaj funkcjonariuszami partyjnej propagandy.
Trochę programów informacyjnych, ale już nie tyle co kiedyś. Nie śledzę ich na bieżąco, nie podglądam co ma konkurencja. A oprócz tego to przede wszystkim sport.
Kłamałem. Kłamałem, bo zawsze się nią interesowałem. Być może nieco mniej byłem zaangażowany. Pamiętam, był taki moment, kiedy miałem ich już trochę dość. Oglądałem mecz i nawet nie wiedziałem jak się nazywają niektórzy nasi reprezentanci. Ale to nie jest tak, że Sianecki się obraził na kadrę. Gdy Krzynówek strzelił gola z Portugalią, nie wiem czy mu tam zeszła czy nie, uniosłem się z radości nad ziemią.
Polska piłka jest w permanentnym kryzysie. Ten obraz zamazują pojedyncze, wygrywane przez nas mecze. Dziesięć lat temu awansowaliśmy na mistrzostwa świata w Korei i Japonii jako pierwsi w Europie. Ale gdy już mieliśmy awans, ostatni mecz przerżnęliśmy tak, że przykro o tym mówić. Momenty były, momenty ładnej gry. Ale co było na samym mundialu wszyscy pamiętamy.
W jednym z felietonów napisał pan, że pisze z pozycji dyletanta, takiego w znaczeniu słownikowym. Smuda to dyletant w znaczeniu potocznym?
Nie widziałem ich nawet bez garnituru, a co dopiero na boisku! Ale słyszałem, że jak byli mali, to grali namiętnie.
Jako licealista grał pan podobno w piłkę z kolegami, przy piętnastostopniowym mrozie. I przyjechała zaniepokojona milicja.
To nie jest samokrytyka, a raczej realna ocena własnych możliwości. W życiu nie zawsze miłość bywa odwzajemniona. Jeden się kocha szczęśliwie, drugi beznadziejnie. Ładuje swoje uczucia, a druga strona tym samym nie odpowiada. Tak właśnie było ze mną i z piłką nożną. Gram przez wiele lat, generalnie na niskim poziomie.
Do reprezentacji szkoły powoływano mnie tylko, gdy kraj ogarniała epidemia grypy. Do klasowej załapywałem się jako podstawowy zawodnik tylko dlatego, że chodziłem do klasy humanistycznej (nas było siedmiu i trzydzieści dziewczyn, ale one grać nie chciały). Próbowałem nawet zostać sędzią piłkarskim. Też się nie udało, co, jak przypuszczam, z żalem przyjmuje obecnie wrocławska Prokuratura Okręgowa.
Trochę jak polska reprezentacja.
I, jak polska reprezentacja, mógłbym pewnie wskazać parę momentów, kiedy mi się udało. Grałem kiedyś z Tomaszem Sokołowskim I i on się wtedy uparł, że ja zostanę królem strzelców turnieju. Nie miałem nic do gadania. Nie dał mi szansy. Tak obijał o mnie piłkę, że ja nawet nie musiałem wykonywać żadnego ruchu. Piłka się odbijała, myliła bramkarza, wpadała do siatki. I bramka była wpisywana na moje konto. Jak widać szczęście można mieć i w taki sposób.
Nie, nie oglądam. Ale nie tylko w TVN, ale również w każdej innej stacji.
Dzisiaj w mediach nie trzeba zbyt wiele osiągnąć, by zostać gwiazdą.
Bardzo często jest tak, że zwykła osoba nawet nie wie, kim taki człowiek jest. Czyta w jakimś tabloidzie, że ktoś jest gwiazdą i bezrefleksyjnie przyjmuje ten osąd. Tak zaczyna odbierać taką osobę. Choć generalnie samo pojęcie "gwiazdy" uważam za nieostre. No bo co to właściwe oznacza? Że ktoś ląduje na pierwszej stronie gazety? Albo na ostatniej? Jeżeli chodzi o tworzenie rynku gwiazd, myślę, że nadrabiamy tu zaległości. Kiedyś ich nie mieliśmy, teraz mamy ich nadmiar.
To, że zostałem dziennikarzem, zawdzięczam Miecugowowi. Po prawie poszedłem na podyplomowe dziennikarstwo. W czasie praktyk trafiłem do Trójki, w której kierownikiem „Zapraszamy do Trójki” był Grzesiek. Podjechałem pod budynek starym, rozpadającym się „maluchem” i zobaczyłem Miecugowa, który zaparkował Ładę 1500 S, która była wtedy full wypasem. Pomyślałem sobie: warto być dziennikarzem. Potem okazało się, że Ładę na jeden dzień pożyczył mu teść (śmiech).
W jakim stopniu TVN 24 robi dziś to, co chce? A w jakim, to co musi, by dostosować się do konkurencji?
JAKUB RADOMSKI

