Każda potwora znajdzie swojego amatora — mówi ludowe porzekadło. Ale czy i każdy potwór znajdzie swoją amatorkę? Kobiety utrzymują, że kluczem do zrobienia dobrego pierwszego wrażenia jest dziś nie tyle umięśnione ciało, co wciąż rzadka wśród panów umiejętność stylowego ubrania się. Chodzi tu nawet nie tyle o modę, co wybicie się z tłumu i wrażenie, że oto ma się do czynienia z kimś interesującym.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Z fizycznymi typami upodobań damsko-męskich tak to już jakoś jest, że często nie mają przesadnego przełożenia na to, z jakimi osobami się wiążemy. Zdarzają się co prawda koledzy wiecznie lądujący z drobnymi blondynkami i koleżanki, które poniżej 185 cm wzrostu nie schodzą, ale to raczej wyjątki potwierdzające regułę.
Jeśli zaś o same typy urody chodzi, wydaje się, że to panowie są bardziej niż panie przywiązani do opozycji blondynka — brunetka i deklaracji czy bardziej #team pupa czy biust. Gdy przychodzi co do czego, kobiety wyznają tu raczej zasadę "trochę ładniejszy od diabła" (byleby diabła wyższego od opętanej).
Jest jednak taki aspekt powierzchowności, do którego przywiązują wagę znacznie większą niż mężczyźni. I nie mam tu wcale na myśli sześciopaku na brzuchu czy innych tricepsów. Dyskusji o mięśniach u mężczyzn świadkowałam w życiu może raz.
Nie jestem natomiast w stanie policzyć, ile razy słyszałam rozmowy o tym, jak ubierają się faceci: byli, obecni, wymarzeni, a nawet dopiero co poznani. Nie inaczej jest na grupach na Facebooku przeznaczonych tylko dla kobiet, gdzie tematy z gatunku "jak zasugerować chłopakowi, żeby lepiej się ubierał" powracają jak bumerang.
O tym, co właściwie znaczy dziś "dobrze ubrany facet", rozmawiam z trzema kobietami w różnym wieku. Każda z nich podkreśla, że jeśli chodzi o pierwsze wrażenie, to ciuchy, a nie uroda czy postura mężczyzny odgrywają pierwsze skrzypce.
Wymarzony pan z journala
— Na pewno szybciej zwrócę uwagę na mężczyznę, który jest stylowo ubrany, niż na faceta z siłowni, który chwali się mięśniami w obcisłej koszulce. Z prostego powodu: ubrania są wyborem estetycznym, a więc trochę też intelektualnym. Może to akurat za duże słowo, ale to jak z wystrojem wnętrz. Czasem mieszkanie jest urządzone tak, że od razu myśli się, że mieszka w nim ciekawa osoba. Tak samo jest ze stylowymi facetami — na wstępie wydają mi się interesujący — tłumaczy mi Wiola.
Pytam, co konkretnie znaczy dla niej "stylowo ubrany". Odpowiada, że "z pomysłem", co nijak nie rozjaśnia sprawy.
— Są różne style, które pasują różnym osobom. Podobają mi się jednocześnie faceci, którzy wyglądają trochę jak gdyby urwali się z rockowej kapeli — z tatuażami, dłuższymi włosami, w ramoneskach, ale też tacy w wełnianych cardiganach i zamszowych butach. Chodzi o to, żeby nie wyglądali, jak co druga osoba mijana na ulicy.
Dla Wioli nie ma większego znaczenia, czy mężczyzna jest szczupły czy przypakowany, brunet czy szatyn. Zawsze zwracała za to dużą uwagę na ciuchy. Tyle że wyobrażenia sobie, a życie sobie.
— Naprawdę dobrze ubranych mężczyzn widuję głównie w gazetach. A nie uważam, żeby był to jakiś niemożliwy do osiągnięcia efekt zarezerwowany dla aktorów i muzyków — stylowo wyglądających dziewczyn znam kilkanaście. W praktyce spotykałam się przeważnie z facetami w typie nerdów, ale takich współczesnych — okulary, koszule w kratkę, buty, które nie straszą z daleka kwadratowym czubem.
Wiolę zastanawia jeszcze jedno — czy na Tinderze, którego jeszcze nie miała, nie wstydziłaby się zagadać do takiego wymarzonego, stylowego faceta.
— Wiesz, to trochę jak z pięknymi dziewczynami. Podobają się wszystkim, ale wielu nie ma odwagi do nich zagadać, bo zakładają, że sami nie są wystarczająco atrakcyjni. Jeśli byłabym odrzucona przez kogoś "zwyczajnego", łatwiej byłoby mi ułożyć to sobie w głowie. Po prostu nie było chemii. Już mówiłam, że dobrze ubrane osoby wydają mi się po prostu bardziej interesujące. Gdyby taki facet mnie zlał, pomyślałabym raczej, że sama nie jestem wystarczająco ciekawa.
Sylwia poświęca sporo czasu temu, jak wygląda. Konkretnie ubraniom, bo przedłużonych rzęs, mocnego makijażu ani hybrydy zrobionych mieć nie musi. Kiedyś pracowała kilka lat jako stylistka, ale nie wie już, czy ciuchy to jej pasja, czy przyzwyczajenie.
— Jasne, że jeśli facet ma urodę modela high fashion, to ciuchy schodzą na dalszy plan, pomijając już, że w najgorszych łachach prawdopodobnie będzie mu do twarzy. Ale ilu jest takich facetów? Jeśli chodzi o pierwsze wrażenie, największą rolę w przypadku przeciętnie wyglądających mężczyzn odgrywa ubiór. I nie sądzę, że to takie moje spaczenie. Dla kobiet o wiele ważniejsze od realnej urody jest wrażenie, że mają do czynienia z kimś nieprzeciętnym. Facet szybciej pomyśli "hmm, kim ona jest?" o dziewczynie ładnej i zgrabnej niż zwyczajnej, ale modnie i ciekawie ubranej.
W życiu osobistym Sylwia nie wiązała się jednak wyłącznie z mężczyznami, którzy wiedzieli, jak się ubrać. Z prostego powodu. Zakładała, że jeśli ktoś przywiązuje choć minimalną wagę do tego, jak wygląda, będzie można podpowiedzieć mu to i owo. Zawsze się udawało, a z czasem jej partnerzy sami zaczynali łapać, że jedna rzecz niekoniecznie pasuje do drugiej.
— Każdy z moich trzech byłych partnerów ma dziś własny, wyróżniający się styl. Myślę, że to działa na bardzo prostej zasadzie — zaczynasz się lepiej ubierać, widzisz, że ludzie inaczej cię postrzegają, czy to w pracy, czy w życiu prywatnym, i zaczyna ci się to podobać — wyjaśnia.
Dziś Sylwia ma 36 lat i trochę inaczej podchodzi do tego, co to znaczy "wyglądać stylowo" w przypadku dorosłego mężczyzny. Podążanie za modą wygląda dobrze przeważnie w wykonaniu młodszych chłopaków.
— W przypadku moich rówieśników i trochę starszych facetów najlepiej sprawdza się stawianie na dobrej jakości ciuchy "basic". Mówię tu oczywiście o sytuacjach pozabiznesowych. Porządne, niezbyt obcisłe T-shirty, najlepiej czarne, albo w ciekawych odcieniach z rodzaju rozbielona zieleń, granat, beż, bordo. Raczej swetry a nie bluzy, które nadają wyglądu nastolatka albo kogoś, kto właśnie wraca z treningu. Fajnie, jeśli strój pokazuje, że mężczyzna nie podąża za modą, ale i orientuje się tyle o ile, jakie są trendy. Dużo daje dobra fryzura, zadbany zarost i porządne buty.
Dopytuję o przykłady. Pierwsze, co przychodzi Sylwii do głowy, to obcisłe rurki. Do mody zaczęły wchodzić już około 2006 roku. W Polsce najpierw zaczęły nosić je nastolatki i młode kobiety, potem przekonały się i starsze.
— Nie wiem, czy pamiętasz, ale jeszcze 10 lat temu była beka z facetów w rurkach. Nakręcana głównie przez innych facetów, którzy burzyli się, jak można nosić coś tak "niemęskiego". Minęło kilka lat i popatrz — na ulicy większość gości przed 50., których nie obowiązuje dress code, chodzi w rurkach. Widzę czasem, że noszą je dziś nawet tzw. dresiarze. Tymczasem patrząc na wybiegi rurki są dziś zwyczajnie niemodne i to od dobrych kilku sezonów. W modzie kobiecej wróciły dzwony, mum jeans i szarawary, w męskiej nosi się raczej proste i lekko szersze nogawki.
Prywatnie Sylwii nie podobają się jednak pieczołowicie wystylizowani rówieśnicy. Z prostego powodu — zawsze zastanawia się, jak facet bądź co bądź 36-letni znajduje czas na taką dbałość o to, co ma na sobie.
— Może to i tanie psychologizowanie, ale kojarzy mi się to ze zbytnim skupieniem na sobie, może nawet egocentryzmem. Większość z nas jest dziś zapracowana, zaganiana, a w tym wszystkim trzeba jeszcze znaleźć czas na odpoczynek, spotkania ze znajomymi, zainteresowania. Dochodzi jeszcze jedna kwestia — bardzo młode osoby zwracają większą uwagę na to, jak się ubierają, to naturalna potrzeba. Budują swoją tożsamość, chcą wyglądać "fajnie", wyróżnić się, niektórzy pewnie i szokować strojem. Ale 40-latek wyglądający jak gdyby myślał godzinę, w co się ubrać? Obecnie mnie to odrzuca, chociaż dekadę temu powiedziałabym ci co innego.
Schludny, nie próżny
Julia spotykała się ze źle ubranymi facetami i zupełnie jej to nie przeszkadzało. Długo nie zwracała uwagi na to, co ma na sobie, bo w jej domu zainteresowanie wyglądem mocno się piętnowało. Że to próżne, że nic nie znaczy i szkoda czasu, który mogłaby przeznaczyć na naukę. Podśmiewała się z koleżanek przeżywających dramaty z gatunku "którą sukienkę wybrać". Zmieniło się jej przed magisterką.
— Utyłam kilka kilo i chciałam to jakoś zamaskować, więc zamiast brać jak wcześniej pierwszą lepszą koszulę i iść do kasy, zaczęłam dużo przymierzać. Wcześniej mierzyłam tylko buty i biustonosze, od czasu do czasu spodnie. Kupiłam wtedy chyba swój pierwszy świadomie dobrany zestaw — koszulową sukienkę i garniturową kamizelkę. Wyglądałam dobrze, czułam się dobrze i zaczęłam dostawać masę komplementów. Potem już jakoś poszło.
Z czasem zaczęła zwracać uwagę nie tylko na to, co na siebie zakłada, ale też na ciuchy innych ludzi. Pamięta pierwszą randkę, na której pomyślała "jak on się ubrał".
— Zrobiło mi się strasznie wstyd, to było coś jak grzech — myśl zupełnie wbrew temu, czego byłam uczona całe życie. Moje nowe ciuchy to był mój wybór, ale przecież nie miałam żadnego prawa wymagać określonego wyglądu od drugiej osoby.
Dziś stara się zachować zdrowy rozsądek, chociaż nie ukrywa, że zawiesza oko na mężczyznach w dobrze skrojonych garniturach. To, czy facet jest przystojny, za bardzo jej nie interesuje, nie patrzy nawet na wzrost, chociaż podobają się jej głównie bruneci.
Julia śmieje się, że to pewnie dlatego, że jest blondynką w typie skandynawskim i ciemne włosy wydają się po prostu czymś egzotycznym. Dbanie o siebie stało się dla niej ważne i stara się oczekiwać ni mniej, ni więcej od drugiej strony.
— Facet powinien być przede wszystkim schludny — pachnący, ogolony, w czystych, wyprasowanych ubraniach dobranych do okazji. Lubię koszule, uważam, że lepiej wygląda koszula z podwiniętymi rękawami niż najfajniejszy tiszert. Na pewno zwracam uwagę na buty i fryzurę. O tę ostatnią wojowałam ze swoim narzeczonym. Nie ma chyba mężczyzny, który wyglądałby lepiej obcięty "na jeża" niż z nieco dłuższymi, ułożonymi włosami.
Choć na etapie randek co do zasady to kobiety poświęcają więcej czasu na dobór stroju i dodatków, dla większość przedstawicieli płci przeciwnej nie będzie miało większego znaczenia, czy kiecka jest modna i wykonana z dobrej jakości materiału.
W przypadku kobiet najczęściej jest na odwrót — o ile nie jest to randka w ciemno, strój (a szerzej — styl) jest tym elementem wizualnym, którym można zapunktować najbardziej.
Mówi się, że faceci szukają w kobietach cech swoich matek. Mam dobrą wiadomość — na pierwszej randce odrobinę z własnej matki można znaleźć u większość dziewczyn. Zwrócą uwagę, czy koszula (ba, koszulka nawet) uprasowana, czy paznokcie krótkie, buty czyste, no i czy góra pasuje do dołu. Bonusowo zauważą fajny płaszcz i dobre perfumy.
Pytaniem pozostaje natomiast, co dla kogo znaczy "fajne" i "dobre".
Chcesz podzielić się historią, opinią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl