Niedawno wydał książkę, pod tytułem "Zawsze byłem najlepszy'. To tytuł, który świetnie oddaje jego osobowość. Paweł Zarzeczny - dziennikarz - lepszego od siebie nie widzi. Na Facebooku znalazł naśladowcę. Piszącego w jego imieniu, jak on. Ale dziennikarzowi, tak zazwyczaj kpiącemu z innych, nie jest do śmiechu. W swoim artykule napisał: "Zarzeczny to nie jest szyk słów, Zarzeczny to życie".
Kim jest dla mnie Paweł Zarzeczny? Człowiekiem, który wywołuje skrajne emocje. Połowa go kocha, połowa nienawidzi. Widać to doskonale w komentarzach pod tym i pod tym wywiadem. Cóż, autor tego tekstu zalicza się zdecydowanie do pierwszej z tych kategorii.
Zarzecznego co piątek można przeczytać w "Polsce", co poniedziałek publikuje też lekkie, życiowe opowieści na Weszlo.com. Od pewnego czasu jest też na Facebooku. Ale to nie on prowadzi fanpejdża "Zarzeczny Na Dziś". Choć osoba, która to robi, doskonale potrafi się wczuć w to, jak i o czym zwykł pisać kontrowersyjny dziennikarz.
Zarzeczny, przy całym swym kunszcie dziennikarskim, wywołuje czasami uśmieszek. Twierdzi, że on, jako jedyny dziennikarz, może napisać, że Donald Tusk jest do d... Lubi przechwalać się, kogo to nie zna, z kim to się ostatnio nie spotkał, z kim razem nie pił wódki. Jakich to nie ma zasług dla polskiej piłki. Jest co parodiować. Dlatego na fanpejdżu znajdziemy taki oto fragment:
Fragment wpisu z "Zarzeczny Na Dziś":
Lista mych zasług dla Legii jest długa, a to nie miejsce, nie czas, by je w komplecie wyliczać. Wspomnę tylko o jednej, o której nawet zagorzali fanatycy z Żylety (wymyśliłem jej nazwę) nie wiedzą. Kiedy miałem cztery, może pięć lat, często u cioci bywał Czesław Wydrzycki, używający już wtedy pseudonimu artystycznego Niemen. Pracował nad płytą i skarżył się, że nie potrafi tematu ogarnąć. Był ze mnie brzdąc żywy, trochę łobuziak, jednak uczynny. W te pędy podbiegłem do pianina, zagrałem kilka nutek. Niemen zerwał się jak oparzony - Chłopcze graj dalej - i tylko kątem oka widzę, że gorączkowo zapisuje w notesiku. Potem był dla mnie bardzo miły, przynosił gofry z bitą śmietaną. Do dziś się wzruszam słysząc "Sen o Warszawie".
Lubi też Zarzeczny stawiać się ponad innymi, pouczać, mówić coś w stylu: "Ja tego doświadczyłem, ale wy tego nie doświadczycie nigdy, (tu jakiś epitet)". Gdy siedzieliśmy w pubie Champions i rozmowa zeszła na temat wartościowych kobiet, powiedział: "Zdarzają się takie kobiety, chodzą po świecie, serio. Ale wy ich nie znacie, bo one polują na fajnych facetów". Teraz podobny wpis na fanpejdżu, konkretnie jego fragment:
Fragment z "Zarzeczny Na Dziś":
Aha, kiedyś jak jeszcze nie było internetu pisałem do wielu gazet ( umiecie czytać z papieru niedorozwoje?). Wtedy to pracowała w redakcji pewna dama ( z tych co bawimy się jak damy, a jak nie damy, to się nie bawimy - kumacie to analfabeci z zawodówek masarskich?). I ta babeczka poprosiła mnie żeby zdać jej pewniaki na weekend. Jako że kobietom nie odmawiam, wytypowałem dla niej całą kolejkę ligii pakistańskiej w rzucie turbanem do celu. Potem posądzono ją o udział w spisku mającym na celu nasączanie tkaniny na turbany żywicą. Cała szajka poszła siedzieć, a od moich inicjałów powstało nazewnictwo przestępczości zorganizowanej PZ.
Trafne, do tego dowcipne. Ale nie dla Zarzecznego. Na Facebooku można było od dłuższego czasu przeczytać, że podszywka niezbyt przypadła mu do gustu, ale, no właśnie, to był Facebook. Sam zainteresowany najwidoczniej niedawno dowiedział się o fanpejdżu, bo dopiero w ostatni piątek poświęcił mu kilka linijek felietonu w "Polsce". Napisał: "Nawet znalazłem ponoć naśladowcę. Ktoś na Facebooku podaje się za mnie i pisze jak ja, trochę w stylu Zagłoby, gdziem nie był, czegom nie dokonał… No więc, jak, bohaterze, chcesz tak bardzo naśladować mnie, no to zacznij może od domu dziecka".
Paweł Zarzeczny w stacji Orange Sport:
I na koniec zdanie. Mocne, w jego stylu: "Zarzeczny to nie jest szyk słów. Zarzeczny to życie".
Aż chciałoby się odpowiedzieć. "Ten fanpejdż to nie jest śmiertelnie poważna sprawa, ten fanpejdż to żart, ciekawa konwencja"
Panie Pawle, proszę zachować do siebie dystans. Przecież zawsze był pan najlepszy. Niech pan pokaże to też i tym razem.
Fragment z "Zarzeczny Na Dziś":
Gran Derbi? Wolę Gran Turismo, ale po ulicach Warszawy moim autem (czytajcie książki to może kiedyś wam się zwróci w postaci kasy). Dwóch gości umówiło się na remis i po dwie bramki i 400 milionów widzów to kupiło. No, prawie czterysta, bo bez jednego.
Mam też apel do internautów. Idźcie tym tropem. Jest już świetny fanpejdż Zdzisława Kręciny, jest "Zarzeczny Na Dziś", powstała też wersja druga - "Zarzeczny Na Dziś Extra". Kto będzie następny? Lato? Smuda? Przecież w sporcie postaci do parodiowania mamy dostatek.