Poznański Bieg Kelnerów. Podobne imprezy odbywają się jeszcze w Krakowie i Wiśle.
Poznański Bieg Kelnerów. Podobne imprezy odbywają się jeszcze w Krakowie i Wiśle. fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta

Bieganie robi w Polsce furorę, zwłaszcza w ostatnich latach. Nie dość, że imprez organizuje się coraz więcej, to jeszcze są one coraz ciekawsze. Już w ten weekend kilku biegaczy przebiegnie maraton poniżej dwóch godzin. Szybciej od rekordu świata. Półmaraton? Ktoś go przebiegnie poniżej dziesięciu minut. Nocna Ściema staje się imprezę kultową. Biegniesz akurat wtedy, gdy zmienia się czas. Twój wynik jest o godzinę lepszy. Ale są jeszcze inne imprezy. Jest Bieg Katorżnika. Biegają grubasy, kelnerzy, kelnerki.

REKLAMA
Zaglądam na stronę imprezy. Jest ona reklamowana jako bieg łamiący zasady rzeczywistości, bieg z możliwością poprawy rekordu świata. Zawodnicy wystartują o drugiej w nocy. Ruszą na pięciokilometrową pętlę. Godzinę później wskazówki zegarków będziemy cofać o godzinę. Czas letni ustąpi miejsca czasowi zimowemu. Znów będzie druga, a biegacze już za dziesiątym kilometrem. To prawdopodobnie jedyna taka impreza na świecie.
O sukcesie decyduje konwencja
Jest 2010 rok. Michał Bieliński pokonuje kolejne kilometry maratonu w Dębnie. Nagle, niczym kiedyś Archimedes w wannie, wpada na pomysł. A może by tak wykorzystać fakt zmiany czasu? I zorganizować nocny maraton? - Powiedziałem o tym znajomych. Oni do mnie od razu: stary, świetna idea, musisz to zorganizować - opowiada Michał w rozmowie z naTemat. A po chwili dodaje: - Biegi nocne nie przyjęły się w Polsce w ostatnich latach. Pamiętam takie imprezy w Bydgoszczy czy Toruniu, gdzie na starcie stawało po 30 albo 40 osób. Tu jest inaczej, głównie ze względu na całą konwencję. Ludzie po prostu chcą biegać, gdy zmienia się czas.
W tym roku odbędzie się druga edycja imprezy. Bieliński liczy na około czterystu uczestników. - Zgłosiło się pięćset osób, ale przy prognozowaniu jedną piątą można spotkanie odstrzelić - mówi. I próbuje zachęcić. Przekonuje, że w pakiecie startowym każdy otrzyma koszulkę z długim rękawem. A na mecie medal, wykonany przez osoby chore na autyzm.
Pierwsze okrążenie na trasie Nocnej Ściemy:

O imprezie dowiedziałem się na siłowni, od kolegi, Kamila Hermana, który zamierza w tej edycji wziąć udział. - Czym mnie ta impreza ujęła? Z jednej strony bardzo oryginalny pomysł, z tą zmianą czasu. Z drugiej - profesjonalna organizacja, wszystko wydaje się być dopięte na ostatni guzik. Z trzeciej - szczytny cel. Nie wiem czy wiesz, ale będą tam zbierane pieniądze na leczenie osób dotkniętych autyzmem - mówi mi Kamil na dwa dni przed startem.
Ściema - a na niej cztery rekordy świata
Co skłania ludzi do wzięcia udziału w takiej imprezie? Pewnie to, co Michał napisał na stronie. Rekord kobiet w maratonie, autorstwa Pauli Radcliffe, to 2 godziny i 15 minut. Męski, poprawiony w Berlinie przez Patricka Makau, wynosi 2 godziny i 3 minuty. Tymczasem w pierwszej Nocnej Ściemie aż cztery osoby pobiegły poniżej dwóch godzin. A zwycięzca półmaratonu przebiegł go w, uwaga, osiem i pół minuty. Oczywiście orzeczenia w dwóch poprzednich zdaniach należałoby wziąć w cudzysłów. W oficjalnej klasyfikacji przy każdym z nazwisk będą te świetne wyniki. Tylko, że przy każdym wyniku pojawi się gwiazdka. Będzie wytłumaczenie, skąd w nocnym biegu w Polsce tak świetne czasy.
W Koszalinie jest Nocna Ściema, w Lublińcu zawody dla twardzieli - Bieg Katorżnika. Musisz pokonać 12 kilometrów, tylko że biegniesz w dużej mierze po bagnach. - Zdaliśmy się na naturę, to co ona dała, trochę to wzbogaciliśmy. Każdy bieg jest troszeczkę inny - mówi dla tn24.pl dyrektor zawodów, Zbigniew Rosiński. A i sam serwis swój artykuł, poświęcony imprezie, tytułuje: "Bagno, pijawki i smród. Idą w Biegu Katorżnika". Ciekawy jest komentarz jednego z czytelników: "To idealne środowisko dla naszych polityków".
Uroki Biegu Katorżnika z 2009 roku:

Gruby wójt dał przykład
W Nocnej Ściemie nie mają problemu z frekwencją. Gorzej jest z Biegiem Grubasów. Artur Bagiński jest instruktorem w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Prusicach. Kiedyś wsi, teraz mieście, które organizuje imprezę. - W tym roku odbyła się już siedemnasta edycja. Wie pan jaką mieliśmy frekwencję? Trzy kobiety i jedenastu mężczyzn. Trochę to przykre - opowiada w rozmowie z naTemat. Dodaje, że kobiety są jego zdaniem bardziej leniwe od mężczyzn. A być może do tego bardziej się wstydzą swej tuszy.
W biegu nie może wystartować każdy. Z początku było tak, że kobieta musiała ważyć co najmniej 75kg, a mężczyzna setkę. Ale to nie było do końca sprawiedliwe. - Przyjeżdżały do nas jakieś tam koszykarki i faceci ponad dwa metry. Nie mieli nawet nadwagi i luźno śmigali przed siebie. Wykorzystywali lukę w przepisach - opowiada Bagiński. Od siedmiu latach przepisy są inne. Startować może osoba, której współczynnik masy ciała (BMI) jest większy lub równy 30.
Kobiety pokonują kilometr, mężczyźni dwa kilometry. Wszystko zaczęło się w 1996 roku, gdy bieganie nie było jeszcze modne, Prusice nie miały praw miejskich, a ich wójt - Jan Churkot - miał problem, by podnieść się sprawnie ze stołu. Chciał coś ze sobą zrobić, przy okazji zaangażować też innych. Udało się, choć z liczbą uczestników mogłoby być trochę lepiej.
Wylała wodę, zgubiła na bruku szpilki
We wrześniu, w Poznaniu, chodziło nie tylko o to, by jak najszybciej dobiec do mety. Każdy zawodnik musiał także uważać, by nie opuścić tacy z butelką z wodą. Tacy? Tak, to nie żart. Chodzi o Bieg Kelnerów, który odbył się po raz trzeci. Zwyciężył Tomasz Domagała - dominator tej imprezy, bo wygrał ją trzeci raz z rzędu. Zapytany o patent na triumf, powiedział serwisowi mmpoznan.pl: "Może to kwestia tego, że przez wiele lat trenowałem sport? I stąd mam taką formę?".
Relacja z II edycji Biegu Kelnerów:

W Biegu Grubasów kobiety mają do pokonania krótszy dystans od mężczyzn. W Poznaniu jest tak samo, też mają wodę na tacce, ale cały dystans pokonują na szpilkach. Ich bieg jest dużo ciekawszy. W ostatniej edycji najpierw był falstart, a potem zawodniczki zbyt szybko odstawiły tace, przez co sędziowie nie mogli ustalić, czy wcześniej nie narozlewały wody.
Zwyciężczynię wyłonił trzeci bieg, a wygrała go Agata Wojciechowska, mimo że na metę przybiegła jako trzecia. Jedna z konkurentek wylała wodę, druga - nie dość, że wylała wodę, to jeszcze na bruku pogubiła szpilki.
Ale taki już urok tego typu imprez. Możesz być szybszy niż najszybszy człowiek świata. Możesz wygrać bieg mimo nadwagi. Możesz być trzeci, a tak naprawdę pierwszy. Możesz na mecie uśmiechnąć się, mając na szyi medal, a całą twarz kompletnie umazaną błotem.