Imigranci nie utknęli na "ziemi niczyjej". Na granicy Polski i Białorusi czegoś takiego nie ma
redakcja naTemat
19 sierpnia 2021, 12:23·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 19 sierpnia 2021, 12:23
W kontekście imigrantów wypychanych przez Białoruś w kierunku terytorium Polski, Litwy i Łotwy w obrocie medialnym zaczęło funkcjonować pojęcie "ziemia niczyja". Osoby próbujące nielegalnie przekroczyć granicę na takim obszarze jednak nie mogą się znajdować, gdyż... między Polską a Białorusią ziemi niczyjej nie ma.
Reklama.
Co to jest ziemia niczyja?
To pojęcie mylnie wykorzystywane jest do opisu kryzysu migracyjnego na granicy Polski i Białorusi
Imigranci nie utknęli na "ziemi niczyjej", a na pasie drogi granicznej jednego z sąsiadujących ze sobą państw
Białoruś wypycha imigrantów na zewnętrzną granicę Unii Europejskiej
Ich położenie jest skomplikowane z punktu widzenia prawamiędzynarodowego, gdyż Polska de facto nie jest dla nich pierwszym "państwem bezpiecznym", którego granice przekroczyli uciekając przed wojną lub prześladowaniem. Co więcej, część z nich prawdopodobnie nie spełnia warunków umożliwiających ubieganie się o azyl.
Gdy mowa o tej sprawie, często pojawia się pojęcie "ziemia niczyja" – to na niej rzekomo mają znajdować się imigranci. Użycie tego sformułowania sugeruje, iż znaleźli się oni na skrawku ziemi, za którą nie odpowiada żadne państwo. To nieprawda.
Zarówno na granicy Białorusi z Polską, jak i Litwą oraz Łotwą ziemia niczyja nie występuje. Teren taki charakterystyczny jest bowiem dla obszarów, na których toczą się konflikty zbrojne. Zwykle ziemia niczyja to teren rozdzielający dwie armie skonfliktowanych państw, umocnione na swoich pozycjach.
W niektórych przypadkach ziemia niczyja jest nakreślona na lata. Dzieje się tak, gdy dany konflikt przygasa, ale nie zawarto formalnego rozejmu. Istnienie ziemi niczyjej może być też warunkiem trwałego zawieszenia broni. Na pograniczu białoruskim nie mamy z tym do czynienia.
W kontekście nowego kryzysu migracyjnego ziemią niczyją po prostu mylnie nazywany jest pas drogi granicznej.
Nie jest to jednak błaha pomyłka, gdyż między tymi pojęciami istnieje ważna różnica – istotnie wpływająca na status osób, które utknęły między oddziałami białoruskich i polskich strażników granicznych.
Otóż pas drogi granicznej nie jest wyjęty spod władania danego państwa. To po prostu terytorium bezpośrednio stykające się z linią graniczną, którą wyznaczają słupki graniczne, brzegi cieków i zbiorników wodnych lub rowy oraz drogi graniczne. W przypadku głośnej sytuacji spod Usnarza Górnego za polski pas drogi granicznej odpowiada rząd w Warszawie, a za pas białoruski reżim Aleksandra Łukaszenki. Żaden fragment pogranicza nie jest "niczyj".
Dowiedz się więcej o sytuacji na granicach Polski: