We Francji na wzór m.in. Holendrów chcą stworzyć miejsca, w których narkomani w bezpiecznych warunkach będą mogli przyjmować należące do nich narkotyki. Ale czy zażywanie ich w ogóle może być bezpieczne? – To nie rozwiązuje problemu uzależnionych, ale powinno być normalne – mówią naTemat czysty od 12 lat anonimowy narkoman Piotr i szefowa Fundacji Redukcji Szkód, Magda Bartnik.
Francja prawdopodobnie będzie kolejnym krajem, w którym zostaną stworzone tzw. "strzelnice" [fr. salles de shoot] dla narkomanów - finansowane z budżetu państwa miejsca, gdzie osoby głęboko uzależnione, pod nadzorem personelu medycznego, będą mogły przyjmować należące do nich twarde narkotyki. Inaczej mówiąc, nad Sekwaną będzie można przyjść do państwowej placówki i tam w higienicznych warunkach zażyć heroinę, morfinę, czy kokainę.
To kolejny liberalny pomysł nowego lewicowego rządu i prezydenta Francoisa Hollande'a. Wczoraj francuski parlament przegłosował bowiem zmiany w prawie liberalizujące dostęp do aborcji poprzez jej pełną refundację. Niepełnoletni Francuzi będą tymczasem otrzymywali od państwa bezpłatne środki antykoncepcyjne. A teraz francuskie władze chcą w nowatorski sposób podejść także do kwestii narkotyków.
To rozwiązuje problem narkomanów, nie narkomanii
Stworzenie "strzelnic" ma rozwiązać m.in. problem z rozprzestrzenianiem się wirusa HIV i innych chorób zakaźnych. W takim miejscu na każdego uzależnionego będą bowiem czekały np. sterylne strzykawki. Dotąd na podobne rozwiązanie zdecydowali się Holendrzy i niektóre państwa skandynawskie. Tamtejsze władze uważają, iż taki eksperyment się powiódł i warto go przyjmować w innych miejscach na świecie.
Stuprocentowej pewności, czy podobne miejsca powinny powstać także w Polsce nie ma jednak Piotr z ruchu Anonimowych Narkomanów. Jest natomiast pewien, że racji nie mają ci, którzy twierdzą, że profesjonalna, państwowa opieka przy zażywaniu narkotyków jest zachętą do brania. – Narkotyki bierze się, bo jest się nieszczęśliwym, one są właśnie dla nieszczęśliwych ludzi. A w takie miejsca przychodzić będą ludzie, którzy są już głęboko uzależnieni, mają z tym bardzo duży problem. I "strzelnice" z pewnością problemu uzależnienia nie będą rozwiązywać – ocenia były narkoman.
Mężczyzna podkreśla, że zachodnie pomysły nie są jednak bezsensowne. – Uzależnieni są skazani na kupowanie narkotyków od dealerów, którzy czasem je zanieczyszczają, dodają jakiejś większej chemii i narkomani robią sobie jeszcze większą krzywdę. W takich miejscach ktoś mógłby ich przed tym uchronić – ocenia czysty od 12 lat anonimowy narkoman. – To, że gdy ja używałem strzykawek, nigdy nie złapałem HIV, to jakiś cud – mówi. Zdaniem Piotra, jest to też ukłon w stronę całego społeczeństwa, ponieważ uzależnieni nie muszą brać na ulicy, czy w klatkach schodowych.
"Zawsze ktoś będzie brał"
Podobnie do upowszechnienia takich miejsc podchodzi Magda Bartnik, prezes opiekującej się narkomanami Fundacji Redukcji Szkód. – Pokoje iniekcyjne, bo to lepsze określenie niż francuskie słowo "strzelnice", są miejscami, gdzie pacjent ma możliwość przyjęcia narkotyków w higieniczny sposób, a potem wyrzucenia sprzętu do specjalnych pojemników. Nie robi więc tego gdzieś w krzakach, na dworcu i nie rozrzuca igieł dokoła – tłumaczy. Takie miejsca chronią też w przypadku przedawkowania. – Tam ktoś zawsze zadzwoni po pomoc. Będzie też uczył, w jaki sposób robi się zastrzyk, by nie zrobić sobie krzywdy – dodaje Bartnik.
Szefowa Fundacji Redukcji Szkód, która m.in. rozdaje sterylne strzykawki polskim narkomanom i już tylko z tego powodu często spotyka się z krytyką. Dla sceptyków realistycznego podejścia do problemu narkomanii ma jednak kilka argumentów. Jak twierdzi, te powinny przekonać ich do wprowadzenia w Polsce podobnych rozwiązań, jak na Zachodzie.
– To powinna być normalna forma pomocy i redukcji szkód. Rozdawania igieł i strzykawek nie jest żadną zachętą do brania narkotyków. Ludzie będą je zawsze brali, tak jak biorą teraz i brali kiedyś. Zawsze będzie jakieś grono osób, które będą zażywały. Nie ma żadnego potwierdzenia, że taka działalność zachęca do brania – podsumowuje Magda Bartnik.
Na Zachodzie to działa
- Tworzenie takich miejsc to po prostu zmierzenie się z realnym problemem i nie pogarszanie sytuacji - ocenia terapeuta uzależnień Mariusz Janiszewski. On sam przed laty pomagał w stworzeniu pierwszych podobnych miejsc w Polsce. Na przełomie tysiąclecia w Krakowie w jednym z centrum pomocy uruchomiona była wówczas jedyna noclegownia dla narkomanów, których nie chcą zazwyczaj przyjmować zwykłe noclegownie dla bezdomnych. I tam właśnie stworzono rodzaj nielegalnego pokoju iniekcyjnego. Podobne próby terapeuta podejmował także w Warszawie.
Janiszewski przyznaje, że tego rodzaju pomoc dla uzależnionych potwierdza wymiar bezsilności dzisiejszego społeczeństwa wobec problemu narkomanii. - Jednak z takiego zupełnie ludzkiego punktu widzenia, te osoby uzależnione od heroiny gdzieś muszą je wziąć. Dlaczego chory narkoman nie może w kulturalny sposób podać sobie substancji, od której jest uzależniony, gdy chory alkoholik ma do tego pełne prawo? - pyta specjalista.
Terapeuta dodaje również, że w krajach, w których pokoje iniekcyjne są powszechne, skala problemu zakażeń wirusami HIV, HCV i przypadków przedawkowań wśród narkomanów jest znacznie lepsza niż w Polsce.
To, że gdy ja używałem strzykawek, nigdy nie złapałem HIV, to jakiś cud.
Magda Bartnik
prezes Fundacji Redukcji Szkód
To powinna być normalna forma pomocy i redukcji szkód. Rozdawania igieł i strzykawek nie jest żadną zachętą do brania narkotyków. Ludzie będą je zawsze brali, tak jak biorą teraz i brali kiedyś.
Mariusz Janiszewski
terapeuta uzależnień
Dlaczego chory narkoman nie może w kulturalny sposób podać sobie substancji, od której jest uzależniony, gdy chory alkoholik ma do tego pełne prawo?