Gdy wychodzi na ring, rozlegają się przeraźliwe gwizdy. Bo to Marcin Najman. Pan Zły. Podobno nabrał ludzi, że jest sportowcem. Nie nam oceniać, czy jest. My natomiast poznaliśmy Najmana - człowieka. Ciekawego. Bystrego. Słuchającego koncertów symfonicznych. Myślącego o ogromie II wojny światowej. Obrażającego tylko wtedy, gdy jego ktoś obrazi. Oto Marcin Najman, jakiego nie znacie.
Marcin, powiedz - dlaczego ty przegrywasz walki, a nie nagrywasz płyty?
Jakbyś dokładnie prześledził moją historię w sporcie, to byś się przekonał, że zdecydowaną większość tych walk wygrałem.
Ostatnie cztery przegrałeś.
Ludzie czy dziennikarze już tak mają, że nie potrafią spojrzeć na ogół. Wiecie ile ja stoczyłem zawodowych walk? Siedemnaście. Z tego trzynaście wygranych, z tego dziewięć przez nokaut. I ja bym sobie życzył właśnie takiego podejścia - wygrał pan dużo walk, ostatnio się trochę nie wiedzie, no i co dalej.
Marcin Najman - historia prawdziwa:
Gdy przeczytałem, że masz wykształcenie muzyczne, byłem w ciężkim szoku.
Nie ty pierwszy. Jestem muzykiem instrumentalistą. I pedagogiem, jeśli chodzi o wykształcenie muzyczne.
Na nerwach, ludziom. W tym jestem Mozartem (śmiech). Ale tak już na serio, to jestem po klasie z kontrabasem. Gram na fortepianie, potrafię na gitarze basowej.
Grywasz, by się zrelaksować przed walką?
To kiedyś było moją pasją. Teraz dużo słucham muzyki. Przeróżnej, od koncertów symfonicznych po house czy hip-hop.
Napisałeś o Michale Szpaku, że połowa uczniów w szkołach muzycznych śpiewa od niego lepiej. To dlaczego tak daleko zaszedł?
Bo był gejem.
Tylko dlatego?
Tak mi się wydaje. To jest przykre, ale w tym kraju ludzie zachodzą nawet dużo dalej, bez żadnej wiedzy i żadnego przygotowania.
Najman, w felietonie, o Michale Szpaku:
Gdybym nie znał się na muzyce, uwierzyłbym, że mamy w końcu polskiego Freddiego Mercury'ego. Na muzyce jednak się znam. Znam się też na showbiznesie i dlatego ubolewam, że zarozumiały, bezczelny młodzieniec urasta w naszym kraju do rangi wielce utalentowanej gwiazdy. Przecież od Szpaka lepiej śpiewa co drugi uczeń szkoły muzycznej!
Pisałeś felietony w "Super Expressie". Pozwól, że wymienię wszystkich, których krytykowałeś. Kuba Wojewódzki, Nergal, Tomasz Kin, Karolina Korwin-Piotrowska…
Karoliny Korwin-Piotrowskiej nie krytykowałem. Po prostu wyraziłem ubolewanie. Cenię ją, program "Filmidło" swego czasu należał do moich ulubionych. To trochę przykre, że taka osoba dała sobą manipulować. Że przyjęła bezkrytycznie to, co ktoś jej o mnie powiedział, nie sprawdzając kim jestem, co robię i czy jestem w tym dobry.
A pozostali?
Nergal to dla mnie zwykły showman, zwykły marketingowiec. Wiesz z czym on mi się kojarzy? Z kiczem. A nie z dobrą muzyką. Szkoda, bo miał facet potencjał. Teraz, opisując w książce swoją relację z Dodą, w moich oczach pogrążył się maksymalnie. To celebryta, który nie różni się niczym od Natalii Siwiec. Tylko, że ona jest szczera, wie kim jest, korzysta z tego świadomie, a on ciągle udaje kogoś, kim nie jest.
Ty takiej książki byś nie napisał?
No przestań, człowieku. Nawet sobie nie żartuj.
Załóżmy, że dzwoni twój telefon. Kuba Wojewódzki, chce zaprosić do swojego programu. Co byś odpowiedział?
Że jeżeli chciałby merytorycznie porozmawiać na temat swojego chamstwa i grubiaństwa, to jestem gotów przyjść i odbyć rozmowę. Szkoda tylko, że nie na żywo, bo tam przy montażu wiele można zmanipulować. Dla mnie Wojewódzki to człowiek, który w swoich programach ludzi poniża. Bardzo mi się nie podobało, jak prowadził swego czasu rozmowę z moim mistrzem Jerzym Kulejem, używał tam wulgarnego słownictwa. Na pewno jest bystry i wygadany, ale sorry, nic nie tłumaczy chamstwa. Tak jak ostatnio z tymi Ukrainkami, zobacz. Zwiał pod miotłę, wykopali Figurskiego, a on mówi: "sorry, to nie ja". Nienawidzę takich zachowań. Jak już jesteś taki mocny, taki szpaner, to bądź nim do końca. Tak jak on zachowują się miękkie charaktery.
Najman, w felietonie, o Nergalu;
Rozpoczęły się wywiady, rozbłysły flesze, a koty ze wszystkich dzielnic zaczęły szukać nowych kryjówek. „Dzielny Adam” zaczął edukować wszystkich swoimi mądrościami.
Wtedy to miałem okazję od niego słyszeć, że „ludzie wierzący są prymitywami, Pismo Święte to mitologia, a dziesięć przykazań to zło”.
Zdumiony byłem, że człowiek, który swoją postawą szerzy pogardę dla drugiego człowieka, jest zapraszany przez media do udzielania wywiadów. I NIKOMU za bardzo nie przeszkadza, gdy depcze ludzką godność.
Kiedy w 1967 Muhammad Ali ostentacyjnie odmówił służby wojskowej, pomimo że był wielką gwiazdą – media zaczęły go BOJKOTOWAĆ.
Nie wiem jak Kuba zacząłby rozmowę z tobą. Ale gdyby dziś ktoś ciebie zapytał: "Kim jesteś?", odpowiesz, że …
Bokserem.
Ciekawe, bo jest grupa bokserów, która napisała list otwarty do mediów. Stwierdzili w nim, że nie zasługujesz na takie miano. To są dość duże nazwiska.
Musimy wiedzieć, z czego to wynika. A wynika z tego, że od lat jestem w konflikcie z Przemysławem Saletą, który skupił wokół siebie kilku przydupasów i próbuje mi robić na złość. Mnie to śmieszy, bo oni szkodzą sami sobie. Wysyła Saleta z tymi swoimi giermkami list, a skutek jest taki, że o Najmanie się mówi. Poza tym Saleta wysłał ten list, a pół roku później spotkaliśmy się w formule MMA. I dostał ode mnie największe lanie w karierze.
Pierwsza walka Najmana z Przemysławem Saletą:
Lanie? Przecież to on wygrał tamtą walkę.
Widziałeś ją?
Widziałem. I mówię o wyniku.
Kto kogo zbił?
Przeważałeś, biłeś go, ale to on wygrał.
Saleta wyglądał, jakby przejechała go ciężarówka. A ja nie miałem żadnej szramy na sobie. Przegrałem tylko dlatego, że sędzia popełnił skandaliczny błąd. Podniósł walkę do stójki w momencie, gdy już ją kończyłem. Każdy ekspert od MMA ci to powie. Saleta już nie miał szans. Brakowało mi dziesięciu, maksymalnie piętnastu sekund.
W rozmowie z Patrykiem Mirosławskim ze Sportklubu powiedziałeś o tamtych bokserach, że oni są słabi. To w takim razie tak niski jest poziom polskiego boksu?
Nie, skąd. Mamy wielu znakomitych pięściarzy. Tomasz Adamek to najwyższa klasa. A Gołota? Słuchaj, to najpopularniejszy polski sportowiec na całym świecie. Był najlepiej wyszkolonym technicznie bokserem wagi ciężkiej w swoich czasach. Do tego Dariusz Michalczewski, Grzesiek Proksa, Rafał Jackiewicz, Mateusz Masternak i wielu, wielu innych. Dlatego mówię wprost, że ta grupka skupiona wokół Salety to takie popierdółki. Popierdółki, a nie kilerzy (śmiech).
Krzysztof "Diablo" Włodarczyk też?
Owszem, chłopak jest mistrzem świata, ale mentalnie jest dzieckiem. To człowiek, którym jest bardzo łatwo manipulować. Gość, który bez zgody swojego promotora nie może się iść wysikać. Tytuły ma, ale charyzmy już nie ma żadnej.
Rozmawiałem jakiś czas temu z Maciejem Kawulskim, współwaścicielem KSW. Pytałem, dlaczego cię zaangażowali do dwóch swoich gal. On mi to opisał tak: "W walkach jest jak w dobrym kinie. Musi być ten dobry i ten zły. Ten, któremu kibicują i ten, na którego buczą. Marcin był tym drugim". Jak odbierasz te słowa?
Wiedziałem od początku, że tak właśnie jest, choć o tym nie mówi się wprost. Nie usłyszałem, że mam być tym złym, ale wiedziałem, że moje wypowiedzi doprowadzą do takiego odbioru. Mimo, że prywatnie nie jestem złym człowiekiem. Wcale. Po prostu tak mnie postrzegają. Ludźmi łatwo jest manipulować.
Wiesz, spędziłem dużo czasu w USA. Widziałem, jak tam organizuje się wielkie show, poznałem Dona Kinga. Tam gra słów, mocne wypowiedzi przed walką, są na porządku dziennym. W Polsce ludzie chyba jeszcze do końca nie rozumieją. Walki bokserskie czy gale MMA muszą być spektaklem. Nie w tym sensie, że są ustawione. Bo nie są. Ale cała historia, otoczka, gra świateł, wyjście na ring - to jest istotne. Maciek Kawulski ci to świetnie wytłumaczył. Wydaje mi się, że każdy średnio inteligentny człowiek powinien to rozumieć. A znacie historię z rakietkami?
Nie znamy.
Wypominają mi to, że Pudzianowi kupiłem przed walką rakietki do badmintona. Taki prezent, żeby się nim zajął.
To był happening?
Happening, dokładnie, dobrze to ująłeś. Teraz mogę też po raz pierwszy powiedzieć, że te rakietki wybrał sobie sam Pudzian. I ja zadaję pytanie: kto tu jest głupi? Ja? A może ci ludzie, którzy mówią, że ja jestem głupi?
Najman w programie "As wywiadu" z Patrykiem Mirosławskim:
Jedna wielka promocja.
Z wyjątkiem Salety. Tam nie było gierek, nie było udawania. To była po prostu szczera...
Nienawiść?
Nienawiść to nie. Ale na pewno niechęć. Kolegami już nie będziemy.
Nie czujesz się trochę marionetką w całym tym światku?
Nie czuję się, bo to wszystko były moje suwerenne decyzje. Nikt mi nic nie narzucał. Mało tego, pomysł na walkę z Pudzianowskim był mój. I to była też wymyślona przeze mnie strategia marketingowa. I teraz zobaczcie efekt. Walkę obejrzało 6,5 miliona ludzi. Absolutny rekord, jeśli chodzi o MMA w Polsce. I rekord, który już długo nie zostanie pobity.
Patryk w wywiadzie zapytał cię o nienawiść. Odpowiedziałeś, że to normalne w tym kraju, bo z negatywnymi komentarzami spotyka się każdy polityk. Szczerze? Komentarze pod twoim adresem są dużo, dużo mocniejsze. Nie wierzę, że nie zdajesz sobie z tego sprawy. I, że nie przejmujesz się tym, co o tobie piszą.
Słuchaj, powiem może coś niepopularnego. Coś, co będzie źle odebrane. Ale to są suche fakty. Od jedenastu lat prowadzę regularną działalność charytatywną. Wielu zaraz powie, że Najman działa pod publikę.
Właśnie uprzedziłeś nasze pytanie.
Robię to od 2001 roku, gdy jeszcze nikt nie słyszał o nazwisku Najman. Pomogłem wielu chorym osobom i zawsze sprawiało mi to wielką przyjemność. Nie da się pomóc wszystkim, wiadomo. Ale robię to, co mogę. Kilka dni temu na swojej gali zlicytowałem medale olimpijskie Jerzego Kuleja. I teraz zobacz, komuś takiemu dorabia się w mediach wizerunek tępaka. Pyskaty jestem, przyznaję. Gdy ktoś mnie obraża, oddaję. Też obrażam. Bo sobie nie pozwolę na takie coś. Wielu jest przez to na mnie urażonych i, mając instrumenty w postaci mediów, robią mi od lat czarny PR. Sami w życiu nie pomogli nikomu, a zrobili ze mnie najczarniejszy charakter w tym kraju.
Boli cię to?
Mam to gdzieś. Naprawdę. Robię to, co lubię, zajmuję się swoją pasją. Mam satysfakcję, że dużo mi się w życiu udało, a jedyne co taki człowiek może zrobić, to gdzieś tam sobie napisać ten komentarz i potem się cieszyć, że widzi go pod tekstem. Żyjemy w czasach, gdzie internet jest wielkim śmietnikiem. A komentarze w nim to swego rodzaju szambo, do którego nie zaglądam, bo nie chcę się w tym babrać. Interesuje mnie życie realne, a nie grono tych szambonurków.
Zdarzyło się kiedyś, że ktoś podszedł, spojrzał prosto w oczy i powiedział: "Najman, jesteś pseudosportowcem"?
Nie, nigdy. Co więcej, wiesz, jak wygląda to na ulicy? Ludzie są mili, podchodzą, proszą o autograf. "Zawsze panu kibicowałem, niech pan nie przejmuje się komentarzami i podąża swą drogą". A ja idę dalej i myślę sobie: "Kurcze, to jak to jest? Gdzie są ci wszyscy moi hejterzy?" Jest jeszcze zjawisko socjologiczne, tak zwana psychologia tłumu. Hala jest generalnie przeciwko mnie i ludzie podłączają się do większości. Buczy jeden człowiek obok mnie, buczy drugi, trzeci, to zabuczę i ja. Poobrażam Najmana, choć realnie nie mam ku temu powodu.
Najman, w felietonie, o Salecie:
Pewnie wielu z was zadaje sobie teraz pytanie: DLACZEGO się zdecydowałem? Ano dlatego, moi mili, że ostatnio zauważyłem, iż Przemysław Saleta próbuje iść w ślady Krzysztofa Ibisza. Odmładza się, zafarbował włosy, depiluje nogi. MIERZI MNIE TO.
Jakże byłoby niezręcznie dostać w tej sytuacji od niego bicie. Oj, jak niezręcznie!
Ciekawi mnie to, co sobie myślisz, wychodząc na ring i słysząc tę kocią muzykę. To jest coś w stylu "Tak? To zaraz wam pokażę"?
Przed walką z Saletą rzeczywiście tak miałem. Buczenie było takie, że zatykało mi uszy. Zawziąłem się. I po trzech sekundach Saleta już leżał na ziemi. Miałem satysfakcję, bo w jednej chwili uciszyłem całą Atlas Arena. Tam było 18 tysięcy ludzi. Zamilkli.
Dokonałeś kiedyś w swoim życiu wyborów, których żałujesz?
Nie rozumuję w ten sposób.
A MMA?
To była chęć sprawdzenia się. Nie wyszło. Inna sprawa, że miałem tam naprawdę trudnych rywali. Gdy spotkałem się z Pudzianem na konferencji prasowej, ważył 143 kilogramy. A ja 103. Czterdzieści kilogramów różnicy. Miałem odwagę, by wyjść na taką walkę, podczas gdy w MMA jest wielu chłopaków, którzy drastycznie się głodzą, zbijają wagę, by za wszelką cenę uniknąć rywalizacji z tymi najsilniejszymi.
Walka Najmana z Hardkorowym Koksem:
Pudzian Pudzianem. Ale przegrać z Hardkorowym Koksem? Mówił, że nie przygotowywał się do tej walki, że jadł jakieś arbuzy.
To jest głupek. Prymitywny głupek. Człowiek, który namawia na tych filmikach do brania koksu i staje się idolem polskiej młodzieży. Boli mnie to. To jest jasny przekaz, on tam nie owija w bawełnę. A w Polsce potrafi zrobić taką furorę. To zwykłe kłamstwo, że w ogóle nie ćwiczył. Wiem nawet, w jakich klubach trenował. Poza tym ma siłę nóg i kopnąć potrafi. Szkoda tylko, że ten człowiek nie powiedział, ile zastrzyków musiał wziąć, by w ogóle wyjść do takiej klatki.
Kiedyś ktoś napisał, że można porównać cię do Gołoty, bo zarówno jego walkę z Brewsterem, jak i twoją z Pudzianem można by pokazać w Teleexpressie.
Pod względem sportowym nie dorastam Gołocie do pięt. Naprawdę. A jeżeli ktoś tak mówi, to ja mu proponuję, żeby wyszedł na walkę z Gołotą czy Pudzianem i zaraz po niej sobie dalej żartował.
A Paweł Zarzeczny, który prowadził z tobą "Fun Raport" w Orange Sport? Pokazał, jak Najman zamawia piwo.
To nawet nie był Pawła żart. Nie chcę nawet o nim rozmawiać, bo Pawła naprawdę lubię.
Tu zobaczysz, jak Paweł Zarzeczny żartuje z Najmana:
Nie potrafisz się z siebie śmiać.
Potrafię. Ale akurat te żarty były naprawdę głupie.
Chciałbym, żebyś ocenił swoją sportową karierę. W skali. Powiedzmy, że jeden to jakiś chłopaczek, który regularnie dostaje oklep w remizie. A dziesięć to Muhammad Ali. Gdzie byłby Najman?
Cztery.
Spodziewaliśmy się co najmniej szóstki. Wydajesz się być osobą, która czuje się lepsza od innych.
Nie mam tak. Po prostu czuję się lepszy od tych, którzy mnie krytykują w internecie. I od Salety, bo od niego rzeczywiście jestem lepszy.
A mówi to człowiek, który wziął udział w "Big Brother VIP". Uważasz ten program za ambitny? Poleciłbyś go znajomym?
Mówią teraz ludzie, że to było takie, srakie, owakie. A dla mnie to naprawdę była świetna zabawa. Takie kolonie. Jedzenie przynosili o czasie, dobrze zapłacili, poza tym spełniono wszystkie moje warunki. Miałem specjalną salkę do ćwiczeń, a przygotowywałem się wtedy do walki. Podjeżdzał Jerzy Kulej i mogliśmy trenować.
Nie sądzisz, że udziałem w tym programie sam podłożyłeś się mediom?
Nie rozumiem.
Postawiłeś się na równi z Jolą Rutowicz, która też była wtedy w domu Wielkiego Brata.
To jest głupie. Na takiej samej zasadzie można by każdego z nią zostawić. Jarka Jakimowicza, który był jej chłopakiem, innych.
Ale wiesz Marcin, tak działają media.
Media to manipulatorzy. Mówi się, że dziennikarze to święte krowy, nie wolno ich atakować. Nie atakuję gościa dlatego, że gdzieś tam mnie obsmarował, ale dlatego, że nie potrafi mówić po polsku a uważa się za nie wiadomo jakiego guru dziennikarstwa. Andrzej Kostyra, przez wiele lat szef sportu w jednej z popularniejszych gazet. Od lat po mnie jeździ, a sam, komentując walkę, źle się wysławia. Nikt nie chce mu podpaść, bo człowiek ma ten swój oręż, tę swoją rubrykę w gazecie, w której może w ciebie uderzyć. Ma też mikrofon, gdy komentuje walki. Dopiero ja poszedłem do niego i mówię: "Człowieku, nie mówi się, że coś stało się w roku dwutysięcznym drugim czy dwutysięcznym trzecim". Oczywiście, że mówi się o roku dwa tysiące drugim i każdy średnio wykształcony człowiek w tym kraju pewnie to wie. Nie róbmy z dziennikarzy świętych. Wielu jest tam głupków, wielu jest ludzi, którzy pomylili misję ze swoim prywatnym interesem. Wielu jest nawet ludzi przekupnych.
Bez nazwisk?
Bez. Bo swoje wiem, ale nikogo nie złapałem za rękę. Ale oczywiście są też dziennikarze rzetelni. I też jest ich dużo.
"Big Brother" ci nie zaszkodził w karierze? Krótko po wyjściu przegrałeś najważniejszy pojedynek w życiu. Z Andrzejem Wawrzykiem.
Rzeczywiście, to była walka o tytuł najlepszego ciężkiego w Polsce. I wygrana wtedy byłaby spełnieniem moich marzeń. Nie oszukujmy się - mistrzem Europy czy świata to ja bym nie został. Nie dałbym rady. Tamtą walkę byłem w stanie wygrać, przy maksymalnym zaangażowanie. Z tym "Big Brotherem" to teraz takie gdybanie. Powiem tak - w programie czułem się jak na obozie treningowym. Nic mnie nie rozpraszało, żadne rachunki, telefony. I podczas tej walki byłem w jednej z najlepszych form fizycznych w życiu, możecie zobaczyć to w internecie. Ale jest jedna rzecz, której nie doceniłem. Mentalność. Za bardzo moją głowę zaprzątały rzeczy, nie związane ze sportem. I tu przyznaję, że popełniłem wielki błąd. Nie nakierowałem odpowiednio umysłu. Nie byłem w pełni skoncentrowany.
Najman w "Big Brother VIP":
Jeszcze niedawno miała być emeryturka, a teraz szykujesz się na grudniową walkę z Tyberiuszem Kowalczykiem. Po co ci ona?
Nie wiadomo, czy do niej dojdzie. Mój przeciwnik o dwunastej w dniu walki ma ważyć 115 kilogramów, a na ostatniej konferencji prasowej wskaźnik pokazał mu 130. Nie wiem, jak on to zrzuci do grudnia. Jasne, i tak będzie sporo cięższy ode mnie, ale nie dopuszczę do sytuacji, by była to taka przepaść. Nie jestem jak ci chłopcy, o których mówiłem, że przerażeni zrzucają wagę. Jak jest szansa na dużą walkę, to do niej idę.
Strasznie po wszystkich jeździsz. Kuba, Nergal, Saleta, jego otoczenie. Teraz znów o tych strachliwych sportowcach.
Jestem osobą, która w wielu kwestiach, jak sądzę, ma coś do powiedzenia. I w dodatku nie mam żadnych obaw przed prezentowaniem swojego stanowiska. Ktoś zasługuje na krytykę, to ją wygłaszam. Teraz mamy takie nowe słówko, "hejter", prawda? Znacie to pewnie z autopsji.
Znamy.
No więc w świadomości tych właśnie ludzi jestem kimś, kto naokoło innych obraża. A teraz taka zagadka dla was. Wskażcie mi kogoś, kogo obraziłem, a kto nie obraził wcześniej mnie albo nie powiedział, nie zrobił czegoś idiotycznego.
(Milczymy).
Znacząca ta wasza cisza.
Przygotowując się do wywiadu, znalazłem takie twoje zdanie. Zacytuję: "Aby skrytykować Najmana, trzeba mieć biceps. Albo trochę oleju w głowie". Mocne.
A wiesz, czemu tak powiedziałem? Bo jeżeli ktoś krytykuje moje umiejętności pięściarskie, to niech wyjdzie ze mną na ring. I się sprawdzimy. Natomiast jeżeli ktoś chce kreować mój wizerunek nieogarniętego osiłka, tak jak pani Karolina Korwin-Piotrowska, którą, tak jak mówiłem, ceniłem i ciągle cenię, to musi coś sobą reprezentować. Bo, jak widzicie, tumanem nie jestem. W miarę składnie układam zdania.
Jerzy Kulej, on przede wszystkim. Wspaniały, wielki człowiek. Przyjaciel. Ktoś powie, że już go nie ma z nami i dlatego go tak gloryfikuję. Ale to nie tak. Piękne słowa powiedział na jego pogrzebie marszałek Jerzy Wenderlich. "O Jurku nie należy mówić żadnych wielkich słów, o nim wystarczy mówić prawdę". Bo to był człowiek z krwi i kości, który opowiadał i o swoich sukcesach i o swoich porażkach. Był na samej górze, potem na dnie, potem znów na górze. I w najtrudniejszych momentach potrafił się podnieść. Tego zresztą mnie uczył. Ale mam też drugi autorytet. Gołota.
Nie za duże słowo jak na niego?
Dlaczego? Wstawałem w środku nocy, gdy toczył te legendarne walki z Riddickiem Bowe. I wiesz co sobie dziś myślę? Że ja się wtedy, przed tymi starciami, denerwowałem dużo bardziej, niż już później przed moimi najcięższymi walkami. Zwykły człowiek nie sprawiłby czegoś takiego.
Najman i Albert Sosnowski - panowie prawie pobili się na antenie:
Gołota to ważny element historii Polski?
Na pewno.
Zapytałem o to, bo przyznałeś się w jednym z wywiadów do poznawania historii swojego kraju. Filmy? Książki?
Książki, zdecydowanie. Czytam teraz całą historię Polski, i to nie taką jak te żenujące streszczenia lektur w szkołach. Poza tym czytałem ostatnio, jak nasz kraj został zdradzony przez swoich sojuszników przed II wojną światową. Czytałem o Bitwie Warszawskiej, czytałem też wszystkie możliwe biografie Józefa Piłsudskiego. Pasjonuje mnie dwudziestolecie międzywojenne i to, co zdarzyło się potem. Wojna, cierpienie, ludobójstwo. Cały czas próbuje ułożyć sobie to w głowie. Zrozumieć, jak wielkim okrucieństwem był atak hitlerowców na Polskę. Słuchajcie, próbuję dociec jak straszne musiało być to, że w jednym momencie, jednego dnia, cierpienia doznają wszyscy ludzie mieszkający w tym kraju.
Ciężkie to dziś do wyobrażenia.
Zobacz, ktoś dzisiaj na pewno zginął w wypadku samochodowym. Ktoś pewnie też zachorował na raka. Ale to są marginalne przypadki. A tutaj w jeden dzień ta cała trauma wpłynęła na wszystkich ludzi tu mieszkających. Ogrom tego okrucieństwa był taki, że ciągle nie potrafię go w pełni zrozumieć.
Najman, w felietonie, o "Bitwie Warszawskiej" Hoffmana:
Historia miłości polskiego ułana z tancerką wyglądała jak wyprana z uczuć, przypadkowa. Zamiast ognistej fascynacji, emocji – nuda. Efekty 3D bardziej przeszkadzały niż pomagały, tylko momentami czułem, że oglądam film w technologii 3D. Sceny batalistyczne z „Troi” i „Gladiatora” były nieporównywalnie lepsze – choć wyprodukowano je w klasycznej technologii 2D.
Jesteś patriotą?
Jestem, ale zarazem nie jestem przygłupem, który nie patrzy realnie na życie. Wszystkie skrajności tak naprawdę prowadzą do unicestwienia. Mam nawet takie motto, że całe życie trzeba się uczyć, czytać i poznawać świat. Bo tylko wtedy będziesz w stanie go tak naprawdę zrozumieć.
Dziś patriotyzm kojarzy się często z kibolami i skrajną prawicą. Czymś negatywnym.
Nie biję Ruskich, ale mogę was zapewnić, że jeśliby zaatakowali nasz kraj, to jako pierwszy zgłoszę się na ochotnika. Jako pierwszy! Denerwuje mnie to, że bije się ich tu w Warszawie pod stadionem. No bo po co? Jaki to ma sens? Przecież chcieli po prostu mecz obejrzeć, a nie najechać naszą stolicę. A jak jakoś tam się awanturują, to przecież od tego jest policja, by zaprowadzić porządek. Nasi kibice pojechaliby do Moskwy i zebraliby taki sam oklep od tamtejszych bojówek. Tylko po co to komu.
Na koniec musimy cię jeszcze zapytać o jedno. Pójdziesz na walkę Salety z Gołotą?
A skąd wiesz, że do niej dojdzie?
Czytałem w internecie, że ma się odbyć w marcu przyszłego roku.
Tak? A ja czytałem wczoraj, że czarna puma gdzieś po Lubelszczyźnie grasuje.