Kulisy walki o władzę w PZPS. Ryszard Czarnecki znów może zostać z niczym
Krzysztof Gaweł
27 września 2021, 08:42·10 minut czytania
Publikacja artykułu: 27 września 2021, 08:42
Ryszard Czarnecki kontra Sebastian Świderski, to ci dwaj kandydaci zmierzą się w decydującej rozgrywce o fotel prezesa PZPS. Polska siatkówka w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin wybierze nowe władze i zadecyduje o swojej przyszłości. Szable są już policzone, a według naszych informacji szefem związku zostanie popularny "Świder", który zebrał mocne poparcie. Czarnecki ma zostać z niczym. Ale czy na pewno?
Reklama.
Nie chcę, ale muszę (wystartować)
– Nie jestem zgłoszony na prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej, więc tematu nie ma – mówił w kwietniu Ryszard Czarnecki zagadnięty o kwestię wyborów w PZPS przez dziennikarza "Rzeczpospolitej". Wiosną po środowisku rozeszła się informacja, o której wspominano od dawna. Polityk PiS-u rzuci wyzwanie prezesowi Jackowi Kasprzykowi i powalczy o fotel szefa polskiej siatkówki.
Sam zainteresowany zaprzeczał i zachowywał się tak, jakby wstydził się tego, że będzie brał udział w wyborach. Dziwne, prawda? Przecież jest politykiem i to jego naturalne środowisko. Cóż, być może zabrakło mu odwagi, by jasno zadeklarować swoje zamiary. I dziś zapłaci za to cenę, bo ten brak zdecydowania będzie mu wytykany przez kontrkandydatów. I jeśli wybory przegra, to zapewne na własne życzenie, bo jeszcze wiosną był faworytem.
Miał nie tylko poparcie rządzącej w Polsce PiS, ale też części środowiska zmęczonego prezesurą Jacka Kasprzyka. Gdyby Czarnecki walczył tylko z nim, pewnie wygrałby w cuglach. Ale od maja, gdy Dolnośląski Związek Piłki Siatkowej zgłosił swojego przedstawiciela do wyborów, sporo się wydarzyło i dziś notowania europosła nie stoją już tak wysoko. Przede wszystkim zmobilizowało się samo środowisko.
Ale Ryszard Czarnecki pracował w pocie czoła, walcząc o poparcie, głosy i fotel prezesa. Zaopiekował się zapomnianymi przez związek ikonami polskiej siatkówki z kadr kobiet i mężczyzn - wydał książkę "Dziewczyny z brązu, chłopaki ze złota", udzielał się w mediach, pokazywał na meczach i kusił środkami, które trafią do siatkówki ze spółek skarbu państwa. "Nawet pan nie wie, jak wielką ma wiedzę na temat siatkówki, zwłaszcza jej historii" - usłyszałem w kuluarach. Padało sporo obietnic, czasami bardzo konkretnych.
A jego rywal?
Alternatywa dla prezesa, czyli... prezes
Prezes Jacek Kasprzyk miał mnóstwo czasu i całą polską siatkówkę, by stoczyć walkę z Ryszardem Czarneckim i pokazać, że to on powinien wygrać. Nie zrobił tego. W kuluarach mówi się, że liczył na sukces siatkarzy w Tokio i chciał go użyć jako głównego argumentu w walce o reelekcję. Szybko się jednak okazało, że to nie wystarczy. W Japonii siatkarzy (i nie tylko) dopingował Ryszard Czarnecki, który po raz kolejny ograł prezesa PZPS.
Ten nie chciał iść na zwarcie, choć okazji miał wiele. Słynna afera z kilometrówkami, niejasne tłumaczenia, później kwestia "społecznej" pracy Ryszarda Czarneckiego w PZPS-ie, za którą pobierał 10 tysięcy złotych brutto miesięcznie, a do tego miał służbowy samochód i tankował go pod korek. Jak obliczyli dziennikarze Onetu, wyjeździł na koszt związku 75 tysięcy złotych, czyli okrążył Ziemię.
Fakt. Podróżował bardzo dużo i wszędzie było go wiele. Puchar Polski, finały Tauron Ligi i PlusLigi, a nawet rozgrywki II i III ligi, nie mówiąc już o juniorskich. No i wreszcie reprezentacja Polski. Europoseł był stałym bywalcem telewizji, zapraszany przez Polsat Sport, a później także TVP. Próżno tam było szukać Jacka Kasprzyka, od mediów stroniącego. Ale Czarnecki zarzekał się, że prezesem nie będzie, że poprze "kogoś ze środowiska".
Siatkówka chce zmian, bunt przeciw prezesowi PZPS
Cóż, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz minął się z prawdą. Wszyscy w środowisku wiedzieli, że interesuje go tylko fotel prezesa PZPS, że ma swój cel, który wykracza daleko poza polską siatkówkę. Tak, to dla niego tylko środek do celu. A tym jest fotel szefa Polskiego Komitetu Olimpijskiego, co nie jest tajemnicą. Już raz wybory w PKOl-u przegrał, postanowił więc przygotować się do kolejnych zdecydowanie lepiej i startować z mandatem szefa dużego związku, najlepiej odnoszącego sukcesy.
Latem europoseł już nie krył się ze swoimi zamiarami, kampania nabrała tempa po igrzyskach w Tokio. Środowisko zaczęło więc szukać kandydata, który stawi czoła idącemu po władzę politykowi. Jacek Kasprzyk nie dawał nadziei na sukces, nie tylko przez swoją pasywność, ale też przed brak poparcia siatkarskich dołów. Prezes PZPS nie potrafił przekonać do siebie lokalnych działaczy, a jego kadencja zapamiętana będzie jako okres niezbyt udany.
Brak zrozumienia siatkarskiej centrali dla regionów, brak wsparcia dla mniejszych klubów, w tym także finansowego, powracające te same problemy i chłodne relacje na linii PZPS - wojewódzkie związki. To wszystko przelało czarę goryczy i nim stało się jasne, że Ryszard Czarnecki jednak weźmie udział wyborach, w regionach już wiedzieli, że nie chcą Jacka Kasprzyka na kolejną kadencję. Tylko kogo wystawić do walki z europosłem PiS?
Wróg mojego wroga, czyli porozumienie ponad podziałami
Szybko okazało się, że jest jeden kandydat i jego zaangażowanie w wyborczy wyścig może okazać się sukcesem. Sebastian Świderski, przed laty kapitan reprezentacji, a dziś wzięty menedżer, który w maju sięgnął ze swoją Grupą Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle po tytuł najlepszej ekipy Ligi Mistrzów. Na fali tego sukcesu "Świder" ruszył jeszcze w sierpniu w Polskę, by słuchać głosu płynącego z regionów i zbudować swoją pozycję.
Udało się. Zaplecze byłego siatkarza okazało się na tyle sprawne i silne, że ten dziś może mówić o poparciu połowy delegatów na Walne Zgromadzenie PZPS, które wybierze nowe władze związku. Delegatów będzie 90, były siatkarz odrobił lekcję i nie przestraszył się groźby ze strony Ryszarda Czarneckiego. Ten miał do niego zadzwonić i powiedzieć krótko: "Nawet nie próbuj, bo zderzysz się z górą lodową" - cytuje polityka "Gazeta Wyborcza". Świderski nie posłuchał.
Wziął urlop w klubie, by kampania nie kolidowała mu w pracy. Rozmawiał, budował poparcie i zaplecze. Zagościł w studio Polsatu Sport, z którego zniknął Ryszard Czarnecki. Pracował i odrabiał straty, choć nie przekonał wszystkich. "Tak naprawdę to wybierać trzeba między kandydatem bardzo słabym a średnim, wymyślonym w ostatniej chwili" - słyszymy od osoby znającej realia. I tych głosów Świderski nie posłuchał.
I dziś jest w wyborach faworytem. Może się okazać, że walka o władzę będzie szybsza, niż się spodziewano. Kandydatów jest siedmiu, obozy dwa, albo nawet trzy. Pierwszy to obóz Ryszarda Czarneckiego. Popierają go: Andrzej Lemek, były sędzia i kandydat z Małopolski, Konrad Piechocki, prezes PGE Skry Bełchatów (jego zastępcą jest... Ryszard Czarnecki) oraz Witold Roman, były reprezentant Polski, który liczy na wysokie stanowisko u boku nowego prezesa.
W drugim obozie rezyduje Sebastian Świderski, popierany przez większość regionów i związków. A w trzecim, jeśli taki w ogóle istnieje, Jacek Kasprzyk. Podczas niedawnych ME siatkarzy gruchnęła wieść, że obecny prezes poprze Ryszarda Czarneckiego, jeśli ten pozwoli mu zostać we władzach. Cóż, ta sensacja właśnie została zdementowana, choć niewykluczone, że sztaby obu kandydatów - sami unikają się jak ognia i nie szczędzą sobie złośliwości - rozmawiały o połączeniu sił.
Kasprzyk powiedział w rozmowie z Onetem, że Czarnecki go oszukał. Kłamał, że nie będzie starał się o fotel szefa polskiej siatkówki. Cóż, jeśli prezes PZPS naprawdę mu uwierzył, to chyba wspiął się na szczyt naiwności. Jeśli postanowił pójść na noże ze swoim zastępcą, to zrobił to kilka miesięcy za późno. Dziś ma około 20 głosów poparcia i może je przekazać Sebastianowi Świderskiemu. To wciąż nie jest pewne, ale wydaje się, że tak właśnie postąpi. I to chyba jedyna niewiadoma przed wyborami.
Kuszenie wielką kasą, spółki wciąż są w grze
Pisząc o wyborach trzeba wrócić do jednego ważnego wątku w kampanii, czy pieniędzy. Te obiecuje Ryszard Czarnecki, za którym mają stać spółki skarbu państwa hojnie łożące w ostatnich latach na siatkówkę. Europoseł zapewnia, że to efekt jego wsparcia i że kasa może popłynąć jeszcze szerszym strumieniem. Gdzieś w tle jest ukryta groźba: "Nie wybierzecie mnie? Pieniędzy nie będzie". A to działa na wyobraźnię i to bardzo mocno.
Tyle tylko, że to nie do końca jest prawda. Spółki skarbu państwa sponsorowały siatkówkę jeszcze przed okresem rządów PiS, a sukcesy reprezentacji sprawiły, że politycy każdej opcji chcieli się ogrzewać w blasku złota. Ryszard Czarnecki monopolu na załatwianie kasy nie ma, może się okazać że ten mit właśnie upada. Dlaczego? Bo wśród ludzi popierających Sebastiana Świderskiego jest poseł Kamil Bortniczuk, członek władz Grupy Azoty ZAK i siatkarskiej Zaksy.
Jak mówi się w kuluarach, jesienią Bortniczuk ma zostać ministrem sportu, ponoć resort znów ma być samodzielny i wyłączony spod władzy Piotra Glińskiego w obecnym Ministerstwie Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Jego osoba ma gwarantować finansowanie polskiej siatkówki, nie tylko zresztą centrali, ale przede wszystkim dołów, co w rozmowie z naTemat podkreślał Sebastian Świderski. I co może okazać się języczkiem u wagi, bo wielu działaczy głosowałoby na europosła tylko dlatego, by siatkówka miała odpowiednie środki.
(Dobra) zmiana dla polskiej siatkówki?
– Czy się obawiam? Oczywiście, bo nie mam takich kontaktów i możliwości jak Ryszard Czarnecki. Grupa ludzi, którzy mi pomagają, ma wpływ na różne środowiska – nie kryje Sebastian Świderski w obszernym wywiadzie na naszych łamach. Jeśli nie uda mu się wygrać w poniedziałek, kluczowa będzie noc z 27 na 28 września. Wtedy rozegra się w kuluarach walka o podział przywilejów i padną ostatnie obietnice. Jak to na Walnym, przy suto zastawionym stole i różnych napitkach.
– Siatkówka jest moją pasją, ale kandyduję na prezesa PZPS dlatego, że wiem jak zapewnić szersze podstawy finansowe dla tego polskiego "sportu narodowego” – mówił niedawno Ryszard Czarnecki w rozmowie z naTemat. Cóż, jego rola w tym procesie nie jest niezbędna. Wybory raczej nie przyniosą porozumienia dwóch przeciwnych obozów, a porażka z Sebastianem Świderskim może oznaczać dla europosła pożegnanie z PZPS. I kolejne przegrane wybory, jak przed laty w PZPN czy PKOl.
Nie wydaje się, by mając poparcie Jacka Kasprzyka Sebastian Świderski musiał się układać ze swoim oponentem. Choć i taka opcja wchodziła w grę. Wówczas zwycięzca zostawałby prezesem, a pokonany jego zastępcą. Ten scenariusz nie jest już jednak aktualny, zwycięzca weźmie wszystko, pokonany zostanie z niczym. Dla byłego siatkarza oznacza to spokojną pracę w klubie, dla europosła kolejną porażkę w wyborach. I brak szans na przejęcie władzy w Polskim Komitecie Olimpijskim, na co tak ciężko pracuje od lat.
Szable są już policzone, głosy rozdane, a wpływy ustalone. Pytanie tylko, czy jedna ze stron się nie wyłamie i czy nie dojdzie do niespodzianki? Według naszych informacji to mało prawdopodobne, ale walka wyborcza ma to do siebie, że lubi być bardzo nieprzewidywalna. W poniedziałek i być może też we wtorek wszystko stane się jasne, poznamy nowego prezesa i władze PZPS. Kto będzie górą? Czas pokaże. Polską siatkówkę na pewno czekają zmiany, to pewne.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut