Jak postrzegana jest Warszawa daleko od stolicy?
Jak postrzegana jest Warszawa daleko od stolicy? Fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER/East News

– Od nas ludzie częściej jeżdżą do Krakowa albo do Pragi. Nie słyszałam, żeby ktoś mówił, że chciałby pojechać do Warszawy – mówi wprost mieszkanka Lubawki przy granicy z Czechami. Nie mają takiej potrzeby. Za daleko. Bardziej opłaca się pracować za granicą. Oto jak w odległych miejscach ludzie widzą stolicę. I jak odbierane są tam stereotypy z nią związane.

REKLAMA
Dużo mieszkańców Lubawki pracuje w Czechach. – My tylko z pracą mamy problem, bo nie ma wyboru. Jak człowiek już się gdzieś zahaczy, to trzyma się tego miejsca. Słyszy się, że ktoś gdzieś popracuje, potem pójdzie gdzie indziej, bo trafi lepsze warunki. A u nas z tym trudno. Nie zmienia się pracy ot tak. Chyba, że pracuje się w Czechach. Tam jest dużo lepsza opieka społeczna, przyciągają dodatki na dzieci, większa pensja. W niektórych domach to całymi rodzinami pracują w Czechach – opowiada nam mieszkanka Lubawki.
Dużo młodych wyjechało też do Wrocławia, dużo jeździ do Niemiec. – Młode dziewczyny wyjeżdżają do opieki nad starszymi. Dużo osób, które ukończyły pielęgniarstwo, uciekło do Czech, bo mają dużo lepsze warunki, dwa razy więcej zarabiają. Wszystkie te dziewczyny stąd pouciekały – mówi.
– A do Warszawy jadą za pracą? – pytam.
– Nie słyszę – odpowiada.

Najpierw Kraków, potem Warszawa

Nie słyszy też, by ktoś w ogóle mówił, że chciałby pojechać do Warszawy "na zwiedzanie".
– Każdy może myśli, że warto by zwiedzić Warszawę, bo stolica. Ale jak słyszę, to wszyscy wybierają Kraków. Wszyscy znajomi wkoło stawiają na Kraków, nie słyszę, żeby mówili o Warszawie. Nie ma czegoś takiego, że jadą do Warszawy, raczej jadą na Kraków. Wycieczki szkolne też są na ogół do Krakowa. Może Warszawa powinna bardziej się rozreklamować w szkołach? – zastanawia się.
Sama w stolicy była cztery razy, w tym na wycieczce szkolnej. – Osobiście jestem częściej w Pradze niż w Warszawie. Raz do roku jeździmy do Pragi pozwiedzać, to od nas ok. 150 km. O Wrocławiu nie wspomnę – mówi. Ostatni raz w Warszawie była z rodziną przejazdem, zatrzymali się wtedy na kilka godzin. Jej córka, lat 10, pierwszy raz odwiedziła wtedy stolicę i bardzo jej się podobało. Zamierzają tam jeszcze wrócić, chcą zwiedzić przede wszystkim Centrum Nauki Kopernik.
– Ale nawet rozmawialiśmy z mężem, że chyba w pierwszej kolejności wybralibyśmy się do Krakowa, żeby pozwiedzać. Chyba Kraków byłby pierwszy, a nie Warszawa – mówi.
Kraków od Lubawki jest oddalony o ok. 350 km, Warszawa o 450. Ale samochodem to podobna droga – ponad 4 godziny.
– A ty gdzie byś pojechał, Kraków czy Warszawa? – pyta znajomego moja rozmówczyni. Kolega odpowiada, że on Kraków już zwiedzał, więc raczej Warszawa. – Mówi, że w Warszawie był tylko raz przejazdem. Przez całe życie, a ma ponad 30 lat. Nawet na zwiedzaniu nie był. Ale twierdzi, że Warszawa go nie przyciąga. Nie ma parcia, żeby tam pojechać – relacjonuje po chwili.

Byłem na wycieczce szkolnej

Gdyby zapytać innych mieszkańców, zapewne mieliby inne zdania. Ale oczywiste jest, że na co dzień Warszawa nie bardzo funkcjonuje w ich świadomości. Rzecz normalna, mieszkają daleko, setki kilometrów stąd. Mają bliżej swoje duże miasta. Ale jak postrzegają stolicę? Jak ją odbierają i czy kierują się stereotypami znanymi od lat?
– U nas najwięcej młodzieży, osób uczących się i studiujących, a potem pracujących, to kierunek Wrocław. To na pewno jest największy odsetek, osobiście znam wiele takich osób. Do Warszawy na pewno wyjechała dużo mniejsza grupa niż do Wrocławia czy do Poznania. Warszawa postrzegana jest jako dysproporcja w zarobkach, w rozwoju i zmianach, jakie na przestrzeni 15-20 lat zaszły u nas, a jakie zachodziły np. w Warszawie. Na pewno dla mieszkańców Wałbrzycha Warszawa to trochę inny świat – mówi naTemat Paweł Wyszowski, redaktor naczelny portalu portalu Walbrzyszek.com.
Paweł Wyszowski

Wałbrzych dopiero od jakiegoś próbuje nadganiać czas stracony po zamknięciu kopalń i dążyć do poziomu Wrocławia, jeśli chodzi np. o zarobki, ale jeszcze do niego daleko. Nawet nie próbuje patrzeć w stronę Warszawy, bo wie, że jesteśmy daleko, daleko z tyłu.

Część mieszkańców Warszawę zna głównie z wycieczek szkolnych. Sam był w niej z pięć, sześć razy. – W dzieciństwie i młodości jeździłem na wycieczki szkolne. Dawno nie byłem, ostatni raz chyba z 15 lat temu. Na pewno Warszawa się zmieniła i pewnie z ciekawości pojechałbym zobaczyć jak. Znam opinie osób, które były tam po latach i twierdziły, że zmieniła się bardzo, bardzo – mówi.
Ale przyznaje – nie ciągnie go, żeby do stolicy jechać szybko: – Nie ma takiej potrzeby. Nie byłem w paru innych miejscach w Polsce i bardziej, w pierwszej kolejności, myślałabym, żeby wybrać się tam. Może ktoś, kto w ogóle nie był w Warszawie bardziej chciałby ją zobaczyć? Byłby pierwszy raz w stolicy, dla niego byłoby to zupełnie nowe.

"Jeszcze nigdy nie byłem w stolicy"

"Nigdy nie byłam/-em w Warszawie" albo "Dawno nie byłam/em w Warszawie" – na Twitterze mnóstwo osób dzieli się takimi refleksjami, więc temat musi gdzieś żyć, zwłaszcza wśród młodych ludzi.
"Ogarniacie, że nigdy nie byłam w Warszawie?", "Jak przekonać tatę, żeby puścił mnie ok. 500 km pociągiem samą, gdy nigdy nie byłam w Warszawie?", "Mam 20 lat i nigdy nie byłam w Warszawie", "Nigdy nie byłam w Warszawie ale dwa razy byłam w Londynie, lol" – czytam kolejne tweety.
A na Wykopie trafiam na wpis sprzed kilku miesięcy, opatrzony zdjęciem stołecznych wieżowców: "Żyję 28 lat a jeszcze nigdy nie byłem w stolicy i ostatnie parę lat chyba mało się tym interesowałem, bo zdjęcie panoramy Warszawy 2020 robi na mnie duże wrażenie, w końcu to miasto jak na stolicę przystało zaczyna wyglądać nowocześnie".

Rzuciła Warszawę, przyjechała do Zgorzelca

Renata Burdosz mieszka w Zgorzelcu, ponad 500 km od stolicy. Jej przypadek jest skrajnie inny, bo ona w Warszawie bywa bardzo często, a nawet, jak podkreśla, jeździ do stolicy podładować baterie. Żeby było ciekawiej, wyjechała stąd na studia do Warszawy, wyszła tam za mąż, mieszkała przez 15 lat, po czym wróciła.
– Powrót nie był łatwym procesem. Początkowo budziło to opór mojego męża. Wyjazd z dużej metropolii do małej miejscowości to trudna decyzja. Później ja się zaczęłam wahać. To był początek lat 2000. To była inna rzeczywistość, Zgorzelec wyglądał inaczej – opowiada.
O powrocie zdecydowały problemy mieszkaniowe. W Warszawie mieszkali z teściami, a w Zgorzelcu mieli puste mieszkanie po jej rodzicach, którego nie opłacało się sprzedać, bo ceny były niskie i nie reperowałoby to ich sytuacji w Warszawie. Trzymali je jako mieszkanie na wakacje i inne wyjazdy, koszty utrzymania były niskie.
– Ale gdy w którymś momencie okazało się, że ceny mieszkań w Warszawie są takie, że nasze zarobki nie pozwalają nam na wzięcie kredytu, zaczęliśmy myśleć, czy jednak nie przenieść się tutaj. Jednak decyzję podjęliśmy dopiero, gdy bank w końcu przyznał nam zdolność kredytową. Gdy zobaczyliśmy, jak duże jest to zobowiązanie, mój mąż powiedział: "Wiesz, właściwie w tym Zgorzelcu aż tak dużo nie tracimy, bo Görlitz zapewnia nam różne rzeczy, z których rezygnujemy tutaj i może jednak się przenieśmy". W Görlitz są duże instytucje kultury, jest m.in. teatr, filharmonia – mówi Renata Burdosz.
W Warszawie pracowała w agencji reklamowej, mąż był nauczycielem. – Problem był z pracą. Mąż przez pół roku dojeżdżał do nas weekendowo, bo nie mógł tu znaleźć pracy. Jak się tu przeniósł nadal miał problem – opowiada. Jej było łatwiej, z Warszawy była umówiona z trzema firmami.
Od lat jest rzeczniczką w Urzędzie Miasta w Zgorzelcu.

"W Warszawie ładuję baterie"

Jej mąż uczy w szkole. I raz na jakiś czas, organizuje uczniom wycieczki do Warszawy. – Czasem od dzieci dowiaduje się, co chciałyby odwiedzić. Mieszkańcy Zgorzelca do Warszawy na pewno jeżdżą. Wiem, że jeżdżą chętnie, bo są Warszawy ciekawi i chętnie odwiedzają miejsca, które w ostatnich latach powstały. Dwa lata temu byliśmy też w Warszawie na wycieczce z urzędu. Dla moich znajomych był to fajny wyjazd – wspomina.
Prywatnie wciąż tu przyjeżdżają, zwiedzają, korzystają też z biur turystycznych, z przewodników, których bardzo zachwala: – Mam swojego ulubionego, który pokazuje mi Warszawę, której nie znałam. Tu oczywiście jest inne tempo życia, inne problemy. Warszawa jest bardzo dynamicznym miastem, na długą metę, może być męcząca. I pewnie raz na jakiś czas chce się z niej uciekać. Ale my czasami jeździmy do Warszawy ładować baterie.
Renata Burdosz

Tak, ja się ładuję w Warszawie. Raz na jakiś czas jestem tam. Odwiedzam księgarnie, muzea. Moja fryzjerka też jeździ regularnie do Warszawy – na podładowanie baterii, na 2-3 dniowe wypady. Wybór w kinach, czy teatrach jest u was większy, a u nas też trzeba pojechać do Wrocławia.


Po wizycie w Warszawie jest zmęczona, odczuwa odległość: – Myślę: Boże ile rzeczy mogłabym w tym czasie w Zgorzelcu zrobić. Bo tu wyjść, spotkać się, to żaden problem. Wszystko na nogach. Przenosząc się do Zgorzelca myśleliśmy też o tym, że odzyskamy czas, który traciliśmy dojeżdżając do pracy w Warszawie. Zaczęliśmy potem to liczyć, wyszły nam potworne ilości czasu, które spędzaliśmy w autobusie.
Czy żałowała powrotu? – Nie, nigdy. Dla mnie Warszawa jest miejscem szczególnym, to drugi mój dom. Zabrałam stamtąd męża i syna, ale syn wrócił już do Warszawy na studia. Powtórzył moją drogę, ale czy wróci do Zgorzelca? Tego nie wiem – mówi.

Stereotypy o Warszawie i warszawiakach

O Warszawie znanych jest wiele stereotypów. Tu najlepiej wiedzą, jak prowadzić samochód. Wywyższają się. "My mamy metro, a wy?", "A u nas w Warszawie..." – z takich wypowiedzi warszawiacy też są kojarzeni. – Najgorsi turyści są z Warszawy, uważają, że wszystko im wolno – to niemal klasyk z opowieści niejednego pensjonatu gdzieś w Polsce.
"Warszawka" wydaje się już standardem. Zaskoczył i oburzył nią nawet prezydent Andrzej Duda, gdy podczas kampanii wyborczej rok temu, mówił, jakiej chce polityki. – Nie polityka napychania kieszeni warszawskiemu salonowi, tak zwanej warszawce, czyli grupie najbogatszych ludzi, którzy bogacili się często kosztem reszty społeczeństwa – stwierdził.
Renata Burdosz twierdzi, że nie zetknęła się z żadnym stereotypem warszawiaka. Wspomina swoją pierwszą pracę w Zgorzelcu, w firmie odzieżowej: – Za każdym razem, jak ktoś sobie przypomniał, że jestem z Warszawy, to się dziwił, że ja przyjechałam do Zgorzelca. Zawsze tłumaczyłam: "Ludzie, ale Zgorzelec to jest świetne miejsce". Ale nie spotkałam się z tym, żeby ktoś mówił: "O, ty z Warszawy, to jesteś taka, czy siaka". Albo żebym słyszała o "warszawce". Kiedyś zdarzało się, że tym określeniem podkreślano "zadzieranie nosa", ale od bardzo dawna, żadnych uszczypliwości o Warszawie nie słyszałam. Dzisiaj "Warszawa", czy "warszawka" odnoszą się raczej do polityków, nie do mieszkańców.
Paweł Wyszowski z Wałbrzycha również twierdzi, że nie słyszy negatywnych opinii o Warszawie.
– Ale mieszkańcom Wałbrzycha Warszawa kojarzy się z polityką. Jak w Warszawie zapadają odgórne, rządowe decyzje, które nie zawsze są korzystne dla samorządów, to wtedy patrzenie na Warszawę z perspektywy takiego Wałbrzycha nie jest pozytywne. PiS przegrywa u nas wybory, więc patrzenie jest takie, że miasto dostaje za mało pieniędzy, że podział środków jest niesprawiedliwy. To przewija się w komentarzach w mediach społecznościowych, sam prezydent miasta tego nie kryje – mówi naTemat.

"Nie lubiłam stolicy, teraz to moje miejsce"

Zapytaliśmy jeszcze na drugim końcu Polski, pod wschodnią granicą. – Warszawa to zawsze Warszawa – reaguje sołtys wsi Tryńcza na Podkarpaciu. – To stolica Polski, zawsze była i jest atrakcją, nie ma co ukrywać. Wjeżdżając do Warszawy widać, że jest to miasto nowoczesne, bardzo ładne. Jadąc ze wsi do Warszawy, jest różnica. Młodzież jest bardzo zainteresowana, dużo młodych osób jeździ do Warszawy – mówi naTemat Stanisław Gliniak.
Opowiada, jak jeżdżą na wycieczki, interesują się historią, architekturą, odwiedzają muzea. – Dużo młodzieży jeździ na mecze na Stadion Narodowy. Teraz jest droga S19, która leci do Warszawy. Kiedyś jechało się wiele godzin. Teraz ściana wschodnia jest połączona ze stolicą, jedzie się o dwie godziny szybciej, to duża różnica – opowiada.
Ale do pracy ludzie stąd do Warszawy raczej nie uciekają. – Kiedyś może Warszawa kusiła, ale już nie. Rzadko się słyszy, że ktoś jedzie do Warszawy do pracy, w większości wszyscy uciekają za granicę. Euro jest dosyć drogie. Gdzie się nie słyszy, wszyscy wyjeżdżają za granicę, do Niemiec, do Anglii – mówi.
Ale oczywiście nie wszyscy. Anna przeprowadziła się do Warszawy 5 lat temu z Olsztyna. Trafiła tu kilka lat po studiach i przyznaje, że wcześniej nie lubiła stolicy, uważała, że ją przytłacza. – Wtedy czułam, że teraz to właśnie będzie moje miejsce. I tak się stało. Myślę, że Warszawa była dla mnie ratunkiem i (choć zabrzmi to górnolotnie) w jakiś sposób mnie ukoiła, utuliła. Mimo tego, że rzeczywiście żyje się tu dość szybko, to znalazłam też czas dla siebie i tylko dla siebie – mówi.
Anna

Mam swoje miejsca, w których siadam z książką i oddycham spokojnie, ale jednocześnie czuję, że miasto to daje wiele możliwości, z których mogę skorzystać. I wcale nie chodzi mi o "bycie najlepszą wersją siebie" i zapisywanie się na 100 nowych kursów. Chodzi mi o robienie czegoś dla przyjemności.

Mocno podkreśla: – Nie zgodzę się też z tym, że mieszkają tu nieprzystępni ludzie, wręcz przeciwnie – mam zupełnie inne doświadczenia. Ten współczesny tygiel kulturowy sprawia, że nie musisz się dostosowywać, bo każdy tu jest skądś, każdy jest inny. I choć to miasto buzuje, ściera się w nim wiele racji, poglądów, to Warszawa jest bardziej przystępna niż można by wnioskować z codziennych przekazów medialnych skupionych choćby na awanturach i protestach.
Jej rodzina została w Olsztynie. Dziś ma pretekst, żeby ją odwiedzać. – Przyjeżdżają coraz częściej i i czerpią coraz więcej przyjemność z poznawania Warszawy – mówi.

"Byłam w Warszawie z 10 lat temu"

Postrzeganie stolicy oczywiście jest różne. Ile głosów, tyle opinii. Jednych stolica przyciąga, innych nie, jedni ją kochają, inni nienawidzą. Nie brak takich, którzy również w komentarzach internetowych, piszą, że nie mogą doczekać się kolejnej wizyty.
Nie brak też zgryźliwości. I lokalnego patriotyzmu. "Dawno nie byłam w Warszawie. Myślałam, że skoro Wrocław tak bardzo się zmienił i wiele miasteczek Dolnego Śląska to jak musi wyglądać stolica. Cud, miód i orzeszki. Tydzień temu miałam okazję porównać. Ursynów, np. wygląda dużo gorzej od osiedla blokowisk w moim mieście" – czytam jeden z wpisów na Twitterze.
"Mam zupełnie odmienne zdanie. Jako dzieciak często jeździłem do Wrocka i szczęka mi opadała z wrażenia. Teraz po latach byłem parę razy i wydaje mi się i odniosłem wrażenie, że Wrocław zatrzymał się w latach 90. I piszę to jako pisior, prawak i antykomuch" – odciął się ktoś w komentarzu.
Warszawa zawsze budziła skrajne emocje. Ale to jak jest odbierana bardzo często wynika z niewiedzy i stereotypów, które ciągle u wielu pokutują. A o tę wiedzę, mieszkając daleko, szczególnie trudno.
– Jak dla mnie za bardzo nie ma tam co zwiedzać. W tym roku na miejsce urlopowe wybrałam Kraków, ponieważ Warszawa jest strasznie wielkim, zatłoczonym, miastem. Jakby nie patrzeć, to trochę daleko. Warszawa nie zostaje w sercu, nie jest aż tak piękna – słyszę od jednej z mieszkanek Kudowy-Zdroju, przy granicy z Czechami.
– Była pani w Warszawie? – pytam.
– Z 10 lat temu.
– A znajomi?
– Bardziej wybierają wycieczki i podróże za granicę. Albo morze, góry, Kraków. Warszawę nieszczególnie. Praga jest bardzo piękna, klimatyczna. Warszawa nie ciągnie – odpowiada.