– Jestem wyznawcą poglądu, że bezpieczeństwo Polski zapewnia przede wszystkim nasz udział w Pakcie Północnoatlantyckim i Unii Europejskiej. To są silne gwarancje bezpieczeństwa Polski, a nie jakaś nagła próba podniesienia liczebności armii – mówi #TYLKONATEMAT Andrzej Rozenek.
W wywiadzie udzielonym naTemat.pl poseł klubu parlamentarnego Lewicy stanowczo odnosi się do militarnych planów wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego i odrzuca pomysł ewentualnych negocjacji, jakie opozycja mogłaby podjąć z Prawem i Sprawiedliwością w celu rozwiązania patowej sytuacji na linii Warszawa-Bruksela.
Czy sejmowa Komisja Obrony Narodowej miała wiedzę na temat prac nad nową ustawą o obronie ojczyzny, czy też wicepremier Kaczyński i minister Błaszczak postawili was przed faktem dokonanym?
Andrzej Rozenek: Niestety, członkowie Komisji Obrony Narodowej nic o tym wcześniej nie wiedzieli. Nikt nawet nie zapowiadał, że czegoś takiego należy się spodziewać.
Członkowie reprezentujący Zjednoczoną Prawicę nie wspominali o tym choćby nieoficjalnie?
Nawet plotek na ten temat nie było. A jestem przekonany, że gdyby politycy Zjednoczonej Prawicy cokolwiek o planach prezesa Kaczyńskiego wiedzieli, to na sejmowych korytarzach byłoby słychać jakieś pogłoski.
Czy ta ustawa ma szansę stać się projektem procedowanym ponad podziałami?
Nie sądzę, bo ta ustawa zdaje się być po prostu niemądra, wręcz absurdalna. W wielu miejscach zawiera potrzebne elementy, ale – jak to zwykle z ustawami autorstwa Prawa i Sprawiedliwości bywa – dobre rozwiązania zostały przykryte pomysłami niepotrzebnymi i szkodliwymi.
A jakie są te pozytywne elementy?
Przede wszystkim to zmiany w ścieżce awansu żołnierza. Do tej pory awans poziomy był praktycznie niemożliwy. Ustawa Kaczyńskiego i Błaszczaka – jeśli wierzyć wtorkowej prezentacji – taki awans wreszcie umożliwia.
To jest bez wątpienia sensowne rozwiązanie, postulowane od dawna przez samych żołnierzy. Podobnie jest ze wsparciem finansowym dla żołnierzy i planami podwyższenia ich wynagrodzenia oraz zachętami materialnymi do pozostania w służbie ponad ustawowe 25 lat. W tym przypadku również mamy do czynienia z odpowiedzą na postulaty, które podnoszono od dawna w armii.
Może warto więc powalczyć o to porozumienie dla dobra ojczyzny?
Dobro ojczyzny wymaga tego, żeby z daleka od armii trzymać ludzi, którzy niespecjalnie dobrze służą polskiej racji stanu. Od kiedy rządzi PiS, nic w sprawie bezpieczeństwa Polski tak naprawdę się nie zmieniło. Czemu ma więc teraz służyć ten histeryczny pomysł na zwiększanie liczebności sił zbrojnych?
I kto za to ma zapłacić? Przecież na plany Kaczyńskiego i Błaszczaka potrzeba gigantycznych pieniędzy, które w Polsce naprawdę możemy dziś wydać dużo lepiej. Mówimy o pieniądzach pochodzących z zadłużenia się, więc kiedyś obywatele będą musieli to spłacić. I można powiedzieć oczywiście, że wszystkie wielkie inwestycje odbywają się takim kosztem, ale skoro już mamy się zadłużać, to lepiej sfinansujmy w ten sposób ochronę zdrowia, szkolnictwo i naukę.
Przy okazji zapomina się o zasadzie, że aby podwoić liczbę żołnierzy, trzeba potroić nakłady na armię. Teraz wydajemy na wojsko 50 mld zł, więc po wprowadzeniu tego ich planu trzeba będzie wydać 150 mld zł. To jakiś absurd!
Czyli mam rozumieć, że należy pan do wyznawców – jak to stwierdził prezes Kaczyński – "mody", że lepiej mieć małą armię, ale dobrze wyposażoną?
Ja jestem wyznawcą poglądu, że bezpieczeństwo Polski zapewnia przede wszystkim nasz udział w Pakcie Północnoatlantyckim i Unii Europejskiej. NATO chroni stricte militarnie, a wspólnota europejska gwarantuje nam bezpieczeństwo jako najsilniejsza gospodarka świata – każdy, kto chciałby ją napaść wie, że poniesie dotkliwe konsekwencje ekonomiczne.
To są silne gwarancje bezpieczeństwa Polski, a nie jakaś nagła próba podniesienia liczebności armii ze 110 tys. do 250 tys. żołnierzy. Poza tym, to wojsko musi być jakoś wyposażone i wyszkolone. A co robiło PiS przez ostatnie sześć lat w kwestii doposażenia armii? Właściwie nic, pod tym względem można wręcz mówić o degradacji.
Pan mówi o bezpieczeństwie opartym na wielkich sojuszach, a może założenia ustawy o obronie ojczyzny są potrzebne na okoliczność, gdyby Polska stała się buforem między UE a Rosją?
Żeby Polska stała się samotnym buforem miedzy mocarstwami musielibyśmy założyć, że celem PiS jest już nie tylko wyprowadzenie nas z UE, ale także z NATO. A to byłaby działalność zbrodnicza i naprawdę antypolska!
O takich perspektywach chyba nikt nie myśli, ale co się dzieje z pozycją Polski w UE wszyscy widzimy. Kolejne kary nakładane przez TSUE z pewnością nie budują euroentuzjazmu wśród Polaków…
Mam nadzieję, że przede wszystkim nie zwiększa to entuzjazmu narodu wobec tej władzy. To nie UE, tylko rząd PiS jest przecież winien temu, że spadają na nas kolejne kary. Gdybyśmy mieli inny, bardziej propolski rząd, to żadnych kłopotów w Unii byśmy nie mieli.
Dlatego czas się poważnie zastanowić nad tym, kto nami rządzi i jakiej służy sprawie. Na pewno nie jest to interes Polski.
Opozycji łatwo się krytykuje, a przydałoby się, żeby ktoś zaproponował konkretny plan na wyprowadzenie kraju z tego trudnego położenia.
Przecież plan jest prosty i wszystkim znany. Tylko w jego realizacji na pewno nie pomagają występy w Parlamencie Europejski w stylu "ja wam jeszcze pokażę", jaki zaprezentował ostatnio premier Mateusz Morawiecki. Trzeba po prostu uruchomić skuteczną dyplomację i wycofać się z przepisów niszczących podstawy praworządności w Polsce.
Czy PiS jest do tego zdolne? Wygląda na to, że niestety nie. Dlatego znaleźliśmy się na tej równi pochyłej, po której staczamy się w kierunku wyjścia z UE. A wszystko przez to, że oni już pogubili się we własnej polityce i nie potrafią wyrwać się z tego uwikłania.
Może potrzebny jest więc jakiś okrągły stół, przy którym rząd mógłby usiąść z opozycją i wspólnie wypracować rozwiązanie akceptowalne zarówno dla Komisji Europejskiej, jak i wszystkich stron polskiego sporu?
Moim zdaniem, dziś do stołu z PiS mogą usiąść wyłącznie zdrajcy i kolaboranci. Z PiS już nie ma o czym rozmawiać.
Nawet gdyby miało to uratować przyszłość Polski w UE?
Tylko o to chodzi, że taki "okrągły stół" niczego by nie uratował. PiS to formacja szkodliwa dla Polski. To jakby siadać do stołu z wrogiem. Z wrogiem się nie negocjuje, wroga się zwalcza.