– Ja już dobrze znam Beatę Szydło jako premiera, znam te jej okrzyki "Polska w ruinie" i "trzeba nie kraść, a dla wszystkich wystarczy". Jedno i drugie okazało się nieprawdą. Gdybym więc miał kiedykolwiek zagłosować na panią Szydło, to wcześniej musiałaby ona wytłumaczyć, dlaczego kłamała i przekonać mnie, że już nigdy tak kłamać nie będzie – mówi #TYLKONATEMAT Marek Sawicki.
Marek Sawicki odnosi się także do kiepskich dla ludowców sondaży i zdradza, czy ambicją jego ugrupowania pozostaje odbicie elektoratu wiejskiego.
Spekuluje się, że w 2025 roku to Beata Szydło miałaby zostać następczynią Andrzeja Dudy w Pałacu Prezydenckim. Zagłosowałby pan na nią w kolejnych wyborach prezydenckich?
Marek Sawicki: Przecież pana prezydenta Andrzeja Dudy zastąpić się nie da… Jeśli jednak w 2025 roku miałaby zaistnieć wspomniana przez pana sytuacja, to Beata Szydło z pewnością nie będzie dla mnie kandydatką pierwszego wyboru.
Załóżmy, że w drugiej turze zabraknie kandydata PSL…
Wszystko zależałoby od tego, kto byłby jej kontrkandydatem. Ja już dobrze znam Beatę Szydło jako premiera, znam te jej okrzyki "Polska w ruinie" i "trzeba nie kraść, a dla wszystkich wystarczy".
Jedno i drugie okazało się nieprawdą. Gdybym więc miał kiedykolwiek zagłosować na panią Szydło, to wcześniej musiałaby ona wytłumaczyć, dlaczego kłamała i przekonać mnie, że już nigdy tak kłamać nie będzie.
A jak to będzie z koalicją PSL i PiS, którą niedawno pan publicznie zaproponował?
Tej mojej propozycji należało posłuchać uważnie, gdyż powiedziałem też, co jest podstawowym warunkiem tego, abym miał rozpocząć namawianie członków PSL do zawarcia koalicji z PiS. Przypominam więc, że warunkiem tym jest wyrzucenie Zbigniewa Ziobry i całej jego Solidarnej Polski ze Zjednoczonej Prawicy.
To ziobryści są bowiem głównym problemem zarówno aktualnego obozu rządzącego, jak i Polski w ogóle. Z ich winy mamy destrukcję w wymiarze sprawiedliwości, przez co także wyborca PiS na orzeczenie sądu czeka kilka miesięcy dłużej niż przed "reformami". To przez Ziobrę mamy problemy z uzyskaniem środków z Krajowego Planu Odbudowy, a przecież na tym opiera się Polski Ład.
Wreszcie Solidarna Polska ponosi odpowiedzialność za popsute relacje z Izraelem i Stanami Zjednoczonymi. Dlaczego Zjednoczona Prawica musi opierać się na środowisku, które niszczy naszą reputację w Europie i na świecie?!
Jeśli więc miałoby to pomóc w uruchomieniu tak potrzebnych Polsce środków z UE, poprawie naszej sytuacji międzynarodowej i naprawieniu wymiaru sprawiedliwości, to pewnie, że jestem gotów namawiać koleżanki i kolegów z PSL do wejścia w koalicję z PiS. Niestety, na razie nie zapowiada się na to, żeby mój warunek został spełniony…
Czyli złośliwcy mylą się, gdy twierdzą, że ta koalicyjna propozycja nie wynikała z troski o Polskę, a tęsknoty ludowców za "stołkami"?
Złośliwcy mówią o PSL różne rzeczy, a my udowadniamy, że będąc w opozycji potrafimy zachowywać się właściwie – sprzeciwiać temu, co jest dla Polski złe i popierać dobre rozwiązania.
Sądzi pan, że zawarcie koalicji z PiS przez kogoś z dzisiejszej opozycji to byłby sposób na wygaszenie podziałów w narodzie, zakończenie tych kłótni przy świątecznych stołach?
O tym trudno przesądzać. Jestem jednak przekonany, że PSL w kwestiach światopoglądowych jest dziś bliżej PiS niż PO, której twarzami stały się panie Lubnauer, Rosa, Jachira czy sam pan Tusk. Być może dzięki takiej koalicji, o jakiej tutaj dywagujemy, sytuacja społeczna rzeczywiście uległaby jakiejś pozytywnej zmianie.
Na ile to jest jednak realny scenariusz zależy tylko od Jarosława Kaczyńskiego i jego cierpliwości do Zbigniewa Ziobry. Bardziej prawdopodobna wydaje się jednak inna próba zakończenia części unijnych kłopotów tego rządu.
Temat Polskiego Ładu właśnie został w Sejmie zamknięty, więc spodziewam się, iż w przyszłym tygodniu doczekamy się ze strony premiera Morawieckiego kolejnego oświadczenia, że Izba Dyscyplinarna SN zostanie rozwiązana i będą kolejne projekty ustaw naprawiające wymiar sprawiedliwości. A jeśli Sejmowi znowu przydarzyłoby się w tej kwestii „zbłądzić”, to doktor nauk prawnych Andrzej Duda na koniec coś zawetuje.
Taka wizja powinna być dla Komisji Europejskiej wystarczająca, żeby uruchomić te ponad 20 mld zł dla Polski jeszcze przed Bożym Narodzeniem.
Jak PSL zamierza utrzymać miejsca w parlamencie? Na dwa lata przed planowanymi wyborami wasze notowania wyglądają bardzo kiepsko.
Och, proszę nad naszym sondażowym losem nie ubolewać! Ośrodki kształtowania opinii publicznej przez ostatnie 30 lat notorycznie nas nie rozpieszczały, tymczasem to ich pieszczochy już dawno zniknęły ze sceny. I tym razem ludowcy dadzą radę.
Czyli dołącza pan do tych, którzy twierdzą, że sondażownie nie badają opinii społecznej, a ją kształtują?
To raczej inni dołączają do mnie. Ja mówię o tym nieprzerwanie od 30 lat, od kiedy w wolnej Polsce mamy do czynienia z tymi wszystkimi sondażami, że one są przygotowywane w ośrodkach kształtowania opinii publicznej. Naprawdę nie mam w tej sprawie żadnych złudzeń.
O wszystkich ośrodkach ma pan takie zdanie?
W PSL różne funkcje pełniłem - byłem także tym, który od czasu do czasu różne badania zlecał. Wiem zatem, jak się je zamawia i czego od sondażowni oczekuje. Ja tutaj nie mówię o przypuszczeniach, a mam opinię wyrobioną na podstawie własnych doświadczeń.
Jest jeszcze szansa dla PSL na wsi?
A dlaczego PSL ma szukać elektoratu tylko na wsi? Od dawna jesteśmy partią ogólnonarodową i tak, jak inne ugrupowania mamy prawo do szukania elektoratu na szerszym polu. Nie ma sensu skupiać się tylko na wyborcy wiejskim.
Nie jest dla was kwestią ambicji odzyskać ten utracony elektorat?
Każda partia chciałaby mieć elektorat wiejski. I każda partia ma prawo się o niego ubiegać. Natomiast naszą aktualną ambicją jest zdobywanie coraz większego poparcia we wszystkich częściach Polski.
Z perspektywy walki o wyborcę rolniczego rządowa nominacja dla Henryka Kowalczyka chyba nie jest dla opozycji korzystna, prawda?
Nowemu ministrowi rolnictwa daję duży kredyt zaufania i mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie. Nam w PSL przecież zależy na tym, aby polskiej wsi było lepiej, a nie gorzej. A gorzej niż za czasów Grzegorza Pudy raczej być nie może.
Uważam, że Henryk Kowalczyk ma za sobą doświadczenie, które może sprawić, ze w siódmym roku rządów PiS te słynne siedem obietnic dla rolnictwa, złożonych przez Morawieckiego i Pudę, wreszcie doczeka się realizacji. I jeśli mowa o nowym ministrze, to głównie tego życzyłbym polskim rolnikom.